niedziela, 10 sierpnia 2014

1. Koszmar z przeszłości

- Czyli mówisz, że zostałaś sama?- dopytał się mężczyzna poprawiając okulary na nosie.
- Tak, ale pogodziłam się już dawno ze śmiercią rodziców. Minęły trzy lata od tej katastrofy lotniczej. Pierwsze miesiące były tragiczne. Jednak teraz żyję  z myślą, że trzeba iść do przodu. Nie zatrzymywać się.- oparłam się jeszcze raz wygodnie o oparcie kozetki.
- Miałaś wtedy osiemnaście lat. Jak sobie z tym sama poradziłaś? Nikt nie zaproponował ci pomocy? Ktoś z rodziny?
- Nie byłam przecież małą dziewczynką. Odmawiałam pomocy innych. Przez to stałam się samodzielna, niezależna, odważna… Stałam się zupełnie inną osobą niż byłam wcześniej.
- No właśnie. Porozmawiajmy o tej przemianie wewnętrznej.- przygotował sobie kolejną stronę w notatniku.- Wiem, że nie tylko przez to tak bardzo się zmieniłaś. Śmierć rodziców to był jeden powód. A drugi chyba bardziej na tym przeważył.
- Nie chcę o nich rozmawiać.- burknęłam. To był taki temat, że za każdym razem jak o nim myślę, wzrasta mi ciśnienie.
- Nina, jestem twoim terapeutą. Powinnaś mi mówić wszystko. Jeśli tego nie zrobisz, to spotkanie mija się z celem. A przecież już tyle spotkań mamy za sobą. Nie marnuj tego.- przewróciłam oczami, a następnie przyjrzałam się jego dyplomowi na ścianie. Był dość daleko, a nie miałam sokolego wzroku. Doczytałam tylko Panu Richardowi Stevensowi za
- No dobrze, już dobrze.- wypuściłam powietrze z płuc.- Tak, to głównie przez nich się tak zmieniłam. Oni zamienili moje życie w piekło.
- Może zacznij od początku…- zaproponował.
- No dobrze.- zebrałam się do tego monologu.- To było za czasów kiedy chodziłam do liceum. Nie wyglądałam wtedy tak jak teraz, o nie. Byłam strasznie brzydka. Miałam wielką wadę wzroku, więc nosiłam okulary ze szkła o grubości pół denka od słoika. Moje zęby też nie wyglądały pięknie. Krzywe, dwie łopaty do przodu. Założono mi aparat. Moja cera była pełna niedoskonałości, a włosy jak siano, mysiego koloru. Mój styl można było porównać do mieszanki bibliotekarki, mola książkowego, kujona i starej moherki spod kościoła.
- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić widząc cię teraz.- wtrącił.
- Każdy tak mówi.- wyciągnęłam komórkę i pokazałam mu zdjęcie na dowód. On zszokowany uniósł brwi wysoko do góry, a następnie bacznie mi się przyjrzał.
- Nigdy bym nie pomyślał, że to ty.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.- Wracając do przeszłości… Przez mój wygląd i skromną osobowość nie byłam lubiana w mojej szkole. Nakleili na mnie plakietkę dziwoląga. Zawsze sama w ławce czy na stołówce. Nie miałam przyjaciół. Byłam taką szarą myszką. Jednak przez niektórych byłam więcej niż nie lubiana czy nietolerowana. Oni zmienili moje życie szkolne w piekło. Było ich czterech. Kendall, Logan, James i Carlos. Jeden gorszy od poprzedniego.- wzdrygnęłam się na samą ich myśl. 
- Co ci robili?- spytał.
- Gdybym miała wymienić wszystko, to chyba nie będzie mnie na pana stać. Tego nie zapomina. Byli panami szkoły, laski się w nich bujały… Tylko nie wiem czemu tak bardzo przyczepili się do mnie. Pewnie dla rozrywki. Lubili mnie dręczyć, a ich dziewczyny miały z tego ubaw. Stałam się kozłem ofiarnym. Często kradli mi plecak. Znajdowałam go na drzewie, dlatego woźny nigdy nie chował drabiny. W mojej szafce znajdowałam różneniespodzianki. Najgorsza była chyba stara metrowa ryba czy też wylane skisłe mleko na moje rzeczy. Na korytarzach zaczepiali mnie wyzwiskami lub rzucali jakieś kreatywne wierszyki na mój temat. No dużo tego było… Naprawdę nie wyobraża sobie pan tego. O! Przypomniało mi się. Stworzyli mi nawet stronę w sieci. Taka hejterownia Niny Simons.- powiedziałam z ironią w głosie.
- Nie szukałaś pomocy u nauczycieli?
- Wiele razy chciałam. Bałam się. Bałam się, że się zemszczą, bo pewnie byli do tego zdolni. Nie miałam odwagi się przeciwstawić. Musiałam się z tym męczyć. Były takie sytuacje kiedy naprawdę mnie wykruszyli. Skradli mój pamiętnik i czytali go na głos swojej grupie. Pamiętam jak płakałam. Albo przegrzebali moją kartę pacjenta i dowiedzieli się, że mam uczulenie na orzechy. Moja twarz wyglądała jak u potwora, swędziała mnie. Nie wiedziałam z czego się śmieją. Każdy przechodził i patrzył się na mnie jak na potwora.
- A kiedy ten twój koszmar się skończył?
- Właśnie do tego dążę.- wyjaśniłam.- Kiedy przechodziłam przez korytarz i ci debile się ze mnie naśmiewali, zauważyłam swoją twarz w gablotce. Byłam przerażona. twarz mi spuchła. Miałam czerwone plamy nawet na szyi i dekolcie. Łzy kapały mi z oczu. A potem było tylko gorzej. Zaczęłam się dusić. Nie mogłam złapać powietrza. Pierwszy, że coś się ze mną działo, zauważył Logan. Szturchnął kolegów. Przestali się śmiać. Spanikowali uciekając. Ktoś wezwał pomoc. Przyszła moja nauczycielka z pielęgniarką. W szkole nie było takich leków, więc zabrani mnie do szpitala.- Mogli cię zabić.- podsumował.- Tak, wiem. Jednak od tego wypadku, widziałam ich po raz ostatni. Powiedziałam wszystko rodzicom. Przepisali mnie do innej szkoły, a to był już ostatni rok. Nie mieli odwagi po tym wszystkim mnie za to osobiście przeprosić, więc napisali do mnie na chacie grupowym. Spodziewałam się, że chcą mnie przeprosić, ale nie tolerowałam takich przeprosin. W sumie cokolwiek by zrobili w tej sprawie to bym im nie wybaczyła. Nie po tym wszystkim. Więc kazałam im spierdalać na drzewo. Kilka dni później, już poi maturze, zginęli moi rodzice. Świat zawalił mi się na głowę. I wtedy coś we mnie pękło. To wszystko co mnie spotkało skumulowało się i wybuchło. Zmieniłam się. Zmieniłam wewnętrznie jak i zewnętrznie. Zaczęłam nowe życie. Rodzice pewnie by tego chcieli.
- Uważasz, że teraz jesteś lepszą Niną Simons?
- Zdecydowanie.
- Szkoda, że to nasze ostatnie spotkanie.- powiedział.- Ale jak widać, nie potrzebujesz już mnie.- Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście i twoje życie poukłada się tak jak sobie wymarzysz.- podniósł się z fotela, a ja z kozetki.-
- Dziś przeprowadzam się do Los Angeles, więc już się więcej nie spotkamy. Dziękuję panu za wszystko.
- Taka już moja praca.- uśmiechnął się.- Do widzenia.
- Do widzenia, panie Stevens.- zabrałam swoją torebkę i opuściłam gabinet.Tak, przeprowadzam się do Los Angeles. Sprzedałam w końcu wielką posiadłość po rodzicach, a za część wynajęłam piękny apartament. Nie tylko z powodu nowej pracy się przeprowadzam ( będę pracować jako asystentka prezesa dużej firmy ), ale chcę też zmienić swoje życie na lepsze.

Tydzień później ustabilizowałam się na dobre w nowym mieście. Pracuje mi się wyśmienicie. Szef to zabawny człowiek. Poznałam wspaniałą koleżankę. Nazywa się Emma Wright. Szukała mieszkania, więc zaoferowałam jej swoją pomoc. Teraz jesteśmy lokatorkami w moim apartamencie. Sorry, już naszym. Dobrze się nawet złożyło. Nie jest tu tak cicho i pusto gdy wracam do domu, chociaż tyle jest tu metrów kwadratowych, że nawet we dwie czujemy się tu swobodnie.
Gdy miałyśmy wolne, wybrałyśmy się na zakupy do centrum. Byłam nastawiona na wielkie łowy. Oczy lśniły mi jak diamenty na samą myśl. Zaparkowałyśmy na parkingu. Gdy weszłyśmy do sklepu, przypomniało mi się, że nie zabrałam portfela z półki. Musiałam zapłacić za postój z góry, więc nie wsadziła go z powrotem do torebki.
- Emma, zapomniałam portfela z auta. Zacznij beze mnie. Dołączę do ciebie wkrótce.
- Ok. Będę buszować w tej sieciówce.- wskazała palcem, a ja kiwnęłam głową.
Wyszłam z centrum handlowego. Gdy podeszłam do samochodu, obok mnie zaparkowało jakieś auto. Nie przyglądałam mu się.
- Halo? Tak, zaraz będę na miejscu. Nie spinaj dupy.- powiedział chłopak kiedy wysiadł z auta. Mimowolnie odkręciłam głowę, aby go zobaczyć. Rozmawiał przez telefon. Schował go do kieszeni. Przypatrzyłam się jego twarzy. No nie! Ja chyba śnię! To nie może być on! Ale wszędzie bym poznała te twarz… to jeden z tych palantów. James Maslow… Stałam jak wryta nabierając powietrza do płuc. Nagle nasze spojrzenia  zetknęły się ze sobą. Czułam jak dziwny prąd przelatuje przez moje ciało. Na mój widok zatrzymał się i uśmiechnął.- Witam, piękna.- wyszczerzył się.- Znamy się?
- A nie znasz mnie?- spytałam niepewnie.
- Przecież gdybym znał taką piękność to bym o niej nie zapomniał, prawda? A bardzo chciałbym poznać…- nie wierzę. Nie rozpoznał mnie. I do tego teraz mnie bajeruje? Obudź się z tego koszmaru, Nina!
- Jak masz na imię?
- Alice.- wiem, wiem. Nie powinnam kłamać, ale tak jakoś wyszło.
- Piękne imię. Ja jestem James.- przedstawił się. Chciałam mu wygarnąć Wiem doskonale jak się nazywasz, tępy skurwysynu! Jednak postanowiłam zachowywać się naturalnie, jak najbardziej się da.- Też idziesz do środka?- kiwnęłam głową.- Wiesz… jestem umówiony już z przyjaciółmi, ale może spotkamy się jeszcze, co?- przyjaciółmi? Czyżby nimi?- Masz tu mój numer, dzwoń kiedy chcesz.- wręczył mi wizytówkę.- Pa.- pomachał mi i pobiegł.
- Pa?- odpowiedziałam zdezorientowana kiedy już go nie było. Zgniotłam karteczkę w dłoni. Nie jestem śmieciarą, więc włożyłam go do kieszeni mówiąc, że potem wyrzucę.

Odnalazłam Emmę rozglądając się po drodze czy może Maslow mnie nie zauważył. Emma stała już przy kasie. Gdy zobaczyła mój przerażony z pewnością wyraz twarzy, zapłaciła szybko i zabrała mnie przed sklep. A ja nadal jak wariatka rozglądałam się w poszukiwaniu tego kretyna.
- Nina, co się stało?- spytała. W tej chwili cała ich czwórka weszła do baru z koktajlami, a mi serce podskoczyło do gardła.
- Oni się stali!- wskazałam jej szybko palcem. Spojrzała w to miejsce, które wskazywałam palcem. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Noo…fajni są.
- Nie!- potrząsnęłam nią.- To jest mój koszmar z przeszłości! To właśnie o nich ci mówiłam! To ci sami! Oni zamienili moje życie w piekło!
- Oni?- jeszcze raz spojrzała na nich niedowierzając.- Nie wyglądają na takich…
- Może teraz nie, ale kiedyś jak najbardziej. Co oni tu robią?
- No wiesz…- odpowiedziała nadal zaskoczona tym co jej wyznałam.- Widziałam ich kilka razy, zawsze razem. Pewnie tu mieszkają.
- No nie!- złapałam się za głowę.- Oni? Tu? W Los Angeles. Po co?
- Skąd mam wiedzieć? Nie znam ich.- wzruszyła ramionami.
- Może to się stało po coś…- uspokoiłam się po chwili wciąż gapiąc się w ich stronę. Siedzieli przy samej szybie sącząc koktajle.
- O czym ty myślisz?- zapadła cisza.- Nina, no weź mi odpowiedz.- zniecierpliwiła się.
- To coś w rodzaju przeznaczenia. Jakaś siła przyciągnęła mnie do tego miasta. On mnie nie poznał, a to znaczy, że reszta tez mnie nie pozna.- wyciągnęłam wymiętoloną wizytówkę i rozwinęłam ją. Przyszedł mi do głowy genialny plan.- Teraz czas na zamianę ról.
- A co to znaczy?
- To znaczy, że Nina Simons się na nich zemści…



 ____________________________________________________________________________________________

B: Pierwszy rozdział za nami. Mam nadzieję, że wam się podobał. Jeśli przeczytaliście i się spodobało to polećcie znajomym. Jeszcze nie znam uczucia jak to jest dostać komy, więc czy mogę na nie liczyć? Choć na jeden szczery komentarz?

M: W ten sposób właśnie dopisuję się do rozdziału. Betty ma rację. Musi dostać zachęte do dalszej pracy ;)






4 komentarze:

  1. Zapowiada się naprawdę świetnie. Proszę, jak chłopaki rozrabiali. Dzięki ich głupim pomysłom mogli ją wyprawić na tamten świat. Jestem bardzo ciekawa jak Nina to rozegra. I blog jak pięknie się prezentuje. Super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkanie po latach... Hmm... Nina Simons się zemści? Cudownie! Uwielbiam takie klimaty! :)
    Ciekawe co wymyśli, by zmieszać ich z błotem. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Będzie się działo (zacieram ręce). :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już przypadł mi do gustu ten blog :D Kocham zemsty ♥ Muahahahhaha, Nina do boju! Ale i tak mam jakieś 60% pewności, że ktoś się w niej zakocha xd czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział GENIALNY ! Będę stałą czytelniczką, dopiero zauważyłam link u Marli :). Podobał mi się rozdział, zabieram się za czytanie ! :)).
    Pozdrawiam ♥ .

    OdpowiedzUsuń