poniedziałek, 24 listopada 2014

20. Czysta prawda

Moje życie legło w gruzach. Nie tak to wszystko planowałam. To nie tak miało być. Zmarnowałam tyle czasu na swoją zemstę za przeszłość i szlag ją trafiło. Jaka ja byłam głupia myśląc, że mi się to uda. Nie znała tak dobrze jednak swoich przeciwników. Prawda. Zawsze dziwnie wszystko mi się udawało. To ja byłam pionkiem w ich grze. Nie oni w mojej. I w dodatku zawiodłam się na pewnej osobie, której zaufałam. Otworzyłam drzwi od mieszkania cała rozmazana. Emma siedziała na krześle. Wyglądała jakby na mnie czekała. Nic nie powiedziała gdy mnie zobaczyła. Czekała aż ja coś powiem.
- Pakuj się mieszkać u swojego kuzyna.- powiedziałam na wejściu.
- Nino.- podniosła się.- Ja cię bardzo przepraszam.
- Teraz przepraszasz, bo nie masz gdzie mieszkać i…
- Nie! Mam gdzie mieszkać.- przerwała mi.- Daj sobie tylko wytłumaczyć.
- Mam dość. Wystarczy, że wysłuchałam już twoich przyjaciół. Jednak masz jakiś przyjaciół. To dlatego miałaś taką minę gdy ci to wypomniałam.- założyłam ręce.
- Tak, to prawda. Są moimi przyjaciółmi. To ja powiedziałam im co planujesz. To ja dawałam im potrzebne informacje. Ja namówiłam koleżankę, aby wzięła Logana do biblioteki. Popsułam też wagę, bo wiedziałam, że ją weźmiesz by mu dać. Kendalla też spotkałaś dzięki mnie. Gdy wyszłaś, dałam mu znać, że ma iść na targ. Dzwoniłam do nich wtedy kiedy miałaś zamiar wybrać się do ich pracy żeby tam byli. James zawsze był w klubie po tobie. Nie zorientowałaś się? A wczoraj musiałam cię z tymi książkami przetrzymać, bo Logana nie było w bibliotece i moja koleżanka miała już tego też wszystkiego dość. I ja też grzebałam w twoim laptopie żebyś miała powód, aby odwiedzić Carlosa.
- A czemu więc pomagałaś mi?
- A mówiłam, że nie chcę? Ostrzegałam, że mi się to nie podoba. Sama chciałaś. Ja byłam przeciwna. Słuchaj…- westchnęła.- Nie miej do nas żalu. Robili to samo co ty. Jeżeli jesteś na nich, na nas wszystkich zła to na siebie też powinnaś. Jesteś taka sama i nie zaprzeczaj. Nie wiń ich jeśli sama nie uważasz siebie za winną.
- Oni narazili mnie na śmierć!- przypomniałam jej.
- A czy wysłuchałaś ich co oni mają na ten temat do powiedzienia?
- Domyślam się.
- Nie, nie domyślasz. Domniemywasz. Ale jest inaczej.
- Weź już skończ, bo mi się nie chce z tobą gadać.- wyminęłam ją.
- Kłamaliśmy wszyscy, ale od ciebie zależy czy jesteśmy kłamcami.- nie poddawała się.
- Nie rozumiem. Jak już mówiłam, pakuj się i wyjdź.- Emma poddała się i poszła do siebie. Po dziesięciu minutach wyszła zabierając na razie najpotrzebniejsze rzeczy.- Zanim wyjdę, chcę powiedzieć jedno…
- Co? Mamy cię? Ukryta kamera?- zironizowałam.- Zostałaś wkręcona?
- Nie. Chodzi o Jamesa. On naprawdę zakochał się w tobie.
- Nawet nie chce o tym słyszeć.- oparłam się o ścianę.
- Ale ty też go kochasz.- wypaliła, a mnie wmurowało na chwilę.
- No jeszcze czego?! Słyszysz co ty mówisz?- zapytałam zdenerwowana.
- Oh daj spokój! Z Jamesem było inaczej. Gdy wracałaś od niego, byłaś rozchmurzona po całym dniu. Nie denerwowałaś się tylko po jego spotkaniach. Do niego chodziłaś najczęściej, a nawet tak żeby po prostu pójść i pogadać. Możesz tłumaczyć, że to plan, ale to wykracza poza niego. Pamiętam jakim tonem mówiłaś o Kendallu, a jakim o Jamesie. I jeszcze ci się śnił. Podświadomie bałaś się tego co będzie gdy prawda wyjdzie na jaw. A najbardziej było ci żal jak mu zniszczyłaś plany. Gryzło cię sumienie.
- Ale i z tym była nieprawda. Oszukał mnie!
- Ty jego też. Jeszcze możesz to naprawić. Przyjdź do klubu o dziewiętnastej jeśli dotrze do ciebie, że miałam rację. Cześć.
- Tak się nie stanie!- zamknęłam za nią drzwi. Oparłam się o nie plecami i znów zaczęłam wylewać niekontrolowane łzy. W dodatku zaczęła wydzwaniać do mnie Amber. No jeszcze z nią nie miałam kiedy podyskutować. Miałam tego wszystkiego dość. Wyłączyłam komórkę. Niech wszyscy dadzą mi święty spokój!

Leżałam na swoim łóżku zwinięta w kłębek płacząc jak dziecko. Sama nie wiedziałam czemu ciągle tak płaczę. Do mojej głowy wdarł się James i nie chciał z niej wyjść. Wciąż pamiętam jego ostatnie słowa. Tyle kłamał to kłamał i teraz. Wszyscy kłamali. Niestety ja też. Ale mogli tak tego nie robić. Mogli się w to nie bawić, nie marnować mojego czasu. Mogli od razu powiedzieć, że koniec z tym. że wiedzą kim jestem. Miałam ochotę leżeć w tym łóżku cały dzień i słuchać smutnych piosenek.




Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było już po piętnastej. Nie chciało mi się w stawać ani nikomu otwierać. Chciałam zostać sama i użalać się nad sobą. Jednak ktoś nieustannie dobijał mi się do drzwi. Przeklęłam pod nosem, a następnie wstałam by je otworzyć. Szybko tego pożałowałam. Chciałam je zamknąć, ale zdążył wsadzić buta między drzwi a framugę.
- Zabieraj swoją girę, Schmidt. Nie chcę cię tu widzieć.- syknęłam.
- Porozmawiajmy na spokojnie.
- Myślisz, że jest jeszcze o czym?
- Proszę. Ten ostatni raz.
- Ostatni?- powtórzyłam. Zastanowiłam się na chwilę.- Masz pięć minut.- wpuściłam go do środka.- Tylko szybko. Im szybciej tym lepiej.
- Wiem, że może przepraszanie cię w tej chwili nie przyniesie mi najmniejszego sensu, ale zawsze warto spróbować. Ja wiem jak było w liceum. Teraz jak na to patrzę jest mi naprawdę wstyd za to co się wydarzyło.
- Wstyd?- przerwałam mu.- Jest ci tylko wstyd? Chciałabym uzyskać w końcu odpowiedź na swoje pytanie. Czemu się mnie tak uczepiliście?
- Nie wiem.- odpowiedział.- Po prostu nie wiem. Może to była zabawa. My byliśmy zwykłą paczką. Chcieliśmy zrobić coś szalonego. Być w centrum uwagi, być popularni. Pamiętasz ten dzień kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy?
- Wpadłeś na mnie, a potem się wydarłeś, bo niosłeś kawę.
- No właśnie. Wydarłem się i zwróciłem uwagę innych. Zebrało się mnóstwo ludu, bo zwróciłem uwagę zwykłej, szarej, niezbyt urodzajnej dziewczynie co im się spodobało. I wtedy dotarło do mnie czego chcą ludzie. Wiedziałem, że jeśli będę cię dręczyć to ja będę w centrum uwagi. Będę…
- Robiłeś to dla popularności?- znów mu przerwałam.
- Trochę mnie to zaślepiło. A potem wciągnąłem w to przyjaciół. I nie wiń ich za to. Poddali się mojej woli. Oni potem też się wkręcili. Dlatego przyszedłem też prosić cię…- urwał patrząc prosto w oczy.- Jeśli chcesz kogoś winić to tylko mnie. Ja jestem za wszystko odpowiedzialny. Nie oni. Im wybacz za to. To mnie powinnaś nienawidzić. Ale chcę żebyś wiedziała, że po tym wypadku, oprzytomniałem i chciałem to naprawić.
- Było już trochę za późno.
- Chcieliśmy się z tobą spotkać. Szczerze przeprosić, jednak ty nie chciałaś. Więc daliśmy sobie spokój. Lecz wiedz, że długo dręczyło nas poczucie winy. Od tamtego czasu odpuściliśmy sobie wyżywanie się na innych. Zmieniliśmy się od tamtego czasu.
- Wątpię w to.- założyłam ręce.
- A ja niestety nie umiem cię przekonać. -zapadła cisza.- Podziwiam cię, wiesz?
- Mnie? Za co?
- Mimo tego wszystkiego dałaś radę. Udźwignęłaś ciężar. Pokonałaś swój problem i stanęłaś na nogi. Stałaś się silniejsza niż kiedykolwiek. Śmiało osiągasz swoje cele. Ty też się sporo zmieniłaś od tamtego czasu. I wewnętrznie i zewnętrznie. James miał rację. Gdybym nie dowiedział się, że to ty, nie poznałbym cię, Nino. Wiesz, że James…
- Nie rozmawiajmy o nim.- burknęłam.
- A to czemu?- przyjrzał mi się z ciekawością.- Moje pięć minut jeszcze nie minęło. James zakochał się w tobie.
- To nieprawda.
- Prawda. Czysta prawda. Mu potem było najciężej uczestniczyć w tym wszystkim. To on od kilku dni nalegał żeby to zakończyć. Wiesz dlaczego? Bo nie chciał cię w żaden sposób zranić.
- Ale zrobił to.
- Ty też to zrobiłaś.- przypomniał.
- Ale wy o tym wiedzieliście, więc nie ucierpliliście. Za to mi się dostało już drugi raz.
- Tak myślisz? Myślisz, że on nigdy nie ucierpiał tak jak ty w żaden sposób?- zbliżył się do mnie.- To coś ci powiem. Wiesz co się wydarzyło dwudziestego lutego roku 2011?
- Nie wypominaj mi nawet tego dnia.- przypomniał mi się cały ten ból.
- Katastrofa lotnicza. Samolot z trasy Europa - USA. Twoi rodzice lecieli tym samolotem. Państwo Maslow również. Wszyscy lecieli tym samym samolotem. Wcześniej ojciec zadzwonił do Jamesa i powiedział, że spotkał twoich rodziców. Chcieli zorganizować spotkanie, na którym byłabyś ty i James razem z nami. Żeby to sobie wszystko wyjaśnić i błagać o przebaczenie, bo wasi rodzice sobie wyjaśnili kilka spraw. Chcieliśmy błagać ciebie z całego serca.- położył rękę na swoim. Czułam jak łzy spływają mi po policzku.- Ale cała ich czwórka nie dotarła tak jak cała reszta pasażerów. James umiał postawić się w twojej sytuacji. On rozumie cię najbardziej. Oboje straciliście rodziców. Mu też nie było łatwo. Ledwo zdał maturę. On cię naprawde kocha. Skoro nie chcesz przebaczyć mnie czy Loganowi, Emmie i całej reszcie, przebacz mu. Przychodzę do ciebie. On o tym nie wie. Przyszedłem, bo chcę dla niego jak najlepiej. To mój przyjaciel. Chcę żeby w końcu był szczęśliwy. Pomyśl nad tym.- nie odezwałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć.- Dzisiaj o dziewiętnastej gramy w 2NIGHT. Po koncercie będzie czekał na ciebie. Jeśli nie przyjdziesz to da ci spokój i dostaniesz to co chcesz. Odczepi się od ciebie na zawsze.- odwrócił się i skierował do drzwi. Przy drzwiach zatrzymał się i spojrzał jeszcze raz na mnie.- Ale czy ty na pewno tego chcesz?- nie czekał na moją odpowiedź. Po prostu wyszedł. Jego pięć minut właśnie minęło.

Musiałam poważnie zastanowić się nad tym wszystkim. Po tym co powiedział mi Kendall, mam mętlik w głowie. Nie wiem co myśleć. Nie wiem co czuć. Chciałabym żeby to wszystko było tylko snem. Chciałam się obudzić z myślą, że tego nie ma i mogę zacząc zwykły dzień. Ale to działo się naprawdę. Nie mogłam siedzieć w domu. Ogarnęłam swoją twarz i wyszłam się przejść. Takich decyzji nie podejmuje się płacząc w łóżku.
Błąkałam się bez celu. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Za kwadrans kwadrans dziewiętnasta. Ścisnęłam komórkę w ręce. Iść tam czy nie iść? Wciąż się wahałam. Stałam już przed klubem. Widziałam już ten plakat tylko nie w całości. Ostatnio jak tu byłam, to jakiś mężczyzna go właśnie naklejał. Widniał na nim wielki napis Cotygodniowe występy gwiazd. Piątek, godz.19. Big Time Rush. Dalej było opis To początkujący zespół… bla bla bla. Nie chciałam dalej tego czytać. Postanowiłam wejść jednak do środka. Ich jeszcze nie było. Podeszłam do baru.
- Co za niespodzianka.- uśmiechnął się Faoli.- Dziewczyna, której nadal imienia nie znam.
- Nina. Jestem Nina.- odpowiedziałam.
- Problemy?
- Straszne.- westchnęłam.- Wiem już wszystko.
- Przykro mi. Jest mi źle z tym, że nie mogłem od razu ci powiedzieć.
- Rozumiem. Nie mogleś.- odpowiedziałam bez wyrazu.
- Wiesz prawdę, a mimo to tu jesteś.- wytarł ściereczką szklankę.
- Nie wiem czemu tu przyszłam. Nie umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie.
- Jest jednak ktoś kto zna na nie odpowiedź.- nachylił się.- Twoje serce. Posłuchaj go a znajdziesz odpowiedź. Co ci mówi!
- Nie wiem...- szepnęłam. Po chwili rozbrzmiały oklaski. Odwróciłam się żeby zobaczyć co się dzieje. Zespół z dobrze znanych mi członków pojawił się na scenie. Nagle moje spojrzenie i Jamesa skrzyżowały się ze sobą. Uśmiechnął się, choć ja nie oddałam mu tego uśmiechu. Zaczęli śpiewać piosenkę "No idea". Wsłuchałam się w ich głos, a najbardziej jego. Nie spuszczał ze mnie wzroku przez cały czas gdy śpiewał. Nie powiem, pięknie śpiewał. Nie wiem czemu, ale popłynęła mi jedna pojedyncza łza. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na kelnera, który patrzył na mnie z ciekawością. Jego spojrzenie też chciałam uniknąć, więc schliłam głowę. Ja po prostu nie potrafię. Nie potrafię mu, im wybaczyć. Jest to zbyt głęboka rana, która potrzebuje o wiele więcej czasu żeby się zagoić. Teraz jest jeszcze świeża. Nie mogę patrzeć mu w oczy nie wspominając o tej przeszłości. Nawet jeśli bardzo bym chciała...nie potrafię. Może nie jestem na to jeszcze gotowa. To wszystko za szybko się dzieje. Zalana łzami chwyciłam szybko za torebkę i wybiegłam z klubu nie patrząc za siebie. Nie chciałam zapamiętać wyrazu jego twarzy...





Koniec opowiadania


-------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Zrobiłam to co chciałam zrobić. Przyśnił mi się świetny sen, który zainspirował mnie do tego opowiadania. Jestem z tego bardzo zadowolona. Chciałabym bardzo podziękować Marli. Współpraca z nią była czystą przyjemnością. Marla jest po prostu świetna :*

Możecie być trochę zaskoczeni końcem. Wydaje mi się, że zostawiłam tu otwartą kompozycję. Każdy z was może sobie wyobrazić czy Nina kiedyś wybaczy Jamesowi i będą razem czy nie. Sami też musicie "domyśleć" się uczuć innych bohaterów. I tak każdy z was ma swoje własne zadowalające go zakończenie. Dziękuję wam, że tu byliście. To niezapomniana przygoda z prowadzeniem tego bloga :***

M: Wiem, że niezbyt kreatywny tytuł jak na mnie, ale ten mój dziesiejszy stan umysłu :) Ja też cieszę się z naszej współpracy. To było coś czego jeszcze nie doświadczyłam. Jest mi trochę smutno, bo to serio świetna opowieść, czyż nie? Żegnamy się z wami. Mamy nadzieję, że miło spędziliście tu czas :***


czwartek, 20 listopada 2014

19. Jestem Nina Simons

Piątek. To już dzisiaj. Jak długo czekałam na ten dzień. To właśnie tego dnia za godzinę wszystko się wyda. Spełni się mój plan zemsty. Byłam taka podekscytowana. Jeszcze dzisiaj to wszystko się skończy. Będę mogła żyć spokojnie, nie martwiąc się, że ktoś mnie zdemaskuje czy coś pójdzie nie tak. Tak dobrze wrócić do bycia sobą. Do bycia Niną Simons.
Jestem niezmiernie ciekawa ich reakcji. Będą zdruzgotani i skrzywdzeni. Złamię ich serca. Zdadzą sobie sprawę, że zrobiono ich w konia. Cały czas o to mi chodziło. Aby im było źle. Aby choć trochę poczuli to co kiedyś czułam ja. Chciałam wyglądać dziś zjawiskowo. Jeśli mają mnie widzieć po raz ostatni to niech zapamiętają mnie właśnie taką. Byłam zadowolona z efektu końcowego. Wyszłam z łazienki i pokazałam się Emmie.
- Wow. Wyglądasz jak milion dolarów. Ślicznie...- uśmiechnęła się, ale ten wyraz twarzy szybko zniknął. Była dzisiaj jakaś zamyślona. Taka nieobecna. Mało się odzywała.
- Na pewno wszystko z tobą dobrze? Od rana jesteś jakaś inna.- zwróciłam jej uwagę chyba trzeci raz, ale nie wydawało mi się żeby tym się przejęła. Wprost przeciwnie. Wlatywało jednym uchem a wylatywało drugim.
- Źle się dziś czuję po prostu. Cieszę się, że to wszystko się kończy, ale teraz nie potrafię.- powiedziała kładąc głowę na poduszkę.- Idź już.
- Przecież mam jeszcze sporo czasu... A może ty chora jesteś? Może zrobić ci herbaty? Może coś ci przynieść?- zaproponowałam.
- Nie, dziękuję.- odpowiedziała sucho.- Na pewno nic mi nie będzie.
- Ja się martwię o ciebie po prostu.- przysiadłam się.
- To nie martw. Nie warto żebyś zawracała sobie tym głowę. Może w końcu zrozumiesz. Proszę cię. Zostaw mnie samą.
- No dobrze.- nie tak wyobrażałam sobie entuzjazm Emmy tego dnia. No cóż. Najwyżej tylko ja będę się cieszyć. Postanowiłam wyjść wcześniej. Zabrałam torebkę i wyszłam z domu.

Czekałam cierpliwie do godziny jedenastej przy bramie północnej na Carlosa. Gdy tylko wskazówki pokazały tę godzinę, podszedł do mnie Latynos z uśmiechem na twarzy. Patrzył na mnie tak ciepło.
- Co to za niespodzianka?- spytał na sam początek.
- Troszkę na nią poczekasz.- wyszczerzyłam się.
- No zobaczę.
- No właśnie tu jest problem. Nie wiem czy zobaczysz.- wyjęłam z torebki czarną opaskę.- Jeśli chcesz żeby niespodzianka się udała, musisz mieć to na oczach.
- Hahaha!- zaśmiał się.- Serio?- spytał rozbawiony.
- Tak, więc lepiej się nie wierć.- zawiązałam mu ją dobrze.- Widzisz coś?
- Nic a nic. A jak mam tam gdzieś dojść? Zaprowadzisz mnie czy mam tak błądzić?- opaska na oczach bardzo go rozbawiła.- Czy ja nie wyglądam w tym głupio?
- Ależ nie. Tu prawie nikogo nie ma. Tylko jakaś staruszka krzywo się na nas patrzy.- złapałam go za rękę.- Już cię prowadzę.- zaprowadziłam go do centralnego placu z czterema ławkami wokół małej fontanny. Posadziłam go.
- I gdzie ta niespodzianka? Już mogę to zdjąć?- niecierpliwił się.
- Ja dopiero idę po te niespodziankę. Jest jeden warunek.
- Zrobię wszystko co każesz.- wyszczerzył się.- Ale mam bekę.
- Tak, tak... Musisz być absolutnie cicho. Nie odzywaj się ani słowem póki nie wrócę i ci na to nie pozwolę. Obiecujesz?
- Naturalnie. Przyrzekam.- podniósł prawą rękę.
- To za kilka minut wracam.- poinformowałam go i pobiegłam po Logana do bramy południowej. Już tam czekał. Zawsze przed czasem.
-  Wow, pięknie wyglądasz. Tak się cieszę, że poznasz moich przyjaciół.
- Ja też.
- To co? Może... przejdziemy się pospacerować razem. Spędzić razem czas... tak jak chciałaś.- powiedział cicho.
- W sumie to mam dla ciebie niespodziankę.
- Dla mnie?- zdziwił się.- To miłe.
- Ale musisz mieć to na oczach.- pokazałam mu opaskę.
- Jak romantycznie. A proszę bardzo.- pozwolił się zawiązać. Kiedy miał już supeł za głową, wyciągnął niepewnie ręce jakby czegoś szukał. Trafił na moje ramię.- Tu jesteś.
- Kiedy cię posadzę, obiecaj, że nie odezwiesz się ani słowem. Będziesz siedział spokojnie, a ja przyjdę po niespodziankę.
- Wedle życzenia.- zaprowadziłam go w to miejsce co Carlos tylko posadziłam Logana na innej ławce. Oboje było cicho jak makiem zasiał, a ja szybko pobiegłam do bramy wschodniej po Kendalla.
- Cześć skarbie.- sprzedał mi soczystego buziaka.- To jak? Spędzamy tutaj godzinkę, a potem do Carlosa? Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym poznać ich dziewczyny. Od jakiegoś miesiąca czekam na ten moment.
- No widzisz. Warto było czekać. Ja też w końcu chciałam spotkać twoich przyjaciół. Dobrze, że mamy wolny czas. Chciałabym ci coś pokazać.
- Co dokładnie?- spytał.
- To taka niespodzianka. Nie mam wiele czasu, więc powiem do rzeczy. Zakładasz to na oczy i nie mówisz ani słowa.
- Hahaha żartujesz sobie ze mnie? Mam jak jakiś popapraniec przez park z opaską chodzić?
- No wypraszam sobie.- zażartowałam.- Miłość wymaga poświęceń. Park jest nawet pusty. Choć kręci się tu jakaś staruszka.
- Ale dlaczego mam się nie odzywać?
- Żebyś nie zwracał na siebie uwagi. I zepsułbyś niespodziankę.
- No dobra.- zabrał sam opaskę ode mnie, a następnie zawiązał na oczach.- Zabawmy się. Ludzie i tak już uważają mnie za gorszego popaprańca. – tym bardziej ja. Zrobiłam z nim to samo co z Carlosem i Loganem. Jeszcze tylko James.Kiedy zjawiłam się przy zachodniej bramie, on akurat przyszedł. Uśmiechnął się, ale był dziś jakiś przygaszony.
- Hej.- przytuliłam go.- Cieszę się, że jesteś.
- Czemu miałbym nie przyjść dla ciebie? Co to za ważna rzecz, którą chciałaś mi powiedzieć?
- Opowiem ci ją w parku, ale gdy przekroczysz jego granicę, nie możesz odezwać się ani słowem dopóki ci nie pozwolę.
- Aha…- ściągnął brwi.
- Spokojnie. To niespodzianka. Zaprowadzę cię tam, bo ty sam byś nie doszedł.
- Czemu?- gdy zapytał, wyglądał jakby pożałował. Pokazałam mu czarną opaskę.- Proszę, chyba nie chcesz żebym…
- … ją założył. Tak, chcę.- uśmiechnęłam się.
- Jak ja będę w tym wyglądał.- powiedział pod nosem do siebie.
- I tak jesteś piękny. Nic tego nie zmieni. Zresztą nie masz innego wyjścia. Musisz spełnić moją prośbę jeśli chcesz żeby się udało.- wzruszył rękoma i dał sobie założyć opaskę. Zaprowadziłam go na ostatnią wolną ławkę.

Patrzyłam na nich czterech pogrążonych w ciszy i niewiedzy. Stanęłam przed fontanną. Czułam jak moje serce szaleje. Zaraz wyskoczy. Byli tak niedaleko siebie, a o tym nie wiedzieli. Umówili się z czterema dziewczynami, a pokaże się tylko jedna. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Musiałam się odezwać.
- Uwaga!- powiedziałam.- Kochani, możecie ściągnąć opaski.
- Możecie?- powtórzył Carlos. Ściągnął czarny materiał tak jak reszta.- Ooo…
- Chłopaki? A co wy tu robicie?- spytał zaskoczony Kendall.
- Może ty byś odpowiedział lepiej.- odezwał się Logan.
- Sarah?- Latynos spojrzał się na mnie.- Co tu się dzieje?
- To nie jest Sarah.- poprawił ją James.
- To jest Diana.- Kendall wsadził opaskę do kieszonki koszuli.-
 Nie.- zaprzeczył Logan.- To jest Jannette…
- Chwila!- blondyn spróbował opanować sytuację. Przyjrzał mi się marszcząc brwi.- Co tu do jasnej cholery się dzieje? Kim ty w końcu jesteś?
- Nie mam na imię ani Jannette, Sarah, Diana. Ani Alice. Nie jestem żadną z nich.- odpowiedziałam z dumą.
- To kim ty w końcu jesteś? Myślisz, że to śmieszne jest krzywdzenie tylu ludzi na raz?
- Oh Kendall…- zrobiłam dwa kroki w jego stronę.- Myślę, że o krzywdzeniu ludzi to ty wiesz więcej niż ja. A wszystko to głównie twoja wina. Cofnijmy się trzy lata wstecz, moi drodzy.- zaczęłam spacerować wokół fontanny żeby każdy choć na trochę mnie zobaczył z bliska.- Cofnijmy się do jakże pięknych lat szkolnych. Jak wyżywaliście się na niewinnej dziewczynie. Ta dopiero się przez was nacierpiała. To tutaj to taryfa ulgowa. Cierpiała przez waszą głupotę, a nawet mogła zginąć. Nadal dobrze to pamiętam i nie zapomnę tego nigdy.
- Nina Simons…- wyszeptał James, lecz wychwytałam jego głos. Opuścił głowę pogrążony w myślach.
- Tak, James. To ja. Cieszę się, że w końcu mnie rozpoznaliście.
- O mój Boże!- Logan spojrzał się na mnie jakby zobaczył ducha.
- Co ty robisz w LA?- spytał Carlos.- Jak na nas trafiłaś?
- Przeprowadziłam się. Znalazłam pracę. Chciałam zacząć nowe życie aż tu nagle niespodzianka!- rozpostarłam ręce.- Spotkałam Jamesa na parkingu, a ten mnie nie poznał. I wtedy wpadłam na genialny pomysł.
- Chciałaś zemścić się na nas za to wszystko co ci zrobiliśmy? Rozkochać i po prostu zostawić?- odezwał się Kendall.
- Nie tylko.- pokręciłam głową.- Pamiętasz swój test z angielskiego? Napisałeś go pewnie na więcej punktów. Ale ja go sfałszowałam i podmieniłam. A ty Carlos?- podeszłam do niego.- Pamiętasz ten dzień jak przyszlam do ciebie przed spotkaniem z umówionymi ludźmi?
- Dostałem wtedy alergii i zostałem w domu…
- Tak.- przyznałam mu rację.- Kot to też moja sprawa. Mój sweter był pełen jego sierści. Telefon też specjalnie ci utopiłam.
- To było podłe!- uniósł się.- Miałem tam ważne kontakty!
- Jakby mnie to obchodziło… Podłe to było to co wy mi zrobiliście.- nadeszła kolej na Logana.
- Nawet na mnie nie patrz.- brunet odwrócił wzrok.- Ja już się domyślam co ty mi zrobiłaś. Tak ciesz się. Udało ci się.- burknął.
- Dobrze, że się rozumiemy.
- A co z Jamesem?- spytał Kendall. James odzywał się najmniej. Siedział jakby nieobecny ze wzrokiem wbitym w swoje nogi. Czasem spojrzał na mnie na chwilę wzrokiem pełnym bólu.
- Jamesowi usunęłam smsa od Marcosa o tym żeby przyjechał, bo inwestorzy dotarli do klubu. Stracił swoją wielką szansę.- założyłam ręce.
- Nie wierzę. Nie wierzę, że po tylu latach chciało ci się tak zabawiać. I co? Jak się z tym czujesz?- zielonooki spiorunował mnie wzrokiem.
- Wyśmienicie.- odpowiedziałam.- Dawno nie czułam się tak dobrze. Taka spełniona.- uśimiechnęłam się triumfalnie. Każdy okazywał jakieś oznaki złości prócz Jamesa.- A ty co? Mało się odzywasz, Maslow.
- Proszę.- podniósł w końcu głowę.- Skończmy to…- chyba najgorzej to znosił. Spojrzałam po reszcie chłopaków. Kendall patrzył to na Logana, to na Carlosa. Latynos rozchmurzył się, a potem uśmiechnął. Zwykły uśmiech zamienił się w śmiech. Logan spuścił głowę żeby nie okazywać swojego rozbawienia co dopiero Kendall, który nagle wybuchł śmiechem. Wtedy Carlos już się nie powstrzymywał.
- Z czego się śmiejecie?- spytałam ich trochę wybita z tropu.
- No nie wiem. Może z ciebie!- odpowiedział Kendall.
- Nie no dobre…- zabrał głos Carlos.- To się udało.
- Co się udało?- nie wiedziałam o co chodzi.
- Nino Simons.- Kendall podniósł się z ławki i stanął naprzeciwko mnie. Czekał aż uspokoi śmiech i dopiero zaczął mówić.- Przykro jest mi tobie powiedzieć, że twój plan chyba szlag trafił. My wszyscy wiedzieliśmy o tobie. Wiedzieliśmy, że ty to żadna z tych dziewczyn, za które się podawałaś.
- Co?- powoli docierały do mnie jego słowa. To niemożliwe. To nie może być prawda.
- Dokładnie, Nino.- potwierdził Logan.
- Nie! Wy kłamiecie! Nabieracie mnie teraz! Nabieracie jak zawsze! Bo jesteście źli i chcecie mi dopiec!- podniosłam głos. Czułam jak gotuje się we mnie.
- Dobra. pośmieliśmy się, a teraz na serio.- przybrał poważny wyraz twarzy.- Nino, czy ty serio myślałaś, że ci się to uda? Chodzenie potajemnie z każdym z nas? Czy nie miałaś wrażenia, że to wszystko za łatwo ci poszło? Myślałaś, że jesteśmy aż tak głupi?


Zapadła cisza.
- Od kiedy?- odezwałam się w końcu.
- Praktycznie od samego początku. Tylko Jamesa spotkałaś przez przypadek. Spotkanie z każdym z nas było później ukartowane.
- To niemożliwe! Jak to ukartowaliście? Musieliście wiedzieć co, gdzie i jak! Musieliście znać każdy mój ruch!
- Znaliśmy go.- powiedział za niego Logan.
- Ale więcej wytłumaczy ci Emma.- wtrącił Carlos.- czy ja się przesłyszałam? Emma? Ta Emma?!
- Tak. Na pewno ta Emma.- odrzekł blondyn jakby czytał w moich myślach.- To nie jest prawdą, że my jej nie znamy. Nie miej jej tego za złe. To my ją w to wciągnęliśmy.
- Głównie ty, Kendall.- dopowiedział Latynos.- To twoja kuzynka.
- Co?!- wybałuszyłam oczy.- Amber i Emma to twoje kuzynki?! Znaczy, że…


- Działały na dwa fronty. Tak znaliśmy każdy twój plan. Po tym jak spotkałaś nas w centrum, Emma wieczorem przyszła do nas. Powiedziała o tym co zamierzasz. I wtedy obmyśleliśmy własny plan.
- Tak.- Carlos wstał z ławki.- Nasz plan polegał na tym, abyś ty myślała, że twój plan idzie bez zarzutu. Dlatego zawsze ci się udawało. Zawsze miałaś ten przysłowiowy fart, że ci się upiekło kiedy na przykład ja z Loganem spotkałem się w kawiarni czy Logan miał przyjść do Kendalla. Specjalnie usuwaliśmy ci się z drogi.
- Nieprawdopodobne…- wyjąkałam.- Jak mogliście?! Znów wam się udało mnie zniszczyć!
- Tylko spokojnie.- podszedł bliżej Kendall, a ja zrobiłam krok w tył.- Ani ty ani my nie jesteśmy bez winy. Skłamaliśmy tak jak ty co do swojej osoby. My też mamy sfałszowane charaktery oraz miejsca pracy. Ja nie kłócę się non stop z ludźmi. Carlos nie jest taki namolny i nie kolekcjonuje figurek z Gwiezdnych Wojen. Pożyczył je od brata kolegi. W sumie to on najbardziej utrudniał ci plan, prawda?- nie odpowiedziałam, a było to prawdą.
- Tak dla urozmaicenia.- wtrącił złośliwie.
- Logan za to nie jest nieśmiałą niezdarą.- kontynuował.- Wprost przeciwnie. A James robił za bossa.
- Za bossa?
- Tak. No ja mówiłem nie pracujemy tam gdzie pracujemy. Marcos jest właścicielem klubu. Ale dzięki znajomościom udało nam się ubić z nim interes. Ja nie jestem nauczycielem. Mój ojciec jest dyrektorem szkoły, więc gdybyś przyszła, pewnie by ci powiedział to co chciałabyś słyszeć. Carlos nie wie nic o projektowaniu, a jego kolega jest szefem w tym serwisie komputerowym, a Logan nie jest bibliotekarzem. Koleżanka Emmy zgodziła się go przygarnąć. Czyli te rzeczy, które nam robiłaś też były zaplanowane. Nie ma żadnego testu. Carlos może i ma alergię, ale nigdzie się nie umówił. James na niczym nie stracił. A Logan nigdy nie chciał dołączyć do żadnej drużyny.
- To kim wy w końcu jesteście?!
- Zespołem. Jesteśmy tu dla kariery muzycznej. Niedługo wychodzi nasza pierwsza płyta.
- Czyli to wszystko poszło na marne?! Chciałam was zniszczyć, a to wyszło na odwrót. Pewnie dobrze się bawiliście…- przełknęłam ledwo ślinę przez suche gardło.
- Ej, ty też się bawiłaś naszym kosztem. To działa w dwie strony.
- Mam to gdzieś! I jeszcze mi wciskaliście kity typu GDYBYM SPOTKAŁ NINĘ TO BYM JĄ PRZEPROSIŁ! TAK BARDZO ŻAŁUJĘ!- wygarnęłam blondynowi w twarz.
- Właśnie, że nie!- Logan też w końcu wstał.- Chcieliśmy w ten sposób przygotować cię do tego. Sekretnie dać do zrozumienia, że naprawdę jest nam przykro. I to nie była dla nas jakaś super zabawa. Nie było nam na pewno lżej niż tobie udawać kogoś kim nie jesteśmy. Kłamać o miłości w żywe oczy.
- Dlatego ja nigdy wprost nie wyznałem tobie miłości.- wytłumaczył Kednall.- Nie potrafię aż tak skłamać.
- Nie!- znów wrzasnęłam.- Mnie chcę was znać. Chcę się w końcu uwolnić od was wszystkich! Nienawidzę was! Nie wybaczę wam tego co było kiedyś i tego co było teraz! Udało wam się! Dobiliście mnie do samego końca! Możecie sobie dać po Oskarze za fenomenalne talenty aktorskie. Zapiszcie się do jakiegoś serialu!
- Nino, ale..
- Żadne Nino!- przerwałam rozwścieczona.- Co? Jesteście gorsi od tych was udawanych. Wracam do domu i żegnam się z wami na zawsze!- uciekłam stamtąd jak najszybciej, bo czułam, że zaraz wybuchnę płaczem, a nie chciałam okazać im słabości.
- Nina!- słyszałam za sobą wołanie Jamesa!- Czekaj.- dogonił mnie.
- Spierdalajcie!
- Nie! Daj sobie coś najpierw powiedzieć.
- Nie. Już dość się was nasłuchałam, choć nie musiałam. Wracaj do nieswojego klubu. Faoli miał rację. Nie jesteś tym kim jesteś.
- Jest mi naprawde przykro. Ja chciałem to zakończyć. Chciałem się z tego wycofać, ale nie wiedziałem jak. Za daleko to poszło.- chciał mnie dotknąć, ale odsunęłam się.
- Zostaw mnie!- mój głos już cały drżał. Byłam jak jedna wielka cykająca bomba, któa w każdej chwili może wybuchnąć.
- Nie. Słuchaj. Każdy z nas mówił jak im na tobie zależy. Kłamaliśmy wszyscy, ale jeden mówił prawdę. I byłem to ja. Kocham cię.- zastygłam na moment. Nie spodziewałam się teraz takiego wyznania.
- Nie, James.- nie wytrzymałam. Polały się łzy z moich oczu.- Nie kochasz mnie. Kochasz może Alice. Tylko, że ona nie istnieje. Więc twoje uczucie również. żegnam.- odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie uciekając od tego miejsca. Wsiadłam do samochodu cała zaryczana. Nie tak to miało wyglądać...






------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: No i w końcu mój ulubiony rozdział! Kto spodziewał się takiego obrotu akcji? Dziękuję mojej kochanej Marli, że pomogła mi w napisaniu tego rozdziału. To nasze wspólne dzieło. Jestem z tego taka dumna. Przed nami jeszcze ostatni kończący rozdział. Pojawi się on w poniedziałek. A teraz czekam na wasze komentarze :)

M: Tak, świetnie wyszedł ten rozdział. Lubię takie klimaty. To żeśmy wymyśliły. Ha! Jesteśmy genialne. Cieszę się, że mogłam dodać coś od siebie do tego rozdziału. Coś więcej niż zawsze :)

niedziela, 16 listopada 2014

18. Bramy Parku Miejskiego

Mieszałam właśnie łyżeczką duże latte. W Cafelle nie było dziś tłumów. Usłyszałam charakterystyczne dzwonienie dzwoneczka nad wejściem. Amber spojrzała się na wchodzącego klienta, a później na mnie. Westchnęłam głośno. Już wiedziałam, że przyszedł. Spotkań z Carlosem miałam powyżej uszu. Jednak to ten ostatni dzień kiedy myśli, że mam na imię Sarah. Gdy podszedł do mnie, byłam mocno zdziwiona. Miał dla mnie kwiaty. Nigdy nic od niego nie dostałam, dlatego to mnie intrygowało.
- Witaj skarbie.- uśmiechnął się i wręczył bukiet.- To dla ciebie.
- Dla mnie? A co to za okazja?
- A czy musi być okazja? Czy nie mogę raz na jakiś czas złożyć prezentu swojej dziewczynie?- usiadł.
- No oczywiście, że możesz, ale zaskoczyłeś mnie tym.- odłożyłam je na bok.- Są śliczne. A czemu chciałeś tak nagle się ze mną spotkać?
- Bo się stęskniłem. Czy musi być inny powód?- no dobra. Carlos jest dziś jakiś podejrzany. Nie wiem o co biega, ale może się dowiem...
- Ja też się stęskniłam.- poprawiłam zalotnie włosy.- Zamówić ci może kawę?
- Nie, dziękuję. Nie jestem spragniony.-zrobił się poważniejszy.
- Coś się stało?
- No nie.... A może tak?- zamyślił się.
- Carlos. Widzę, że coś jest nie tak. Powiedz. Mnie przecież możesz.
- No dobra.- wykrzywił usta z niepewności.- Wiem, że nie znamy się nawet całego miesiąca no i jesteśmy na takim początkowym etapie chodzenia.... Jednak pomyślałem sobie...- urwał.
-Co?- no niech już toz siebie wydusi.
- Chciałbym cię przedstawić moim rodzicom.- wypalił, a mnue wmurowało z wrażenia. Rodzicom? Serio?! Jakaś masakra. Nie dość, że udaję przed nim, miałabym okłamać niewinnych ludzi. No może nie aż tak niewinnych patrząc na to jakiego syna wychowali. Głupio by mi było siedzieć z jego rodzicami i opowiadać o sobie.
- Aj Carlos Carlos...- westchnęłam.
- Mogłem się domyślić, że nie chcesz.- posmutniał.
- Nie, to nie tak.- wtrącłam szybko.- Po prostu uważam, że za szybko się spieszysz. Poznajmy się lepiej. Nasi rodzice przecież nigdzie nie uciekną.
- Może i masz rację.- schylił głowę. Zpadła cisza. No nie wiem co się z nim dzieje. Często mnie irytował, a teraz był jakiś inny. Co się z nimi dzieje. Najpierw James, potem Carlos.
- Widzę, że to nie koniec twoich pytań.- chciałam dodać A zadajesz ich bardzo dużo, jednak się powstrzymałam.
- Nie wiem.... Mam takie wrażenie, że unikasz każdego z mojego otoczenia. To działa też w drugą stronę. Może ty się mnie wstydzisz?
- No teraz to przebiłeś samego siebie!- wyszczerzyłam się
- No to chociaż poznaj moich przyjaciół.
- Car...- już chciałam znów mu odmówić, ale coś mi się przypomniało.
- No wiedziałem, że się wymigasz...
- Zgadzam się.- odpowiedziałam.
- No szkoda. Zaraz!- ożywił się podnosząc głowę.- Zgodziłaś się?
- Tak. Chcę poznać twoich najbliższych przyjaciół.
- Serio?- przytaknęłam.- Wow. Ale się cieszę!- uśmiechnął się.- Będzie fantastycznie! Może oni też zaproszą swoje dziewczyny i spotkamy się w wielkim gronie. Poznamy się wszyscy. Ah!
- To fajnie, że się cieszysz. Jutro jest piątek i mam wolne. Może w samo południe?
- Im wcześniej tym więcej czasu będziemy mieć dla siebie. U mnie w domu jest dużo miejsca...
- Ehm. Wolałabym na początek zobaczyć się z tobą. Tylko my oboje. A potem pójść na spotkanie z nimi. Przyjdź punktualnie o jedenastej i czekaj na mnie od północnej bramy parku.
- Wedle twojego życzenia.
- A teraz będę wracać do domu się przygotować. Za godzinę szef chce mnie widzieć u siebie.
- Dobrze, a ja obwieszczę dobre nowiny Kendallowi, Jamesowi i Loganowi.- pożegnaliśmy się i gdy wyszliśmy z kawiarni, każdy poszedł w swoją stronę. Po chwili zadzwoniła fo mnie Emma.

Ja: Hej. No co tam?
Emma: Gdzie jesteś?
Ja: Na mieście. Ale chyba zahaczę o bibliotekę, bo pewnie Carl zdąży do nich obdzwonić, więc pewnie mnie zaprosi.
Emma: I teraz idziesz?
Ja: No tak.
Emma: Yyy... A możesz na mnie poczekać?
Ja: Ale po co?- zdziwiłam się. Po co tam ona?
Emma: Może czas oddać te książki. Poczekaj w kawiarni. Zaraz przyjadę z nimi. I tak muszę wybrać się do Amber. Pa!- nie dała mi jak dokończyć. No cóż. Miała trochę racji.

Czekałam na Emmę siedząc na ławeczce. W końcu zjawiła się. Biegła truchcikiem, lekko dyszała. Dźwigała książki pod pachą. Gdy mnie zobaczyła, usmiechnęła się niezręcznie. Przysiadła się obok mnie i spojrzała na zegarek. Skrzywiła usta. 
- Nie musiałaś się tak spieszyć.- powiedziałam.
- Ależ musiałam.- wypuściła powietrze i natychmiast wciągnęła nowe.
- No ok, to możesz mi już je dać.
- Poczekaj chwilę.- odchyliła głowę do tyłu.- Powiedz lepiej jak tam spotkanie.
- Chciał żebym poznała jego rodziców.
- No co ty?!- wybałuszyła oczy.
- No przecież odmówiłam. Aż tak mnie nie pogrzało. Za to zgodziłam się spotkać z nimi wszystkimi.
- Serio? Kiedy?
- Jutro w parku.- odpowiedziałam schylając głowę.
- A jednak. To faktycznie koniec...- westchnęła smucąc się.
- Ej. Powinnaś się cieszyć.- szturchnęłam ją.- Przecież tego chciałaś.
- Ale boję się co może wyniknąć po tym spotkaniu. Do przyjemnych należeć nie będzie.
- Myślisz, że tego nie wiem?- spojrzaam w jej oczy.
- A ty? Boisz się?- przegryzła wargę.
- Ja?- zdziwiło mnie trochę to pytanie.- Nie. Chyba nie...- miałam co do tego wątpliwości.- Zresztą zobaczy się jutro. Teraz mam przed sobą jeszcze jedno spotkanie. Więc proszę, daj już mi te książki.
- A proszę bardzo.- podała mi je. Pożeganłysmy się. Ona poszła do siostry, a ja do biblioteki.

Wkrótce byłam już na miejscu. Nie lubiłam tu przychodzić. Tak cicho i spokojnie. Nic się nie dzieje. Ludzie kręcą się szukając książek albo po prostu je czytają. Nic więcej. Najnudniejsze miejsce w całym Los Angeles to właśnie ta biblioteka. Rozglądałam się w poszukiwaniu Logana. Zauważyłam, że gadał z jakąś kobietą nieco straszą od niego. Postanowiłam się przysłuchać.
- Logan. Mnie to już serio nie bawi.- powiedziała.
- A myślisz, że mnie bawi? Wiem jak to wygląda. Głupio.
- Głupio to za mało powiedziane.- założyła ręce.
- Obiecuję, że to już ostatni raz.- spojrzał na nią błagalnie.
- Zostałeś poręczony. Masz szczęście, że lubię te osobę i ciebie. To na pewno ostatnio raz?
- Tak.- przytaknął.- To już się więcej nie powtórzy.
- W takim razie zgoda.
- Dzięki wielkie.- uśmiechnął się. Ona tylko przejechała palcem po jego identyfikatorze i pokręciła głową. Odeszła bez słowa.
Logan odwrócił głowę. gdy mnie zobaczył, trochę zrzedła mu mina. Podszedł do mnie nieśmiało.
- No cześć.- przywitalam się.- Jakieś problemy? Słyszałam...
- Co dokładnie słyszałaś?- dopytał.
- No coś tam jej obiecałeś. No nie wiem.- wzruszyłam ramionami.
- No bo się spóźniłem i się trochę zdenerwowała.
- A no chyba, że tak.- pomyślałam głośno.
- I jeszcze po drodze zadzwonił do mnie Carlos.- oho. Zaczyna się.- Masz może czas jutro? Gdzieś tak o dwunastej?
- A mam.- odrzekłam.
- Carlos organizuje spotkanie dla całej naszej paczki żeby poznać się lepiej. James i Kendall muszą dać jeszcze znać czy ich dziewczyny przyjdą.  Zajdę po ciebie to razem do niego pojedziemy.
- No dobrze, ale zanim się tam zjawimy, chciałabym, abyśmy spotkali się w parku tak godzinę wcześniej. Co ty na to?
- Jak chcesz.
- Może być w parku miejskim?- przytaknął.- Czekaj na mnie od południowej bramy dokładnie o jedenstaej dwie.
- Dwie po dwunastej? Czemu tak?
- To będzie niespodzianka. I nikomu nie mów o tym.- po chwili zadzwonił mi telefon. To był Kendall. Nie odebrałam.
- Może odbierz.- zasugerował.
- Za chwilę oddzwonię. Wiesz... w sumie przyszłam na chwilkę oddać te książki. Gdybyś mógł...
- No jasne.- zabrała je ode mnie.- I jak się czytało?
- Wspaniale. A teraz zmykam. Spotkamy si jutro. Pa!- cmoknęłam go w policzek i szybko wyszłam na zewnątrz. Szybko wybrałam numer do blondyna. Szybko odebrał.

Kendall: No hej. Dzwoniłem.
Ja: Przepraszam cię, ale nie mogłam odebrać.- wytłumaczyłam się.
Kendall: No ok. Ostatnio jak się widzieliśmy, byłaś jakaś dziwna. Czy teraz już jest w porządku? Myślę o tobie cały czas od tamtego czasu.
Ja: Oh, kochanie. Wszystko jest dobrze. Już mi lepiej. Nie miałam na stroju. A po co dzwoniłeś?



Kendall: Chciałbym cię zaprosić do moich przyjaciół. Może w końcu znalazłabyś czas żeby ich poznać. Bardzo mi na tym zależy.
Ja: Dzisiaj? Jutro?- udałam, że nie wiem.
Kendall: Jutro o dwunastej. Potem ci napiszę gdzie to dokładnie jest, bo teraz jadę samochodem.
Ja: Zgadzam się. Tylko chciałabym spotkać się z tobą sam na sam wcześniej.
Kendall: A to ciekawe...- słyszałam jak się śmieje pod nosem.
Ja: Taka niespodzianka. Przyjdź do parku miejskiego i czekaj przy bramie wschodniej punktualnie o jedenastej cztery. I zostaw to spotkanie w tajemnicy.
Kendall: Intrygująca godzina, ale ok. Stawię się. A teraz kończę. Pa!- rozłączył się.

Został jeszcze James. Miałam do niego zadzwonić kiedy pokazała mi się od niego wiadomość.

Co ty na to żeby poznać w końcu moich przyjaciół? Proszę, znajdź czas jutro w południe. Przyjadę po ciebie wcześniej i pojedzeimy tam razem. Bardzo chciałbym cię im przedstawić. Daj jak najszybszą odpowiedź. PS kocham cię.

Jak najszybszą? A proszę bardzo.

Jestem za :) Ale chciałabym się z tobą spotkać wczesniej w parku miejskim jeśli możesz. Dokładnie o jedenastej sześć. Chcę ci powiedziec coś ważnego. Może być? PS Ja ciebie też.

Szybko dostałam odpowiedź o treści Ok. Będę :*
Tak więc mój plan zemsty dobiega końca. To już wkrótce. Za mniej niż dwadzieści cztery godziny poznają całą prawdę. Sama nie wiem jak to się skończy...





------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Tak się zastanawiam co by tu napisać i doszłam do wniosku, że nie wiem : P Mogę tylko spytać jak wam się podobało :)

M: Aj Becia. Zapomniałaś pożebrać o komentarze. Wszystko jest na mojej głowie :D



wtorek, 11 listopada 2014

17. On nie jest nim

Postanowiłam, że zakończę to wszystko w piątek. Dziś mamy środę. Pozostało niewiele czasu. Musiałam jeszcze wszystko obmyślić po raz setny na tip top. To się musi udać. Jechałam właśnie samochodem do 2NIGHT. Chciałam ten ostatni raz spotkać się z Jamesem przed tym wszystkim. Zresztą to z każdym muszę się spotkać. Ostatnio wszystko robię z większą chęcią i determinacją wiedząc, że to wkrótce się skończy. Gdy parkowałam niedaleko, przed budynkiem stanęło czarne auto. Wyszedł z niego facet w garniturze, całym czarnym. Wielki goryl przy barierce lekko mu się ukłonił. Po jakimś odstępie czasu zbliżyłam się do barierki. Mężczyzna przepuścił mnie jak zawsze. Za dnia było tu spokojniej. Jakiś koleś wieszał plakat na ścianie. Zauważyłam tylko kawałek napisu w każdy piątek.Uśmiechnęłam się. Za barem stał Roberto. Ten też odwzajemnił uśmiech.
- No witaj. Podać to samo co zwykle?- spytał grzecznie.
- Nie dzisiaj. Prowadzę.- odpowiedziałam.
- To może koktajl na koszt firmy?- wyszczerzył się.
- Z problemami finansowymi to powinniście ciąć koszty.- odrzekłam, a mu uśmiech zszedł z twarzy. Zrobił się jakiś taki niemrawy. Nie wiem czy coś źle powiedziałam czy co…- Coś się stało?
- Może?- odpowiedział, choć tak niepewnie. Rozejrzał się na prawo i lewo, a następnie przybliżył się. Nachylił głowę nad lada i spojrzał mi w oczy.- Uważaj na niego.- ostrzegł.
- Ale na kogo?- wzruszyłam ramionami.
- Na Maslow’a. Uważaj na niego.
- Ahaaa?- powiedziałam mało przejęta.


- O czym ty mówisz, Faoli?
- Nie mogę ci nic powiedzieć, jednak musisz wiedzieć, że on nie jest tym za kogo się podaje. Koniec rozmowy.
- Ale dlaczego? Po co zaczynałeś skoro…- nie dokończyłam, bo poznałam powód. James podszedł do mnie. Zmroził kelnera wzrokiem, a ten odszedł. Szatyn spojrzał na mnie i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się i pocałował w policzek.
- Witaj, Alice.
- Hej. Właśnie miałam ciebie szukać.- odpowiedziałam lekko przestraszona. Poczułam dreszcze. Nie wiem czy Roberto mówił prawdę, ale brzmiało to dość realistycznie. Po co miałby kłamać? A jeśli James faktycznie coś przede mną ukrywa? A jeśli rzeczywiście skrywa coś niebezpiecznego? Chyba wyłapał moje tajemnicze spojrzenie z kelnerem, bo wykrzywił usta.
- Może pogadamy na górze, co?- zaproponował, a raczej oznajmił nie pytając o zdanie. Złapał mnie za rękę i pociągnął ze sobą na górę do strefy VIP. Siedziałam jak na szpilkach. Teraz rzeczywiście zaczęłam coś podejrzewać.- Czy ja o czymś nie wiem?- spytał.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie.- spojrzałam na niego spode łba.
- Co to za spojrzenie?- zmartwił się.
- Niby jakie?- uniosłam brew.
- Nieważne. Lepiej mi powiedz co ci powiedział Faoli.
- Nic mi nie powiedział.- zaprzeczyłam.
- Proszę cię, kochanie. Nie kłam. To nic ci nie da.- pokręciła głową. Coraz bardziej czułam się dziwnie w jego towarzystwie. Chciałam stąd iść.- Chyba, że nie chcesz mówić… To spoko. Ja sobie z nim już porządnie porozmawiam.- miał taki ton jakby specjalnie chciał mnie nim poinformować, że to szantaż i może go zwolnić.
- No dobrze. Powiem. –westchnęłam, a James czekał cierpliwie.- Twój pracownik ostrzegł mnie, że nie jesteś tym kim jesteś. Czy to prawda? Co ty ukrywasz?
- Nic…
- Teraz ty kłamiesz!- podniosłam głos.
- Cśś. Tylko spokojnie.- przyłożył palec do ust.
- James… czy ty…- bałam się zadać mu to pytanie.- Czy ty może jesteś w jakiejś mafii?
- CO?! Hahahaha!- zaśmiał się.- A więc ty myślałaś, że ja robię jakieś czarne interesy? Czy rzeczywiście na takiego wyglądam?- uśmiechał się od ucha do ucha. Gdyby to była prawda pewnie by tak nie zareagował. Czyli palnęłam głupotę. Kamień z serca, że nie jest kryminalistą. Jednakże nie zmienia to faktu, że coś ukrywa.- Oh, głupiutka…
- Bardzo śmieszne.- zironizowałam.- To więc jak jest naprawdę?
- Prawda jest taka, że Faoli mnie nie lubi i ja o tym wiem. Mści się za to, że zwolniłem jego przyjaciela z posady.
- I co? Zwolnisz go teraz?
- No nie.- machnął ręką.- Niech sobie tam gada co chce. Ja nie jestem takim skurwysynem żeby go z roboty za to wywalać. Tylko czemu pomyślałaś, że jestem mafia i w ogóle…
- Tak jakoś. Ja mam bujną wyobraźnię. Może przez tego gościa w czarnym garniaku i furze co przyszedł niedawno.
- Takie dłuższe kręcone włosy?- dopytał, a ja skinęłam na potwierdzenie.- To jest właśnie Marcos.
- Ten facet jest po czterdziestce.
- A jest w tym jakiś problem?- wzruszył ramionami.- Ważne, że jest dobry w tym fachu.- zapadła cisza. Wbiła wzrok w kawałek stołu. James oparł głowę na łokciu. Cały czas mi się przyglądał jakbym była jakimś fascynującym okazem. Potem jednak gdy nasze oczy zetknęły się ze sobą, poczułam się dziwnie. On natomiast przechylił lekko głowę w bok.- Coś czuję, że do końca mi nie wierzysz.
- Wierzę.- w sumie sama nie wiem. Nie mam powodu żeby mu nie wierzyć. Chociaż z drugiej strony nie mam dowodu, że mówi prawdę. Cholera… sama już nie wiem co myśleć. Sfiksowana jestem przez to wszystko.
- Ale wyczuwam niepewność w twoim głosie.- dodał. Położył rękę na mojej.- Powiem ci coś i to będzie szczere i będzie samą prawdą. Mogę być kimkolwiek, robić cokolwiek, ale jedno jest pewne. Może wcześniej nie czułem tego tak bardzo jak teraz… Wiedz jedno. Bardzo cię kocham i nie chciałbym cię stracić, cokolwiek by się stało. Cokolwiek byś zrobiła, cokolwiek byś powiedziała ja zawsze będę cię kochał. I nigdy nie czułem czegoś takiego do żadnej dziewczyny. Żadnej nie kochałem tak jak ciebie. Chciałbym żebyś w tym momencie była tak samo szczera jak ja. Chciałbym usłyszeć to co czujesz naprawdę. Myślę, że jeszcze zasługuję na odrobinę szczerości.
- James, przecież wiesz…- poczułam się niezręcznie.
- Może i wiem. Jednak chciałbym żebyś spojrzała mi teraz prosto w oczy i powiedziała co czujesz naprawdę. Kiedy będziesz to mówić, musisz być pewna na sto procent. Pokaż to co płynie z twojego serca.
- Jeny... Widać bardzo ci na tym zależy.- po chwili zamilkłam. On wciąż czekał. I co ja mam mu powiedzieć? No co? Patrzy się tak na mnie, a ja nie wiem co mam zrobić. Jego wzrok był taki... Taki intensywny jakby przebijał moje ciało i docierało do środka. Było w ty coś takiego, że zrobiłoby mi się przykro gdybym go okłamała. Coś w nim jest właśnie takiego... Otrząsnęłam się szybko. Powróciłam na ziemię.
- Alice, nie pozwalaj mi tyle czekać.
- Jamesie Maslow, kocham cię.- próbowałam się jakoś uśmiechnąć, ale i nie wyszło. Teraz, choć zdarzało się to już kilka razy, pierwszy raz było mi źle z tym kłamstwem. Chłopak wypuścił powietrze z ust i subtelnie uniósł ich kąciki.
- Nawet nie wiesz jak bardzo uwielbia słuchać tych słów. Mógłbym tak cały czas.- przypominał trochę innego Jamesa niż kiedy go spotkałam na parkingu. Nie wiedziałam, że potrafi być taki uczuciowy i ciepły. Jak nie on.
- Więc nie ukrywasz niczego przede mną? Nie jesteś żadnym podejrzanym gościem?
- Jedyną osobą, którą mogę być to właśnie James Maslow. Siedzi przed tobą i rozmawiasz z nim. A czy przede mną siedzi ta dziewczyna? Czy ja rozmawiam z Alice Johnson?
- Bez dwóch zdań.- uznałam, że to dobry moment, aby zwiewać do domu. Robi się niebezpiecznie.- Będę już szła.
- Dopiero przyszłaś.
- Oj już nie tak dopiero. Naprawdę muszę iść.- podniósł się.- Nie, nie odprowadzaj mnie. Poradzę sobie.- opuściłam strefę VIP. Pożegnałam się bez buziaka no ale cóż. Bywa. Ja nie mogłam zostać tu ani minuty dłużej.

Kiedy wyszłam na zewnątrz, wzięłam głębszy wdech. Już chciałam iść do auta aż tu nagle spotkałam Kendalla. Był zdziwiony moją obecnością tutaj. Było to widać na pierwszy rzut oka.
- Cześć, kochanie. A co ty tu robisz? Byłaś w środku?
- Aaa... Zahaczyłam na moment z ciekawości.- wzruszyłam ramionami.
- Spotkałaś tam może Jamesa? Jest właścicielem tego klubu.
- Nie wpadł mi w drogę twój przyjaciel.- chciałam jak najszybcej znaleźć się w domu, a on mnie zatrzymywał i zagadywał.
- Ach.- westchnął.- A może wejdzieny tam razem? Znajdę go i ci przedstawię. Po co tracić okazję skoro jest tak blisko, nieprawdaż?
- Może i tak, ale jestem już spóźniona. Muszę wracać do domu.
- A skąd ten pośpiech?- uśmiechnął się.
- Nie zrozumiesz, a teraz wybacz mi. Nie mam czasu.-wyminęłam go.- I również ochoty.- dokończyłam mówiąc sama do siebie.
- Hej!- usłyszałam jego wołanie. Jęknęłam cicho. Doszedł do mnie.- Diana, czekaj. Stało się coś?
- A niby co miało by się stać?- założyłam ręce.
- Nie wiem. Jesteś taka inna.- powiedział niepewnie.
- Czyli jaka?
- Taka zimna i oschła... Mam mówić dalej?
- Nie. Właśnie taka jestem, Kendall. Zimna i oschła, więc sucho żegnam się z tobą.- odwróciłam się na pięcie i wsiadłam do auta. Ruszyłam z piskiem opon sama nie rozumiejąc swojego zachowania...




------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Wiem, że jakiś krótszy wyszedł, ale tyle udało się napisać. Jest mi trochę smutno, bo wyświetlenia trochę spadły, ale nie poddaję się i piszę dalej dla tych, którzy wiernie czytają i na to zasługują :* Miałam już to zrobić przy poprzednim poście: Dziękujemy za ( już ponad) 2000 wyświetleń :****

M: Ach weeeź, bo się łezka komuś w oku zakręci hehe :) Patrzcie za to jak szybko zleciał tydzień. Jutro wracam w wielkim stylu hehe :) 

sobota, 8 listopada 2014

16. Kilka przykrych słów

Dzień w pracy mijał spokojnie. Gdy szef przyszedł do gabinetu, wsadził jakieś dokumenty do niszczarki. Patrzyłam jak kartki papieru zamieniały się w cienkie paseczki. Kilka minut przed zakończeniem pracy w firmie napisał do mnie Logan z prośbą, abym jak najszybciej do niego przyjechała jeśli to możliwe. Tak więc po pracy wybrałam się do prosto do niego. Drzwi były otwarte. Brunet siedział na kanapie z zadartymi na stole nogami. Patrzył się w zdjęcie jego i Kendalla na półce.



Obok leżał niedojedzony kebab na wynos. Wyglądał na przybitego. Kiedy przyszłam, spojrzał tylko na mnie nieprzytomnie.
- Logan? Co się dzieje? Przyjechałam najszybciej jak mogłam.- usiadłam koło niego.
- Moje życie nie ma sensu…- westchnął. Trochę się przestraszyłam.
- Czemu? Co się stało? I co tu robi kebab? Miałeś się…
- Odchudzać?- dokończył spoglądając na mnie.- Już nie muszę. I już nigdy nie będę musiał. Byłem tam dzisiaj i się bardzo rozczarowałem. Niestety, moje marzenie rozpłynęło się w powietrzu.- zupełnie zapomniałam, że to dzisiaj. Myślałam, że trochę później…
- Nie przyjęli cię?- mogłam się tego spodziewać.- Przecież tak się starałeś żeby dostać się do tej drużyny. Tak mi przykro…
- Ja też nie wiem co mogło pójść nie tak. Przecież myślałem, że zrzuciłem te kilogramy. Myślałem, że mieszczę się w normie.- zrobił taki gest jakby chciał się do mnie przytulić, ale w międzyczasie chyba zrezygnował. Wziął poduszkę i przycisnął ją do brzucha.
- Głowa do góry. To nie koniec świata.
- Może i nie dla ciebie. Może też i nie dla mnie, lecz to było dla mnie bardzo ważne. Takie marzenie. Taki sentyment. A teraz już za późno. Udowodni tylko to, że jestem beznadziejny.
- O czym ty mówisz?
- Miałaś kiedyś tak, że byłaś inna? Każdy cię ignorował. Udawał, że cię nie ma? Czułaś się samotna? Czułaś smutek i odrzucenie?- spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, że jak najbardziej, jednak milczałam.- Bo ja tak. W czasach młodości miałem trochę pełniejsze kształty. Byłem nieśmiały. Zawsze chciałem żeby ktoś właśnie do mnie podszedł i porozmawiał, ale sam nigdy tego nie robiłem, bo bałem się ludzi. Taki już byłem. I to była moja wina, że nie miałem przyjaciół. Kiedy wybierali drużyny na lekcjach wychowania fizycznego, zawsze byłem ostatni.
- Na szczęście masz to już za sobą.
- Tak. W liceum spotkałem moich dzisiejszych przyjaciół. To też jednak długa historia.- machnął ręką.- Może kiedyś ci opowiem. Wracając do poprzedniego wątku…Miesiąc temu spotkałem moich dawnych kolegów nie kolegów ze szkoły. Mają się dobrze i są zawodnikami w tej głupiej drużynie. Chciałem się tam dostać żeby im coś udowodnić. Poszedłem tam, ale mnie odesłali. Widziałem ich rozbawione twarze. Chciałem tam wrócić z głową podniesioną wysoko do góry. Chciałem się tam dostać. Stać się najlepszy i pobić ich wszystkich na głowę. Znów się tylko upokorzyłem. I to na dobre. Może to jest nic, ale jest mi przykro, bo znów czuję się taki… taki gorszy. Taki jak kiedyś.- jak mi to opowiadał to trochę wczułam się w swoją historię. Dobrze go rozumiałam. Trochę było mi przykro, ale tylko trochę. Zachowywał się jakby ktoś umarł. Nie wiedziałam jak się zachować.- Jann… coś się stało? Jesteś jakby taka nieobecna.
- Nie nic. Po prostu jest mi przykro z twojego powodu. Nie wiedziałam jakie miałeś dzieciństwo.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się. To tylko mój problem. Może dla kogoś to jest nic, ale dla mnie to ważne. Najważniejsze jest jednak to, że mam ciebie.- uśmiechnął się.- Ty jesteś teraz moim jedynym szczęściem. Gdybym cię stracił…- urwał.
- To co byś zrobił?- spytałam.
- Nie wiem, ale wiedziałabym, że bym nie zniósł później życia bez ciebie.- odpowiedział. Zabrzmiało to dosyć niebezpiecznie. Miałam nadzieję, że to tylko takie gadanie. Przecież zna mnie zaledwie trzy tygodnie. No dobrze. Zna mnie dłużej, jednak teraz to nie jestem ja. 

Kiedy otworzyłam tylko oczy, wiedziałam co zrobić. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Było wcześnie rano. Jeszcze przed siódmą. Mamy do pracy na ósmą. Wyjrzałam przez okno. Piękny, słoneczny wtorek. Otworzyłam lodówkę, aby wyjąć produkty do przygotowania śniadania. Nasmażyłam z tuzin naleśników i podałam je na stół. Kiedy przyszła Emma, spojrzała się na chwilę w stronę naleśników, a następnie podeszła do ekspresu zrobić sobie kawę.
- Nie zjesz ze mną może?- spytałam.
- A czemu niby? Po tym co usłyszałam wczoraj?- nadal była obrażona.
- Chciałam cię przeprosić.
- Serio?- spojrzała się na mnie.
- Tak. Dotarło do mnie, że to wszystko moja wina. Gdyby nie mój pomysł o tej zemście na chłopakach to nie byłoby wtedy tego wszystkiego. Spędzałybyśmy razem wspólny czas. Ja, ty i Amber też… Przecież tak dobrze się ostatnio bawiłyśmy razem. To nieprawda, że nie masz znajomych. Masz przecież mnie. Masz Amber. Ja nie mam takiej cudownej siostry jak ty. Pomocnej, bliskiej jak najlepsza przyjaciółka. Ja też nie mam już znajomych. Nie mam cudownej siostry. Nie mam rodziców. Nie mam nikogo. Zostawiłam za sobą wszystko. I nie było mi żal tych ludzi, bo nie czułam, że są dla mnie ważni. Zostawiłam tam wszystko, aby tu zacząć wszystko od nowa. Ale jest mi ciężko… A teraz gadam tobie jakieś głupoty.
- Wcale nie głupoty.- wtrąciła.- Ja też chcę żeby między nami było dobrze.
- To jest zgoda?
- Jak najbardziej.- uśmiechnęła się, lecz na krótko. Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć.
- Coś nie tak?
- Byłabym naprawdę szczęśliwa gdybyś skończyła tę całą grę.
- Już przecież o tym rozmawiałyśmy nie raz…- przypomniałam jej.- No tak. Ale spójrz na to z innej strony. Ja wiem, że ci zależy na tym żeby oni choćby trochę poczuli się gorzej. Wiem, że to ci sprawi jakąś przyjemność. Mówiłaś, że zaspokoisz swoją duszę i takie tam. Ale to było ponad trzy lata temu. Oni się zmienili pewnie przez ten czas. Z tego co mi mówiłaś, na podstawie tego co ci powiedzieli…- spojrzała mi w oczy.- Oni żałują tego. Czy nie lepiej jest im wybaczyć?
- Emmo… Wyobraź sobie, że od dzieciństwa, najmłodszych lat życia byłaś non stop wyśmiewana. Dzieci zbierały się w małe grupki zerkając na ciebie złośliwe i szemrali o tobie przykre rzeczy. Kiedy chodziłaś po ścieżce, bałaś się patrzeć na boki, bo nie chciałaś patrzeć jak wytykają cię palcami. Jak zwracali uwagę jak wyglądasz, jakie masz ubrania na sobie… i zawsze patrzyłaś prosto przed siebie, a za okularami pojawiały się łzy. Jednak nikt ich nie widział. I tak przez osiemnaście lat. Błądzisz samotną drogą czując wyobcowanie. Jesteś jak obita papierówka w koszu dorodnych jabłek championów. Uczysz się znosić swoją inność, ale nagle ktoś pogarsza tę sytuację. Mimo, że życie dało ci już w kość to na twojej drodze znajduje się taka właśnie czwórka, która uważa, że trzeba cię dobić bardziej. Jeśli chodzisz, to przymiażdżą cię do ziemi. Jeśli patrzysz przed siebie, sprawią żebyś patrzyła wyłącznie pod swoje nogi. Szkoła była nie tylko obowiązkiem. Była twoim koszmarem, w którym codziennie byłaś głównym bohaterem… razem z nimi. A gdy wracałaś do domu, płakałaś zastanawiając się za co? Dlaczego tak cię traktują? Co im zrobiłaś? Chcesz odpowiedzieć nic?
- Ach, Nino…- głos jej się załamał. Nie mogła więcej nic powiedzieć.
- To jeszcze nie koniec.- pokręciłam głową.- Wyobraź sobie ten właśnie dzień. Ten najgorszy dzień w szkole. Ten, w którym ich pomysły przebiły ich samych. Szłaś szkolnym korytarzem ściskając przy piersi grubą książkę od matmy. Myślałaś, że trochę mniej będzie widać tego obleśnego sweterka, na który patrzy już cała szkoła. Idziesz tak patrząc pod nogi jak co dzień. Nie myślałaś o tym, że ktoś do ciebie podejdzie i porozmawia, ponieważ tak nigdy się nie wydarzyło. A jednak. Zatrzymał cię miły oraz przystojny chłopak. Wita się z tobą, a ty odwracasz się do tyłu myśląc, że mówi do kogoś za tobą. Jednak mówi do ciebie. Byłaś w szoku, ale było ci miło. Czułaś się tak inaczej, taka szczęśliwa, taka chciana… choć on tylko stał przed tobą. Od dawna na twojej twarzy nie pojawił się taki uśmiech.- zamknęłam oczy i mówiłam dalej. Było mi lepiej to wizualizować.- Mówi ci, że ma dziś urodziny i daje każdemu ciastka, które upiekła jego mama. Pachną tak apetycznie. Oczywiście, że się poczęstowałaś. Zanim wzięłaś do ust, spytałaś czy są tam może orzechy. On zaprzeczył. Też nie czułaś tego smaku w ustach. I nagle chłopak mnie przeprosił i zniknął gdzieś…
- Nie chcę słuchać tego dalej.- przerwała mi. Ja otworzyłam oczy, spojrzałam na nią. Miała smutny wyraz twarzy, taki współczujący.
- Nie. Posłuchaj dalej. Może zmienisz zdanie.- kontynuowałam.- Szłaś dalej korytarzem, ale poczułaś, że coś jest nie tak. Ludzie, którzy cię mijali, patrzyli na ciebie jak na jeszcze większego dziwoląga. Teraz nie mieli oporów żeby nabijać się z ciebie. Robiło to coraz więcej osób. A ciebie zaczęła swędzieć skóra. Miałaś wrażenie, że  każdym krokiem, twoje oddechy robią się coraz cięższe. Przy wyjściu na dwór przejrzałaś się w gablotce i ujrzałaś tam swoje odbicie. Jeszcze szkaradniejsze niż dotychczas. Twarz oraz skóra czerwona i spuchnięta… jakby zawitały na niej użądlenia os. Idziesz dalej u schyłku sił, aby się schować. Wychodzisz na zewnątrz, a tam oni. Cała czwórka śmieje się z ciebie. Dzwoni ci to w uszach. Kendall rzuca we mnie ciastkiem, które ląduje na ziemi. Tym samym, które zjadłaś i wtedy wiedziałaś kogo to zasługa. Łzy spływały po twoich policzkach, a wtedy zabrakło ci powietrza.
- Wiem co było dalej.- powiedziała sama mając zaszklone oczy.
- No widzisz. I co? Dalej twierdzisz, że im mogę to popuścić?
- Nie uważam, ale…- urwała. Spojrzała na mnie ze smutkiem.-Nie ważne…- zapadła cisza.- Uciekli?
- Uciekli. Logan pierwszy zauważył, że coś jest nie tak. Potem James. Może w ich oczach było jakieś przerażenie mieszane ze współczuciem. Może i tego wszyscy potem żałowali. Może chcieli na serio przeprosić. Może czuli skruchę. Ale ich słowa są mało warte.
- Tak mi przykro.
- Nie ważne już. Nie gadajmy o tym. Ja już postanowiłam. Ale jeśli chcesz to zakończyć to proszę bardzo. Zrobię to. Zrobię to do końca tego tygodnia. Ja też już mam dość… A teraz jedzmy zanim będzie całkiem zimne.

Posiedzieliśmy trochę razem, a potem wróciłam do domu. Zdałam sobie sprawę, że moja zemsta dopełniła się już w połowie. Tak jak mogłam, sprawiłam, aby im było źle. James i Carlos stracili szansę na biznes. Kendall dzięki mnie oblał test, pewnie nie przedłużą mu umowy. A Loganowi zniszczyłam jedyne marzenie. Jednak ostateczny cios dokona się wkrótce. Teraz kiedy dopełniło się to nad czym pracowałam, nadszedł czas by to zakończyć. Jeszcze w tym tygodniu poczują na sobie zemstę Niny Simons…




------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 B: Nie miałam szczególnek weny pisząc ten rozdział. Nie wyszłoby mi nic innego. Mam nadzieję, że choć trochę się podobał. Mam już zarys kolejnego rozdziału. Nie wiem czy chcecie go we wtorek czy czwartek. Pomóżcie :)

M: Aa jeszcze cztery rozdziały i koniec. Patrz ile blogów się wkrótce skończy. Początek grudnia. To smutne... Jak myślicie? Który z chłopaków ucierpi najbardziej? 

sobota, 1 listopada 2014

15. Carlos i sto pytań

Siedziałam właśnie u Carlosa. Przyszłam do niego gdzieś po południu. Zaprosił mnie do siebie, ale kazał zaczekać w salonie i sam gdzieś poszedł. Nie wytłumaczył się gdzie. Po co ja tu przyszłam? I to sama z siebie, choć nie dzwonił? Po co się fatygowałam skoro wolałam zostać dzisiaj w domu? Pena jest uciążliwym człowiekiem. Zadaje setki pytań i chce wszystko wiedzieć. Nie wiedziałam, że jest taki wścibski. Dopiero niedawno się na nim poznałam. Czasem gubiłam się we własnych wypowiedziach. Zastanawiałam się trzy razy zanim coś odpowiem żeby nie palnąć czegoś co by mnie wydało.  A może to przez tą kłótnię z Emmą nie chce mi się siedzieć w domu. W końcu się zjawił. Spojrzałam w wyświetlacz mojej komórki, aby sprawdzić godzinę, a następnie odłożyłam ją na stolik.
- Przepraszam cię, ale obiecałem, że pomogę sąsiadowi, a już trochę czasu z tym zwlekałem.- zamknął za sobą drzwi.
- Nic nie szkodzi. Chodź, usiądź obok mnie. Odpocznij.- poklepałam wolne obok siebie miejsce na kanapie. Długo nie musiała prosić.
- Będę miał jeszcze czas na odpoczynek. I jeszcze jak byłaś u mnie ostatnio pokłóciłem się z sąsiadką o jej kota. Twierdziła, że Persy cały czas był w domu. No to ja jej się pytam Skoro tak to czemu dostałem alergii? A wiesz co ona na to?
- Co takiego?
- Powiedziała, że mogłem się tu nie wprowadzać i to nie jest jej problem tylko mój. Wściekła się i warknęła, że nie pilnuje kota całą dobę i on nie jest niczemu winny. A jak mam z tym problem to balkon mam zamykać. A jeśli widzę jeszcze inny problem to mogę się spakować i wprowadzić do koleszki, który PODOBNO przychodzi tu codziennie. No akurat moi przyjaciele rzadko przychodzą do mnie, bo spotykamy się na mieście, ale…- urwał zdenerwowany.- Nie ważne. Znów niepotrzebnie się unoszę.- a przeze mnie niewinna wtedy kobieta dostała ochrzan.
- Uspokój się.- objęłam go.
- Jak mam się uspokoić jak wszystko się wali?



- Wali?- powtórzyłam.
- Ci ludzie, z którymi się umówiłem… Na to spotkanie co nie przyszedłem…- zaczął.- Pojechałem tam dzisiaj rano do nich, aby osobiście wyjaśnić sytuację.
- No i?- przyłożyłam rękę do szyi.
- No i nic z tego nie będzie. Rozmyślili się kurwa… Nawet nie chcę o tym gadać.- podniósł się.- Czym ja sobie na to zasłużyłem? Co ja takiego złego w życiu zrobiłem, że teraz mnie los każe? No co?- spojrzał na mnie pytająco. Miałam ochotę wstać i mu wygarnąć czemu na to zasługuje, ale powstrzymywałam się za wszystkich sił.- I chyba niepotrzebnie cię o to pytam.
- Tak mi przykro, Carl. schyliłam głowę.- Gdybym pewnie nie przyszła i nie utopiła ci telefonu to może jakoś dałoby rade to naprawić.
- Hej.- podniósł moją głowę i nakierował moje oczy na jego.- Nie jesteś niczemu winna. To ja zawiniłem. Mogłem zamknąć balkon. Nie byłoby tego wszystkiego. Wziąłbym normalnie telefon i pojechał. Nawet gdybyś była czemukolwiek winna to bym ci to wybaczył.
- Wybaczyłbyś mi wszystko?- dopytałam się.
- Tak. Zawsze bym ci wybaczył, ponieważ cię kocham. A gdy się komuś kocha to się mu wybacza.- no skoro ja mu nie wybaczyłam to raczej go nie kocham. Pocałowaliśmy się.

Potem przeprosiłam go i udałam się do toalety. Gdy załatwiłam swoje potrzeby, podeszłam do zlewu, aby umyć ręce. Nacisnęłam na dozownik, a na moją rękę wylało się płynne pachnące mydło. Myłam je patrząc w lustro. Patrzyłam na swoje odbicie lustrze bez powodu. Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była jakby z kamienia. Miałam ochotę chlasnąć się wodą po twarzy i się obudzić. Nie, nie byłam zmęczona. Już nie tak bardzo. Chciałam przywrócić się do życia. Do normalnego życia, bez nich. Usłyszałam zza drzwi, że mój telefon dostał smsa. Wytarłam szybko ręce ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Zamarłam. Carlos trzymał moją komórkę. Gdy zorientował się, że to widzę, podniósł na mnie wzrok. Ściskał urządzenie w ręce. Zrobiło mi się sucho w gardle. Zastanawiałam się od kogo mógł przyjść sms…
- Carlos?- zrobiłam krok do przodu i wyciągnęłam rękę.- Oddaj mi telefon.
- Najpierw mi powiedz kim on jest!- podniósł głos.
- Ale kto?- Już ci rozjaśniam umysł. A może tak powtórka z wczoraj, słońce? Wiadomość od niejakiego Jamesa.- rany! Co za wpadka! Zostawiłam go na stole?! Przy Carlosie? Popierdoliło mnie kompletnie?
- To wcale nie tak!
- Tak, tak. Każdy zna ten tekst. Każdy wie co on oznacza!- zdenerwował się.- Zdradzasz mnie!
- Nie zdradzam cię. Opanuje się. Daj sobie wytłumaczyć…- zastanawiałam się tylko co mu powiedzieć.
- Tak? Już proszę, daruj sobie. Mogłem to przewidzieć. Taka jak ty może mieć każdego! Nie zdziwiłbym się gdyby to nie był jedyny twój kochanek!- dobra, zamilkłam na chwilę.- Jaki on jest? Przystojniejszy? Bogatszy? Ma lepszą pracę? Długo jesteście razem? Ja jestem tym pierwszym czy drugim? Dlaczego mi to robisz?- zadał tyle pytań na raz, że się pogubiłam.
- A może tak…
- Co on ma takiego czego nie ma ja? Jestem trochę niski, ale bez przesady. Rozmiar nie jest ważny.- zamilkł po tym co powiedział.- A może jednak jest.- założył ręce.-  ja ci tu oddaje swoje serce, a ty na boku mi takie świństwo robisz!- teraz jego złość przeszła w smutek.
- Carlos…
- A ja myślałem, ze to coś poważnego.- znów mi się wciął.
- Carlos.
- To, że od dawna nie miałem dziewczyny, nie znaczy, że…
- Carlos.- przerwałam mu.
- No co?
- Czy możesz się do jasnej cholery zamknąć i dać mi coś powiedzieć?- zamilkł w końcu.- Z Jamesem spotkałam się wczoraj…
- A jednak! Zdradzasz mnie z nim!
- Nie! James to mój kuzyn!- tylko to przyszło mi do głowy.- Mieszka w Waszyngtonie. Nie widzieliśmy się osiem miesięcy. Spotkaliśmy się wczoraj. Dobrze się bawiliśmy.
- Każdy kuzyn pisze swojej kuzynce SŁOŃCE?
- A zdziwiłbyś się! Słońce? Widzisz w tym coś złego? U mnie w rodzinie wszyscy do siebie tak mówimy. Słońce, rybko… Nie wiem jak było w twojej rodzinie, ale w mojej tak było!- wyrwałam mu telefon z ręki.- Na twoim miejscu przejmowałabym się gdyby tam było napisane Kocham cię, kochanie. Dzisiaj u mnie. Całuski!- zironizowałam.- Ale niee. Zamiast zapytać normalnie jak człowiek to się unosisz i zadajesz mi sto głupich pytań. I jak mogłeś grzebać w moim telefonie? Ja grzebie w twoim? Nie masz do mnie zaufania? Za kogo ty mnie masz? Może uważałeś, że cię zdradzam, bo sam to robisz, co?- skrzywił usta. Wyglądał jakby mu było głupio i przykro.- Ale skoro mi nie ufasz to chyba nie ma sensu budować na tym związku…- i tu podniósł na mnie wzrok.
- Nie. Sarah, przepraszam.- złapał mnie za rękę.- Przepraszam cię najmocniej. Po prostu zależy mi na tobie i nie chciałem cię stracić. Staram się najlepiej jak mogę. Fakt, nie powinienem odczytywać tego smsa. To twoja własność prywatna. Ufam ci. Normalnie nie robię takich rzeczy, ale coś mnie podkusiło jak się wyświetliło to imię. Ja nie chcę cię stracić. Wybaczysz mi?
- No nie wiem…- jeszcze troszkę go pomęczę.- Najpierw telefon, a potem jeszcze mnie śledzić będziesz. Zaczniesz podejrzewać każdego.
- Nie jestem tak zazdrośnie chory.
- Zazdrośnie chory?
- No wiesz o co chodzi. To jak? Wybaczysz mi to?
- A obiecujesz już nigdy więcej grzebać w tym co nie jest twoje?- spytałam.
- Tak.- przytaknął grzecznie.
- I obiecujesz, że już nie będziesz podejrzewać mnie o zdradę?
- Przyrzekam.- położył rękę na sercu.- A ty przyrzekasz?
- W czym?
- Czy kochasz mnie?
- Oczywiście, że cię kocham.- odpowiedziałam, a on się uśmiechnął. Przytulił mnie. Tkwiliśmy tak jakiś czas w swoich objęciach. W końcu mnie puścił. Miałam już po tym wszystkim ochotę wracać do domu. Gdy Carlos nie patrzył, odpisałam Jamesowi, że dzisiaj nie dam rady.
- Jesteś może głodna?- spytał.- Jest pora obiadowa.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna.
- Na pewno. A coś do picia?
- Mam  przecież sok.- pokazałam mu do połowy zapełnioną szklankę, o której być może zapomniał.
- No to może coś słodkiego? Może karmelki?
- A jakie masz?
- Rumowe i orzechowe.- odpowiedział zaglądając do szuflady.
- A to nie chce.- nie lubiłam rumowych, a o tych drugich to już nie wspomnę.
- A no tak.- podrapał się po głowie.- Sorry.
- Nic nie szkodzi.- podniosłam się.- Wiesz co? ja już będę szła do domu.
- Już?- podszedł do mnie.- Tak. Miałam pomóc koleżance. Nie chcę żeby długo czekała. Chyba rozumiesz…
- Rozumiem. To pa.- cmoknął mnie w usta i otworzył drzwi.

Dlaczego z tym Carlosem musze mieć najwięcej problemów? Większość moich wpadek w ciągu tych tygodni była właśnie przez niego. Nie mogłam przebywać długo w jego otoczeniu. To źle na mnie wpływało. W drodze do domu ustawiłam sobie blokadę telefonu. Tak na wszelki wypadek. Nie miałam ochoty spotykać się już z żadnym z nich. I jak na złość dostałam smsa od Kendalla. 

Mogę się z tobą zobaczyć?

Nie kurwa, nie możesz. Jego również spławiłam. Logan nawet nie pisał. Może jest zajęty. Może to i dobrze. Przynajmniej on. Albo znowu się wstydzi zadzwonić albo się zastanawia kiedy będzie ten odpowiedni moment żeby wysłać wiadomość. Logan, nie trudź się dzisiaj…
Gdy weszłam do domu, przypomniało mi się jaka jest sytuacja. Atmosfera była tak gęsta, że ciężko chodziło mi się po pokojach. Emma zmywała czystą już podłogę. Zupełnie jakby chciała, że kiedy tu przyjdę, to ją taką zastanę.
- Ostatnio to ja ciągle muszę dbać o ten dom.- odezwała się po raz pierwszy do mnie dzisiaj, a było już po trzeciej.
- A to co to miało znaczyć?- zatrzymałam się.
- To, że traktujesz ten dom jak hotel. Jak nie ma cię w pracy to nie ma cię też w domu. Od rana do wieczora. Przychodzisz żeby coś zjeść lub przebrać się na randkę.- wbiła wzrok w mopa.
- No sorry, że mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Nie powinnaś się tak wymądrzać. To ja mieszkałam pierwsza w tym apartamencie. To ja cię przyjęłam do siebie kiedy potrzebowałaś mieszkania, bo twoja siostra, która sama mieszka u koleżanki, nie mogła ci pomóc.
- Tylko się nie zagalopuj…- ostrzegła.
- Słuchaj. Jeśli jesteś taka samotna i potrzebujesz z kimś pogadać kiedy mnie nie ma to może poszukaj sobie przyjaciół. Niech to będzie ktoś inny niż twoja siostra!
- Teraz przesadzasz!- warknęła. Wyglądała jakby chciała mi wygarnąć o wiele więcej, ale powstrzymała się.
- Ja nie przesadzam tylko stwierdzam fakty.- odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojej sypialni. Miałam dość tego wszystkiego. Muszę poważnie zastanowić się co robić. Czuję się zła, a nawet zagubiona. Przyznam, że życie bez kłótni z Emmą było ciut łatwiejsze…




------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: No i mamy pierwszą listopadową notkę. Pewnie zauważyliście, że pojawiło się tak dobrze wam znane białe tło. Czasami piszę na niejednym sprzęcie i żeby to połączyć, kopiuję na pocztę, a potem sklejam. Nie wiem czemu nie mogę tego usunąć. Tak już czasami musi być. No trudno. Mam nadzieję, że przymrużacie oko na to co mnie tak denerwuje ;)

M: Hehe mnie też denerwuje ;__;  No, ale trzeba to przeżyć. Piszcie komentarze :*


poniedziałek, 27 października 2014

14. Fao Berto

Miałam wrażenie, że moje powieki robiły się coraz cięższe. Mieszałam kawę łyżeczką bez powodu już dobre dwie minuty. Zastygłam w miejscu. Tępo patrzyłam się przed siebie w jeden punkt. Plakietkę z moim imieniem i nazwiskiem na biurku. Dobrze, że szefa nie było. Gdyby widział mnie w takim stanie… Nie, nie wyspałam się. Śniły mi się koszmary ze mną i czterema pajacami w roli głównej. To już naprawdę staje się męczące. Nie dość, że zmagam się z nimi za dnia to jeszcze w nocy. W dodatku wybuchł pożar trzy ulice dalej i była akcja ratownicza. Wszystko wyło i trąbiło. Może powinnam okazać trochę współczucia, ale nie byłam w stanie w środku nocy zamartwiać się o innych. No sorry.
- Można?- Emma wychyliła głowę zza drzwi.
- Aha…- jęknęłam.
- Mam przerwę, więc wpadłam.- usiadła na przeciwko mnie. Wzięła moją plakietkę do ręki i bawiła się nią.- Nina Simons…
- Ale także i Alice Johnson, Jannette Mayers, Diana Douborn i Sarah Parker, kłaniam się.- powiedziałam z ironią, a moja głowa padła na biurko.
- Nie chciałam ci tego mówić, ale strasznie dziś wyglądasz.
- Wow, powiedz mi coś czego nie wiem.- burknęłam mając nadal przyklejone czoło do drewna.
- Powinnaś dać sobie dzień wolny od całej czwórki. Gdy wrócisz do domu, masz wypocząć. Latasz jak ta pokręcona od spotkania do spotkania. Od randki do randki. Kończysz jedną rozmowę telefoniczną i zaczynasz drugą.
- Niełatwo jest bycie tyloma osobami naraz…
- To przestań. Czy nie uważasz, że nadszedł czas, aby to zakończyć? Zanim coś wymsknie się spod kontroli? Zanim dojdzie do czegoś nieplanowanego? Coś czego byś nie chciała? Czy nie jest czas powiedzieć sobie dość?- odstawiła plakietkę na miejsce.- Twoja zemsta ma wiele twarzy. Aż za dużo. Musisz sobie powiedzieć stop!
- Jeszcze trochę. Jestem już tak daleko.
- Nina! Oprzytomnij w końcu!- zdenerwowała się nie wiem czym.- Powinnaś iść do każdego z nich osobno i zakończyć to.
- To też jest zły pomysł.
- Wcale nie!
- Wcale tak!- podniosłam głowę.- I co potem? Myślisz, że by nie zadawali pytań? Tak po prostu mnie puszczą? No nie wydaje mi się. Daj sobie spokój, Emma. Wiem co robię. Nie potrzebuję żebyś mówiła mi co mam robić.
- No to lepiej żebym w ogóle nie brała w tym udziału!- wstała.
- A proszę! Rób sobie co chcesz!- machnęłam ręką wypraszająco.
- I dobrze! Od początku nie chciałam mieć z tym nic wspólnego! Radź sobie sama!- wyszła trzaskając drzwiami.
- No zajebiście…- mruknęłam do siebie. Przez to wszystko jeszcze się z nią pokłóciłam. No i dobrze! Poradzę sobie bez niej. W sumie ona niewiele mi pomogła. U jej siostry miałam już na co liczyć. Obejdę się.

Ta cała kłótnia ożywiła mnie. Byłam zmęczona, ale nie wyglądałam jakbym nie spała od tygodnia. Gdy wróciłam do domu, Emma już tam była. Zobaczyła, że to ja i odwróciła głowę. Wzięła do ręki czasopismo i udawała, że czyta. Przecież to widać, że tego nie czyta. Ciągle gapi się na obrazki. Ta atmosfera po prostu mnie dobijała. Miałam ochotę stąd wyjść. Może źle robiłam, ale zamierzałam wybrać się do 2NIGHT. Wzięłam szybki prysznic, który jeszcze bardziej mnie pobudził, uczesałam włosy, zrobiłam trochę mocniejszy makijaż. Poszalałam z ubiorem. Mała czarna i do tego cała się błyszczy. Ubrałam skromne dodatki żeby nie zrobić się na prostytutkę. Tym razem pojechałam taksówką.Wielki goryl stał pod klubem za barierką, a przed nią spora kolejka. Ominęłam ją, nie będę w niej stać. Może uda mi się wejść. Mężczyzna gdy tylko mnie zobaczył, od razu odsunął się na bok. Wiedział przecież dobrze kim jestem. Dziewczyną jego szefa.
- Jest James?- spytałam.
- Szefa nie ma, ale być może jeszcze przyjdzie.- odpowiedział gdy wpuszczał mnie do środka. Słyszałam jak za moimi plecami rozniosły się żale innych czekających osób. Na szczęście teraz muzyka zastąpiła te nieszczęsnę lamenty. Odnalazłam bar. Usiadłam na jednym z kilku taboretów obitych czerwoną skórą.
- Co podać?- spytał barman wycierając ściereczką szklankę.
- Nie wiem. Coś mocnego, ale żeby twarzy mi nie wykręciło.- przewróciłam oczami.
- Jeśli tak to moją specjalnością jest drink mojego pomysłu. Zwie się Fao Berto. Składa się z…
- Może być.- przerwałam mu zanim się rozwinie. Niezadowolony facet odszedł na bok i wziął się za jego przygotowywanie. Teraz jak mu się przyjrzałam to nie był taki zły. Wysoki, przystojny i nie wyglądał na barmana. Miał czarny odcień włosów, ciemniejszą karnację i urodę Latynosa. Po chwili podał mi drinka i dorzucił słomkę. Gdy go spróbowałam… no po prostu niebo.- Jezu, to jest fantastyczne!
- A nie mówiłem.- odpowiedział już rozchmurzony.
 - Dlaczego nazywa się Fao Berto?- spytałam zaciekawiona.
- Nazywam się Roberto Faoli.- uśmiechnął się.
- Dlatego…
- A można wiedzieć jak pani ma na imię?
- Wie pan co? Sama już nie wiem kim jestem.- wciągnęłam przez słomkę.
- Problemy…- westchnął.- Gdy kobieta tu przychodzi samotnie to zwykle ma problemy, ktoś ją rzucił, a rzadziej żeby się upić w samotności.- porozmawialiśmy sobie trochę. W międzyczasie zamówiłam już drugiego drinka. Rozmowa z Robertem trochę podniosła mnie na duchu.
- Alice?- nagle dosiadł się do mnie zaskoczony James. Jak zawsze w pracy miał na sobie swoją białą koszulę i krawat.



- Co ty tutaj robisz?- zorientował się, że prowadziłam miłą pogadankę z barmanem, na co James posłał mu mroźne spojrzenie.- Wracaj do pracy, Faoli.- Latynos spojrzał się na niego niezadowolony. Miałam wrażenie, że nie miał do niego szacunku. Mimo to odszedł obsłużyć innych gości.- A więc co tutaj robisz sama?- ponowił swoje pytanie. 
- Pokłóciłam się z lokatorką. Nie chciałam siedzieć w domu. Nie zniosłabym tego. Chciałam się trochę rozerwać… Macie tutaj pyszne drinki.
- Dzięki.- odpowiedział bez wyrazu.
- Co jesteś taki dziwny? Stało się coś?
- Pokłóciłem się z Marcosem, moim zastępcą.
- A o co poszło?- w sumie to domyśliłam się po tym jak powiedział o kogo chodzi.
- Ludzie, z którymi miałem robić interesy przyjechali do nas jednak wcześniej. No fakt, dzwonił. Tłumaczyłem mu, że miałem wyciszony telefon. Jednak jak mówił, nie dostałem żadnego smsa. Wkurzył się, że przyszedłem jak gdyby nic, a ja do niego zacząłem gadać żeby tak nie podskakiwał. No może faktycznie to wszystko moja wina, ale jakoś wyszło. A teraz straciłem inwestorów. Tak długo o nich walczyłem, ale ich straciłem.
- To było bardzo ważne?
- Cholernie ważne. Mam dług na ten lokal. Nie jest to makabryczna suma, ale na dzień dzisiejszy nie stać mnie, abym to spłacił. Jeśli nie znajdę inwestorów to będzie kwestia czasu. To miejsce podupada.
- Ale przecież to najlepszy klub w mieście.- nie rozumiałam tego. Zrobiło mi się głupio. Byłam zła na siebie. Chciałam tylko dopiec mu, a przeze mnie tylu ludzi może ucierpieć. Zaczęłam żałować tego co zrobiłam.
- Ujmijmy to tak. Jestem dobrym magikiem. Iluzja to mój żywioł.
- Nie wiedziałam, że jest aż tak źle…
- Nasz spec od Fao Berto miał tydzień temu też drugiego kumpla.- spojrzał w jego stronę. Mówił to specjalnie głośno żeby usłyszał. Faoli tylko pokręcił głową wzdychając. Chyba nie lubił Maslow’a.
- No właśnie. Miał…- oparłam głowę na ramieniu.
- Ej.- palcem nakierował moją twarz żebyśmy znów nawiązali kontakt wzrokowy.- Nie zamartwiaj się tak. To jest mój problem, nie twój. To nie jest twoja wina. Tylko moja, skarbie. Chyba nie nadaje się do tego biznesu.
- Ale przecież to nie koniec.
- Możliwe.- odrzekł.- Trzeba być dobrej nadziei. Ale nie myślmy o tym teraz. Skoro tu jesteś to nie powinienem sprawiać żebyś się zadręczała. Mogłem ci nie mówić.
- Dobrze, że powiedziałeś.- a może faktycznie byłoby lepiej? Cieszyłabym się nadal, że załatwiłam Jamesa? A za nim innych niewinnych ludzi…
- Naprawdę.- spojrzał mi prosto w oczy i przybliżył się.- Nie myśl o tym.- przybliżył się wystarczająco blisko żeby mnie pocałować.- W pierwszych dniach naszej znajomości nie rozszyfrowałem w tobie tej dobroci. Dopiero teraz zauważyłem jaka jesteś. Dobra, troskliwa, czuła… Taka niezwykła.- przejechał dłonią po moim policzku, a mnie przeszedł dziwny dreszcz.
- Proszę cię, nie mów tak.- odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć kiedy mi to mówi.
- Ale dlaczego? Przecież tak jest.- wzruszył ramionami.
- Ujmijmy to tak.- zapożyczyłam jego słowa.- Jestem dobrym magikiem. Iluzja to mój żywioł.- czekaj… po co ja mu to w ogóle powiedziałam? Głupi alkohol. Głupie Fao Berto.
- Ty i te twoje żarty.- uśmiechnął się. Chyba tego nie kupił. I dobrze.- W ogóle zapomniałem ci powiedzieć jak pięknie wyglądasz.
- Dziękuję.- wypiłam drinka do końca.
- Pewnie jako dziecko byłaś słodką, śliczną dziewczynką.
- Ah… żebyś się nie zdziwił, kochany.- zaczęłam mieszać słomką powietrze w szklance.- Nie byłam słodką, śliczną dziewczynką. Kiedyś nie wyglądałam tak jak teraz.- Nina, znów ci się rozplątał język! Wina Fao Berto.
- No cóż.- westchnął.- Czytałem kiedyś bajkę o brzydkim kaczątku. Wygląd to nie wszystko.- Też mi się tak wydaje, ale nie każdy tak uważa.- coś mi się wydaje, że kłamie. Po tym co było kiedyś? Nieważne…- A może zatańczymy?- podniósł się.
- Nie mam ochoty.
- Nie marudź. Chodź.- złapał mnie za rękę. Dałam się namówić. Poprowadził mnie na środek parkietu. Akurat zaczynał się wolny kawałek. parkiet rozrzedził się trochę. Objął mnie, a ja jego.- Kocham cię, Alice…- wyszeptał mi do ucha. Jego głos obijał mi się w uszach. Oparłam głowę delikatnie o jego ciało i dałam się ponieść pięknej melodii.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Przyspieszyłam tempa, choć nie wiem czy powinnam, bo liczba wyświetleń ciut spadła. Mam nadzieję, że to się zmieni. Miałam z Marlą konferencję i już ustaliłyśmy jaki będzie koniec. Zobaczymy czy wam się spodoba ;)

M: Eeeej, ja chciałam napisać o konferencji. Pytanie: O czym pomyśleliście gdy zobaczyliście tytuł rozdziału ? :)