Dzień w pracy mijał spokojnie. Gdy szef przyszedł do gabinetu, wsadził jakieś dokumenty do niszczarki. Patrzyłam jak kartki papieru zamieniały się w cienkie paseczki. Kilka minut przed zakończeniem pracy w firmie napisał do mnie Logan z prośbą, abym jak najszybciej do niego przyjechała jeśli to możliwe. Tak więc po pracy wybrałam się do prosto do niego. Drzwi były otwarte. Brunet siedział na kanapie z zadartymi na stole nogami. Patrzył się w zdjęcie jego i Kendalla na półce.
Obok leżał niedojedzony kebab na wynos. Wyglądał na przybitego. Kiedy przyszłam, spojrzał tylko na mnie nieprzytomnie.
- Logan? Co się dzieje? Przyjechałam najszybciej jak mogłam.- usiadłam koło niego.
- Moje życie nie ma sensu…- westchnął. Trochę się przestraszyłam.
- Czemu? Co się stało? I co tu robi kebab? Miałeś się…
- Odchudzać?- dokończył spoglądając na mnie.- Już nie muszę. I już nigdy nie będę musiał. Byłem tam dzisiaj i się bardzo rozczarowałem. Niestety, moje marzenie rozpłynęło się w powietrzu.- zupełnie zapomniałam, że to dzisiaj. Myślałam, że trochę później…
- Nie przyjęli cię?- mogłam się tego spodziewać.- Przecież tak się starałeś żeby dostać się do tej drużyny. Tak mi przykro…
- Ja też nie wiem co mogło pójść nie tak. Przecież myślałem, że zrzuciłem te kilogramy. Myślałem, że mieszczę się w normie.- zrobił taki gest jakby chciał się do mnie przytulić, ale w międzyczasie chyba zrezygnował. Wziął poduszkę i przycisnął ją do brzucha.
- Głowa do góry. To nie koniec świata.
- Może i nie dla ciebie. Może też i nie dla mnie, lecz to było dla mnie bardzo ważne. Takie marzenie. Taki sentyment. A teraz już za późno. Udowodni tylko to, że jestem beznadziejny.
- O czym ty mówisz?
- Miałaś kiedyś tak, że byłaś inna? Każdy cię ignorował. Udawał, że cię nie ma? Czułaś się samotna? Czułaś smutek i odrzucenie?- spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, że jak najbardziej, jednak milczałam.- Bo ja tak. W czasach młodości miałem trochę pełniejsze kształty. Byłem nieśmiały. Zawsze chciałem żeby ktoś właśnie do mnie podszedł i porozmawiał, ale sam nigdy tego nie robiłem, bo bałem się ludzi. Taki już byłem. I to była moja wina, że nie miałem przyjaciół. Kiedy wybierali drużyny na lekcjach wychowania fizycznego, zawsze byłem ostatni.
- Na szczęście masz to już za sobą.
- Tak. W liceum spotkałem moich dzisiejszych przyjaciół. To też jednak długa historia.- machnął ręką.- Może kiedyś ci opowiem. Wracając do poprzedniego wątku…Miesiąc temu spotkałem moich dawnych kolegów nie kolegów ze szkoły. Mają się dobrze i są zawodnikami w tej głupiej drużynie. Chciałem się tam dostać żeby im coś udowodnić. Poszedłem tam, ale mnie odesłali. Widziałem ich rozbawione twarze. Chciałem tam wrócić z głową podniesioną wysoko do góry. Chciałem się tam dostać. Stać się najlepszy i pobić ich wszystkich na głowę. Znów się tylko upokorzyłem. I to na dobre. Może to jest nic, ale jest mi przykro, bo znów czuję się taki… taki gorszy. Taki jak kiedyś.- jak mi to opowiadał to trochę wczułam się w swoją historię. Dobrze go rozumiałam. Trochę było mi przykro, ale tylko trochę. Zachowywał się jakby ktoś umarł. Nie wiedziałam jak się zachować.- Jann… coś się stało? Jesteś jakby taka nieobecna.
- Nie nic. Po prostu jest mi przykro z twojego powodu. Nie wiedziałam jakie miałeś dzieciństwo.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się. To tylko mój problem. Może dla kogoś to jest nic, ale dla mnie to ważne. Najważniejsze jest jednak to, że mam ciebie.- uśmiechnął się.- Ty jesteś teraz moim jedynym szczęściem. Gdybym cię stracił…- urwał.
- To co byś zrobił?- spytałam.
- Nie wiem, ale wiedziałabym, że bym nie zniósł później życia bez ciebie.- odpowiedział. Zabrzmiało to dosyć niebezpiecznie. Miałam nadzieję, że to tylko takie gadanie. Przecież zna mnie zaledwie trzy tygodnie. No dobrze. Zna mnie dłużej, jednak teraz to nie jestem ja.
Obok leżał niedojedzony kebab na wynos. Wyglądał na przybitego. Kiedy przyszłam, spojrzał tylko na mnie nieprzytomnie.
- Logan? Co się dzieje? Przyjechałam najszybciej jak mogłam.- usiadłam koło niego.
- Moje życie nie ma sensu…- westchnął. Trochę się przestraszyłam.
- Czemu? Co się stało? I co tu robi kebab? Miałeś się…
- Odchudzać?- dokończył spoglądając na mnie.- Już nie muszę. I już nigdy nie będę musiał. Byłem tam dzisiaj i się bardzo rozczarowałem. Niestety, moje marzenie rozpłynęło się w powietrzu.- zupełnie zapomniałam, że to dzisiaj. Myślałam, że trochę później…
- Nie przyjęli cię?- mogłam się tego spodziewać.- Przecież tak się starałeś żeby dostać się do tej drużyny. Tak mi przykro…
- Ja też nie wiem co mogło pójść nie tak. Przecież myślałem, że zrzuciłem te kilogramy. Myślałem, że mieszczę się w normie.- zrobił taki gest jakby chciał się do mnie przytulić, ale w międzyczasie chyba zrezygnował. Wziął poduszkę i przycisnął ją do brzucha.
- Głowa do góry. To nie koniec świata.
- Może i nie dla ciebie. Może też i nie dla mnie, lecz to było dla mnie bardzo ważne. Takie marzenie. Taki sentyment. A teraz już za późno. Udowodni tylko to, że jestem beznadziejny.
- O czym ty mówisz?
- Miałaś kiedyś tak, że byłaś inna? Każdy cię ignorował. Udawał, że cię nie ma? Czułaś się samotna? Czułaś smutek i odrzucenie?- spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, że jak najbardziej, jednak milczałam.- Bo ja tak. W czasach młodości miałem trochę pełniejsze kształty. Byłem nieśmiały. Zawsze chciałem żeby ktoś właśnie do mnie podszedł i porozmawiał, ale sam nigdy tego nie robiłem, bo bałem się ludzi. Taki już byłem. I to była moja wina, że nie miałem przyjaciół. Kiedy wybierali drużyny na lekcjach wychowania fizycznego, zawsze byłem ostatni.
- Na szczęście masz to już za sobą.
- Tak. W liceum spotkałem moich dzisiejszych przyjaciół. To też jednak długa historia.- machnął ręką.- Może kiedyś ci opowiem. Wracając do poprzedniego wątku…Miesiąc temu spotkałem moich dawnych kolegów nie kolegów ze szkoły. Mają się dobrze i są zawodnikami w tej głupiej drużynie. Chciałem się tam dostać żeby im coś udowodnić. Poszedłem tam, ale mnie odesłali. Widziałem ich rozbawione twarze. Chciałem tam wrócić z głową podniesioną wysoko do góry. Chciałem się tam dostać. Stać się najlepszy i pobić ich wszystkich na głowę. Znów się tylko upokorzyłem. I to na dobre. Może to jest nic, ale jest mi przykro, bo znów czuję się taki… taki gorszy. Taki jak kiedyś.- jak mi to opowiadał to trochę wczułam się w swoją historię. Dobrze go rozumiałam. Trochę było mi przykro, ale tylko trochę. Zachowywał się jakby ktoś umarł. Nie wiedziałam jak się zachować.- Jann… coś się stało? Jesteś jakby taka nieobecna.
- Nie nic. Po prostu jest mi przykro z twojego powodu. Nie wiedziałam jakie miałeś dzieciństwo.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się. To tylko mój problem. Może dla kogoś to jest nic, ale dla mnie to ważne. Najważniejsze jest jednak to, że mam ciebie.- uśmiechnął się.- Ty jesteś teraz moim jedynym szczęściem. Gdybym cię stracił…- urwał.
- To co byś zrobił?- spytałam.
- Nie wiem, ale wiedziałabym, że bym nie zniósł później życia bez ciebie.- odpowiedział. Zabrzmiało to dosyć niebezpiecznie. Miałam nadzieję, że to tylko takie gadanie. Przecież zna mnie zaledwie trzy tygodnie. No dobrze. Zna mnie dłużej, jednak teraz to nie jestem ja.
Kiedy otworzyłam tylko oczy, wiedziałam co zrobić. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Było wcześnie rano. Jeszcze przed siódmą. Mamy do pracy na ósmą. Wyjrzałam przez okno. Piękny, słoneczny wtorek. Otworzyłam lodówkę, aby wyjąć produkty do przygotowania śniadania. Nasmażyłam z tuzin naleśników i podałam je na stół. Kiedy przyszła Emma, spojrzała się na chwilę w stronę naleśników, a następnie podeszła do ekspresu zrobić sobie kawę.
- Nie zjesz ze mną może?- spytałam.
- A czemu niby? Po tym co usłyszałam wczoraj?- nadal była obrażona.
- Chciałam cię przeprosić.
- Serio?- spojrzała się na mnie.
- Tak. Dotarło do mnie, że to wszystko moja wina. Gdyby nie mój pomysł o tej zemście na chłopakach to nie byłoby wtedy tego wszystkiego. Spędzałybyśmy razem wspólny czas. Ja, ty i Amber też… Przecież tak dobrze się ostatnio bawiłyśmy razem. To nieprawda, że nie masz znajomych. Masz przecież mnie. Masz Amber. Ja nie mam takiej cudownej siostry jak ty. Pomocnej, bliskiej jak najlepsza przyjaciółka. Ja też nie mam już znajomych. Nie mam cudownej siostry. Nie mam rodziców. Nie mam nikogo. Zostawiłam za sobą wszystko. I nie było mi żal tych ludzi, bo nie czułam, że są dla mnie ważni. Zostawiłam tam wszystko, aby tu zacząć wszystko od nowa. Ale jest mi ciężko… A teraz gadam tobie jakieś głupoty.
- Wcale nie głupoty.- wtrąciła.- Ja też chcę żeby między nami było dobrze.
- To jest zgoda?
- Jak najbardziej.- uśmiechnęła się, lecz na krótko. Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć.
- Coś nie tak?
- Byłabym naprawdę szczęśliwa gdybyś skończyła tę całą grę.
- Już przecież o tym rozmawiałyśmy nie raz…- przypomniałam jej.- No tak. Ale spójrz na to z innej strony. Ja wiem, że ci zależy na tym żeby oni choćby trochę poczuli się gorzej. Wiem, że to ci sprawi jakąś przyjemność. Mówiłaś, że zaspokoisz swoją duszę i takie tam. Ale to było ponad trzy lata temu. Oni się zmienili pewnie przez ten czas. Z tego co mi mówiłaś, na podstawie tego co ci powiedzieli…- spojrzała mi w oczy.- Oni żałują tego. Czy nie lepiej jest im wybaczyć?
- Emmo… Wyobraź sobie, że od dzieciństwa, najmłodszych lat życia byłaś non stop wyśmiewana. Dzieci zbierały się w małe grupki zerkając na ciebie złośliwe i szemrali o tobie przykre rzeczy. Kiedy chodziłaś po ścieżce, bałaś się patrzeć na boki, bo nie chciałaś patrzeć jak wytykają cię palcami. Jak zwracali uwagę jak wyglądasz, jakie masz ubrania na sobie… i zawsze patrzyłaś prosto przed siebie, a za okularami pojawiały się łzy. Jednak nikt ich nie widział. I tak przez osiemnaście lat. Błądzisz samotną drogą czując wyobcowanie. Jesteś jak obita papierówka w koszu dorodnych jabłek championów. Uczysz się znosić swoją inność, ale nagle ktoś pogarsza tę sytuację. Mimo, że życie dało ci już w kość to na twojej drodze znajduje się taka właśnie czwórka, która uważa, że trzeba cię dobić bardziej. Jeśli chodzisz, to przymiażdżą cię do ziemi. Jeśli patrzysz przed siebie, sprawią żebyś patrzyła wyłącznie pod swoje nogi. Szkoła była nie tylko obowiązkiem. Była twoim koszmarem, w którym codziennie byłaś głównym bohaterem… razem z nimi. A gdy wracałaś do domu, płakałaś zastanawiając się za co? Dlaczego tak cię traktują? Co im zrobiłaś? Chcesz odpowiedzieć nic?
- Ach, Nino…- głos jej się załamał. Nie mogła więcej nic powiedzieć.
- To jeszcze nie koniec.- pokręciłam głową.- Wyobraź sobie ten właśnie dzień. Ten najgorszy dzień w szkole. Ten, w którym ich pomysły przebiły ich samych. Szłaś szkolnym korytarzem ściskając przy piersi grubą książkę od matmy. Myślałaś, że trochę mniej będzie widać tego obleśnego sweterka, na który patrzy już cała szkoła. Idziesz tak patrząc pod nogi jak co dzień. Nie myślałaś o tym, że ktoś do ciebie podejdzie i porozmawia, ponieważ tak nigdy się nie wydarzyło. A jednak. Zatrzymał cię miły oraz przystojny chłopak. Wita się z tobą, a ty odwracasz się do tyłu myśląc, że mówi do kogoś za tobą. Jednak mówi do ciebie. Byłaś w szoku, ale było ci miło. Czułaś się tak inaczej, taka szczęśliwa, taka chciana… choć on tylko stał przed tobą. Od dawna na twojej twarzy nie pojawił się taki uśmiech.- zamknęłam oczy i mówiłam dalej. Było mi lepiej to wizualizować.- Mówi ci, że ma dziś urodziny i daje każdemu ciastka, które upiekła jego mama. Pachną tak apetycznie. Oczywiście, że się poczęstowałaś. Zanim wzięłaś do ust, spytałaś czy są tam może orzechy. On zaprzeczył. Też nie czułaś tego smaku w ustach. I nagle chłopak mnie przeprosił i zniknął gdzieś…
- Nie chcę słuchać tego dalej.- przerwała mi. Ja otworzyłam oczy, spojrzałam na nią. Miała smutny wyraz twarzy, taki współczujący.
- Nie. Posłuchaj dalej. Może zmienisz zdanie.- kontynuowałam.- Szłaś dalej korytarzem, ale poczułaś, że coś jest nie tak. Ludzie, którzy cię mijali, patrzyli na ciebie jak na jeszcze większego dziwoląga. Teraz nie mieli oporów żeby nabijać się z ciebie. Robiło to coraz więcej osób. A ciebie zaczęła swędzieć skóra. Miałaś wrażenie, że każdym krokiem, twoje oddechy robią się coraz cięższe. Przy wyjściu na dwór przejrzałaś się w gablotce i ujrzałaś tam swoje odbicie. Jeszcze szkaradniejsze niż dotychczas. Twarz oraz skóra czerwona i spuchnięta… jakby zawitały na niej użądlenia os. Idziesz dalej u schyłku sił, aby się schować. Wychodzisz na zewnątrz, a tam oni. Cała czwórka śmieje się z ciebie. Dzwoni ci to w uszach. Kendall rzuca we mnie ciastkiem, które ląduje na ziemi. Tym samym, które zjadłaś i wtedy wiedziałaś kogo to zasługa. Łzy spływały po twoich policzkach, a wtedy zabrakło ci powietrza.
- Wiem co było dalej.- powiedziała sama mając zaszklone oczy.
- No widzisz. I co? Dalej twierdzisz, że im mogę to popuścić?
- Nie uważam, ale…- urwała. Spojrzała na mnie ze smutkiem.-Nie ważne…- zapadła cisza.- Uciekli?
- Uciekli. Logan pierwszy zauważył, że coś jest nie tak. Potem James. Może w ich oczach było jakieś przerażenie mieszane ze współczuciem. Może i tego wszyscy potem żałowali. Może chcieli na serio przeprosić. Może czuli skruchę. Ale ich słowa są mało warte.
- Tak mi przykro.
- Nie ważne już. Nie gadajmy o tym. Ja już postanowiłam. Ale jeśli chcesz to zakończyć to proszę bardzo. Zrobię to. Zrobię to do końca tego tygodnia. Ja też już mam dość… A teraz jedzmy zanim będzie całkiem zimne.
- Nie zjesz ze mną może?- spytałam.
- A czemu niby? Po tym co usłyszałam wczoraj?- nadal była obrażona.
- Chciałam cię przeprosić.
- Serio?- spojrzała się na mnie.
- Tak. Dotarło do mnie, że to wszystko moja wina. Gdyby nie mój pomysł o tej zemście na chłopakach to nie byłoby wtedy tego wszystkiego. Spędzałybyśmy razem wspólny czas. Ja, ty i Amber też… Przecież tak dobrze się ostatnio bawiłyśmy razem. To nieprawda, że nie masz znajomych. Masz przecież mnie. Masz Amber. Ja nie mam takiej cudownej siostry jak ty. Pomocnej, bliskiej jak najlepsza przyjaciółka. Ja też nie mam już znajomych. Nie mam cudownej siostry. Nie mam rodziców. Nie mam nikogo. Zostawiłam za sobą wszystko. I nie było mi żal tych ludzi, bo nie czułam, że są dla mnie ważni. Zostawiłam tam wszystko, aby tu zacząć wszystko od nowa. Ale jest mi ciężko… A teraz gadam tobie jakieś głupoty.
- Wcale nie głupoty.- wtrąciła.- Ja też chcę żeby między nami było dobrze.
- To jest zgoda?
- Jak najbardziej.- uśmiechnęła się, lecz na krótko. Wyglądała jakby chciała mi coś powiedzieć.
- Coś nie tak?
- Byłabym naprawdę szczęśliwa gdybyś skończyła tę całą grę.
- Już przecież o tym rozmawiałyśmy nie raz…- przypomniałam jej.- No tak. Ale spójrz na to z innej strony. Ja wiem, że ci zależy na tym żeby oni choćby trochę poczuli się gorzej. Wiem, że to ci sprawi jakąś przyjemność. Mówiłaś, że zaspokoisz swoją duszę i takie tam. Ale to było ponad trzy lata temu. Oni się zmienili pewnie przez ten czas. Z tego co mi mówiłaś, na podstawie tego co ci powiedzieli…- spojrzała mi w oczy.- Oni żałują tego. Czy nie lepiej jest im wybaczyć?
- Emmo… Wyobraź sobie, że od dzieciństwa, najmłodszych lat życia byłaś non stop wyśmiewana. Dzieci zbierały się w małe grupki zerkając na ciebie złośliwe i szemrali o tobie przykre rzeczy. Kiedy chodziłaś po ścieżce, bałaś się patrzeć na boki, bo nie chciałaś patrzeć jak wytykają cię palcami. Jak zwracali uwagę jak wyglądasz, jakie masz ubrania na sobie… i zawsze patrzyłaś prosto przed siebie, a za okularami pojawiały się łzy. Jednak nikt ich nie widział. I tak przez osiemnaście lat. Błądzisz samotną drogą czując wyobcowanie. Jesteś jak obita papierówka w koszu dorodnych jabłek championów. Uczysz się znosić swoją inność, ale nagle ktoś pogarsza tę sytuację. Mimo, że życie dało ci już w kość to na twojej drodze znajduje się taka właśnie czwórka, która uważa, że trzeba cię dobić bardziej. Jeśli chodzisz, to przymiażdżą cię do ziemi. Jeśli patrzysz przed siebie, sprawią żebyś patrzyła wyłącznie pod swoje nogi. Szkoła była nie tylko obowiązkiem. Była twoim koszmarem, w którym codziennie byłaś głównym bohaterem… razem z nimi. A gdy wracałaś do domu, płakałaś zastanawiając się za co? Dlaczego tak cię traktują? Co im zrobiłaś? Chcesz odpowiedzieć nic?
- Ach, Nino…- głos jej się załamał. Nie mogła więcej nic powiedzieć.
- To jeszcze nie koniec.- pokręciłam głową.- Wyobraź sobie ten właśnie dzień. Ten najgorszy dzień w szkole. Ten, w którym ich pomysły przebiły ich samych. Szłaś szkolnym korytarzem ściskając przy piersi grubą książkę od matmy. Myślałaś, że trochę mniej będzie widać tego obleśnego sweterka, na który patrzy już cała szkoła. Idziesz tak patrząc pod nogi jak co dzień. Nie myślałaś o tym, że ktoś do ciebie podejdzie i porozmawia, ponieważ tak nigdy się nie wydarzyło. A jednak. Zatrzymał cię miły oraz przystojny chłopak. Wita się z tobą, a ty odwracasz się do tyłu myśląc, że mówi do kogoś za tobą. Jednak mówi do ciebie. Byłaś w szoku, ale było ci miło. Czułaś się tak inaczej, taka szczęśliwa, taka chciana… choć on tylko stał przed tobą. Od dawna na twojej twarzy nie pojawił się taki uśmiech.- zamknęłam oczy i mówiłam dalej. Było mi lepiej to wizualizować.- Mówi ci, że ma dziś urodziny i daje każdemu ciastka, które upiekła jego mama. Pachną tak apetycznie. Oczywiście, że się poczęstowałaś. Zanim wzięłaś do ust, spytałaś czy są tam może orzechy. On zaprzeczył. Też nie czułaś tego smaku w ustach. I nagle chłopak mnie przeprosił i zniknął gdzieś…
- Nie chcę słuchać tego dalej.- przerwała mi. Ja otworzyłam oczy, spojrzałam na nią. Miała smutny wyraz twarzy, taki współczujący.
- Nie. Posłuchaj dalej. Może zmienisz zdanie.- kontynuowałam.- Szłaś dalej korytarzem, ale poczułaś, że coś jest nie tak. Ludzie, którzy cię mijali, patrzyli na ciebie jak na jeszcze większego dziwoląga. Teraz nie mieli oporów żeby nabijać się z ciebie. Robiło to coraz więcej osób. A ciebie zaczęła swędzieć skóra. Miałaś wrażenie, że każdym krokiem, twoje oddechy robią się coraz cięższe. Przy wyjściu na dwór przejrzałaś się w gablotce i ujrzałaś tam swoje odbicie. Jeszcze szkaradniejsze niż dotychczas. Twarz oraz skóra czerwona i spuchnięta… jakby zawitały na niej użądlenia os. Idziesz dalej u schyłku sił, aby się schować. Wychodzisz na zewnątrz, a tam oni. Cała czwórka śmieje się z ciebie. Dzwoni ci to w uszach. Kendall rzuca we mnie ciastkiem, które ląduje na ziemi. Tym samym, które zjadłaś i wtedy wiedziałaś kogo to zasługa. Łzy spływały po twoich policzkach, a wtedy zabrakło ci powietrza.
- Wiem co było dalej.- powiedziała sama mając zaszklone oczy.
- No widzisz. I co? Dalej twierdzisz, że im mogę to popuścić?
- Nie uważam, ale…- urwała. Spojrzała na mnie ze smutkiem.-Nie ważne…- zapadła cisza.- Uciekli?
- Uciekli. Logan pierwszy zauważył, że coś jest nie tak. Potem James. Może w ich oczach było jakieś przerażenie mieszane ze współczuciem. Może i tego wszyscy potem żałowali. Może chcieli na serio przeprosić. Może czuli skruchę. Ale ich słowa są mało warte.
- Tak mi przykro.
- Nie ważne już. Nie gadajmy o tym. Ja już postanowiłam. Ale jeśli chcesz to zakończyć to proszę bardzo. Zrobię to. Zrobię to do końca tego tygodnia. Ja też już mam dość… A teraz jedzmy zanim będzie całkiem zimne.
Posiedzieliśmy trochę razem, a potem wróciłam do domu. Zdałam sobie sprawę, że moja zemsta dopełniła się już w połowie. Tak jak mogłam, sprawiłam, aby im było źle. James i Carlos stracili szansę na biznes. Kendall dzięki mnie oblał test, pewnie nie przedłużą mu umowy. A Loganowi zniszczyłam jedyne marzenie. Jednak ostateczny cios dokona się wkrótce. Teraz kiedy dopełniło się to nad czym pracowałam, nadszedł czas by to zakończyć. Jeszcze w tym tygodniu poczują na sobie zemstę Niny Simons…
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
B: Nie miałam szczególnek weny pisząc ten rozdział. Nie wyszłoby mi nic innego. Mam nadzieję, że choć trochę się podobał. Mam już zarys kolejnego rozdziału. Nie wiem czy chcecie go we wtorek czy czwartek. Pomóżcie :)
M: Aa jeszcze cztery rozdziały i koniec. Patrz ile blogów się wkrótce skończy. Początek grudnia. To smutne... Jak myślicie? Który z chłopaków ucierpi najbardziej?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
B: Nie miałam szczególnek weny pisząc ten rozdział. Nie wyszłoby mi nic innego. Mam nadzieję, że choć trochę się podobał. Mam już zarys kolejnego rozdziału. Nie wiem czy chcecie go we wtorek czy czwartek. Pomóżcie :)
M: Aa jeszcze cztery rozdziały i koniec. Patrz ile blogów się wkrótce skończy. Początek grudnia. To smutne... Jak myślicie? Który z chłopaków ucierpi najbardziej?
Może i jestem wredna, ale gdy wyobraziłam sobie przygnębionego Logana z niedojedzonym kebabem to parsknęłam śmiechem. Za to co potem opowiadał było smutne. Czy on miał jakieś myśli samobójcze? Nina też opowiedziała o swojej przeszłości te kilka przykrych słów. Rozdział super. Chce nowy jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńPS Mam takie wrażenie, że ten roz pojawił się dziś, bo Marla u siebie ma przerwę... takie głupie myślenie. Chyba, że nie...
Jest w tym trochę prawdy. A nawet trochę więcej ;)
UsuńZłe wspomnienia wracają i dla Logana i dla Niny. Obie historie są przejmujące i mogę powiedzieć, że w pewnym sensie się z nimi utożsamiam. No ale cóż. Niedługo koniec? Ciekawe jak to wszystko sie zakończy. Nasze bohaterki mają już tego dość. Nie dziwię im sie, bo to musi być męczące. Rozdział był super. :)
OdpowiedzUsuńTo było genialne ! To jak opisywałaś, życie Niny w szkole niesamowite.. Oj. Dziewczyna niszczy życie, wszystkim chłopakom, i to jest świetne! Już się nie mogę doczekać końca. Ale czekam z niecierpliwością :).Rozdział GENIALNY ♥ .
OdpowiedzUsuńKocham zemsty, dobrze, że Nina się nie wycofuje, ale ją chyba zabiją/spalą na stosie/uduszą/dadzą orzechy, jak skończy się ta zemsta. Co to znaczy "połowa zemsty"?! To jeszcze nie jest ta cała zemsta?! Ile w niej zła... Jak ja lubię tą Ninę. :3 Jak przeczytałam "Emmo..." to wybuchnęłam śmiechem, bo wyobraziłam sobie dwie angielskie damy i jedna mówi "Emmo, cóż za karygodne zachowanie", ale po historii Niny już nie było mi tak wesoło, współczuję też Loganowi i sama miałam takie problemy (tylko, że nie z brzuszkiem, bo z niego jestem dumna). Świetny rozdział, jeszcze 4 rozdziały... Jakim cudem było 16 rozdziałów, a to dopiero połowa. Muszę się pochwalić na matmie że 16/20 = 1/2. <--- My logic.
OdpowiedzUsuńBo w jednym rozdziale nagle dopełni się druga połowa :P
UsuńWspaniałe :)
OdpowiedzUsuńI współczuję Loganowi.
Naprawdę.
Do wszystkich wraca przeszłość :<
Czekam ;*