czwartek, 25 września 2014

9. Zbyt nachalny

Wracałam właśnie z Emmą do domu. Opowiadałam jej w drodze jaką wymówkę wymyśliłam żeby Carlos niczego się nie domyślił. Co za głupi zbieg okoliczności, totalny pech. Mój plan zemsty coraz bardziej się komplikuje. Muszę wzmocnić swoją ostrożność. Zaczyna się robić z tego niezła sieć zła. Jeszcze do niedawna myślałam, że to ja jestem pająkiem, a oni muchami zaplątanymi w pajęczynę. Teraz czuje to na odwrót, jednak nie na długo.
- Mówię ci, jak zobaczyłam Carlosa wchodzącego do firmy, od razu pomyślałam o tym co z tego wyniknie.- powiedziała Emma.
- Już nie gadajmy o tym. Mam dość Peny jak na dzisiaj.- rzuciłam się na kanapę.
- To może spędzimy ten wieczór razem? Wypożyczymy film, zrobimy popcorn…
- Emma, sorry. Idę na kolację z Jamesem.- mruknęłam. Wolałabym zostać z moją lokatorką. Zacisnąć więzi. Znamy się zaledwie dwa tygodnie. A przez tych idiotów nie mam kompletnie czasu na nic.
- Ostatnio jesteś zupełnie niedostępna. Tu już nie chodzi o to, że brakuje ci czasu dla nas, ale nie masz go również dla siebie.
- Obiecuję. Jeszcze trochę i ten koszmar się skończy.
- A ile mam czekać dokładnie?- założyła ręce.
- Tydzień? Dwa? To zależy…
- Od czego?
- Każdy musi mi wyznać miłość. Logana mam z głowy. James niedosłownie, a Kendall i Carlos są blisko.
- Chcesz ich wszystkich w sobie rozkochać, a potem porzucić?- spytała.
- Gorzej.- wyszczerzyłam się.- Podasz mi coś do picia?
- Trzymaj.- wręczyła mi szklankę z nektarem porzeczkowym, a następnie poszła do łazienki. Gdy wróciła, trzymała ze sobą wagę.- Po co ją przyniosłaś?- podniosłam się zaintrygowana.
- Coś z nią nie tak. Zepsuła się chyba…- postawiła ją na ziemi.- Ile ważysz?
- Pięćdziesiąt osiem, a co?
- Stań na wagę.- poprosiła mnie. Podniosłam tyłek i zrobiłam co kazała. Spojrzałam w okienko. Liczby zaczęły szaleć. Na ułamek sekundy pokazały liczbę pięćdziesiąt osiem, a potem zeszło do pięćdziesięciu pięciu.- Haha schudłam. Co za magia.
- Nie schudłaś. Ważyłam się wczoraj. Co? Dziś naglę ważę mniej? Jest zepsuta. Wiedziałam, że skoro jest w promocji to coś musi być z nią nie tak…- zamyśliła się.- Będę musiała ja zwrócić.
- Ej!- coś mi zabłysło w głowie. Pomysł.- Nie. Zostaw mi tą wagę. Jeszcze mi się przyda. Oddam ci za nią.- odłożyłam ją na bok.

Potem szykowałam się na bóstwo. Do wyjścia zostało mi pół godziny. Prawie wszystko miałam gotowe. Emma stwierdziła, że wyglądam jak do zjedzenia, więc jest ok. Szukałam jeszcze odpowiednich dodatków kiedy ktoś zapukał do drzwi. Lokatorka podeszła i spojrzała przez wizjer.
- Nina!- przybiegła do mnie.- To James!- szepnęła.
- Co on tu robi? Miałam czekać na taksówkę!- pisnęłam.
- Co robić?- spytała.
- Chowaj się do pokoju. Bądź cicho jak mysz pod miotłą, a ja otworzę.- szybko zniknęła mi z oczu.
- Niespodzianka!- zanucił James gdy mu otworzyłam.



 Zza pleców wyjął bukiet róż.
- Ojej. Jakie piękne. Dziękuję.
- Nie zaprosisz mnie do środka?- spytał. Szczerze powiedziawszy wolałabym nie, ale nie miałam innego wyjścia. Uchyliłam mu drzwi. Wstawiłam kwiaty do wazonu.- Ładnie sobie mieszkasz.- rozejrzał się.
- Dać ci coś do picia?
- Nie. Zaraz idziemy przecież. Chciałem tylko zobaczyć jak sobie tu żyje moja dziewczyna. A gdzie twoje lokatorki?
- Ehm…- podeszłam do niego.- Dwie poszły do kina, a jedna śpi. Położyła się wcześniej, bo była zmęczona.
- No szkoda. A chciałem je poznać.- westchnął.- To możemy już iść. Wsiedliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy. Może chciał dobrze, ale nie podobały mi się tego typu niespodzianki. Oby już więcej się tak nie bawił. No i co, że ja robię gorsze rzeczy? Oni też święci nie są. Gdy byliśmy już na miejscu, otworzył mi drzwi i zaprowadził do siebie. Mieszkał w nowocześnie wystrojonym apartamencie. Zaprosił mnie do urządzonego stołu. Włączył piekarnik gdzie dopiekała się już wcześniej przygotowana pieczeń. Usiedliśmy do stołu naprzeciw siebie. Piliśmy wino, w tle leciała cicha muzyka…
- Postarałeś się. Jestem zachwycona.
- Właśnie o to chciałem spytać.- uśmiechnął się. Wyciągnął telefon z kieszeni.- Wyciszę go żeby nikt nam nie przeszkadzał.- odłożył go na komodę.- Już zaraz podam danie. Mam nadzieję, że ci zasmakuje. Nie często coś przyrządzam, ale Carlos pożyczył mi wyśmienitą książkę kucharską.- jeszcze raz usłyszę dzisiaj te imię, a moja głowa eksploduje.
- Wierzę, że będzie przepyszne.
- Już pewnie się zrobiło.- podszedł do piekarnika. Gdy spróbowałam, miał rację. To rozpływało się w ustach. Zakochałam się w tym smaku.
- I jak?
- Jesteś moim mistrzem.
- Schlebiasz mi.- spojrzał w zegarek, a potem znów na mnie.- Skoczę do toalety, dobrze?- kiwnęłam głową. Dobrze, że poszedł. Mogłam przestać kontrolować się przy stole i objeść. Już opróżniałam swój talerz kiedy zauważyłam, że jego telefon się zaświecił. Zaintrygowana podeszłam sprawdzić. Dostał smsa od jakiegoś Marcosa. Zastanawiałam się chwilę czy go może przeczytać. No i ciekawość była silniejsza.

Maslow, szybko zbieraj się. Nasi inwestorzy przybyli jednak dzisiaj. Nie mają wiele czasu. Jeśli się nie zjawisz za kwadrans, będzie po interesach i po naszych pięćdziesięciu patykach. 

Dopiero gdy za drugim razem to przeczytałam, zrozumiałam o co tu chodzi. Pewnie w jego klubie są teraz jacyś faceci, którzy chcą ubić z nimi jakieś interesy. Jeśli James się nie zjawi, szansa przepadnie. Weszłam szybko w menu i wybrałam opcje usuń. Po sekundzie po wiadomości nie został ślad. O jeny. Jaka ja wredna, o jaka ja zła. Będzie miał za swoje. Szybko wróciłam na miejsce gdy usłyszałam jak James otwiera drzwi. Usiadł na swoje krzesło. Przeszliśmy do jedzenia sałatki. Zauważyłam, że telefon wciąż się świecił. Marcos musiał do niego wydzwaniać, a James nie widział tego, ponieważ komoda była za nim.
- A może usiądziemy sobie na sofie i odpoczniemy wygodnie po posiłku?
- Chyba czytasz mi w myślach.- podniosłam się. Nie, nie czytał mi w myślach. Tak tylko powiedziałam.
- Tak się cieszę, że cię spotkałem.- zaczął gdy siedzieliśmy już obok siebie. Objął mnie przekładając rękę przez szyję.- Tamtego dnia miałem podły nastrój. Przyjaciele zadzwonili do mnie. Chcieli żebym się wyrwał na miasto. Po wielu błaganiach dałem się namówić. I gdy wysiadłem już z auta , zobaczyłem ciebie. Twój widok sprawił, że zupełnie zapomniałem o tym co wcześniej mnie dręczyło. Wiedziałem, że jeśli do ciebie nie zagadam to popełnię błąd. I to jest właśnie moment, którego nie będę żałował nigdy.- to się jeszcze okaże.
- Ja nie będę żałować tego, że do ciebie zadzwoniłam. A jaki jest moment, którego właśnie żałujesz?
- Czego żałuję? Nie wiem…- zamyślił się.- Chyba jest taka jedna rzecz.
- Jaka?- zaciekawiłam się.
- W liceum była taka dziewczyna. Nazywała się Nina Simons. Mówiłem ci o niej?- zaprzeczyłam ruchem głowy.- To stara historia. Z całą moją paczką nie daliśmy jej żyć. Wyglądała jak… nawet nie wiem jak to nazwać. Była po prostu szkaradna. Te włosy, te zęby, ubiór.
- Czemu ją dręczyliście?- może w końcu dowiem się tego teraz.
- Szczerze? Nie mam pojęcia, dlaczego wybraliśmy sobie taką dziewczynę na cel do zabawy. Oprzytomnieliśmy gdy już było trochę za późno. Gdybym ją spotkał, powiedziałbym jej, że niczego w życiu tak nie żałowałem jak tego co jej robiliśmy.- było mi strasznie głupio kiedy tego słuchałam. Aż odebrało mi mowę z wrażenia. Gula stanęła mi w gardle. Poczułam taki żal o to wszystko. Na chwilę przestałam czuć do nich te nienawiść, ale tylko na chwilę. W sumie to nie wiem co potem czułam. Na pewno byłam zmieszana.- Alice? Nic nie powiesz?
- Zamyśliłam się.- poprawiłam włosy.
- Nie miej mnie za to za drania. To było kiedyś.- wziął mi kosmyk za ucho.- Nie gryzę…- szepnął mi do ucha.- Kocham cię…- wtedy położył usta na moich. Rozchyliłam wargi. Jego język połączył się z moim. Przyłożył rękę do mojej twarzy, a drugą położył mi na udzie. Wędrował nią coraz wyżej i wyżej aż zniknęła pod sukienką dotykając mojej miednicy. Wiem do czego to szło, więc musiałam to przerwać.
- James…- przestałam go całować. Spojrzał mi prosto w oczy.- Nie mogę. Nie jestem jeszcze gotowa. Przykro mi.-spuściłam głowę. Nie chciałam żeby teraz na mnie patrzył. Przecież nie zrobię tego z nim. To wszystko raczej nie jest tego warte.
- Rozumiem.- odsunął się ciut.- Moja wina. Przepraszam. Byłem zbyt nachalny.
- Spoko…- nabrałam powietrza do płuc. Zrobiło się dziwnie. Atmosfera była napięta.- Wiesz… ja już będę wracać do domu.
- Odwiozę cię.- zaproponował.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.- wstałam poprawiając kreację.- W dodatku piłeś.
- Nie wygłupiaj się. Już późno. Zamówię taksówkę.- nie protestowałam już. James gdy wziął komórkę, zdziwił się.- Marcos? Osiem połączeń?- olał to w tym momencie i wezwał taksówkę. Czekaliśmy aż przyjedzie, a do tego czasu rozmowa niezbyt się kleiła. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Przez okno zauważyłam, że taxi już czeka. Gdy otworzyłam drzwi, złapał mnie za rękę.- Alice?
- Tak, James?
- Mam nadzieję, że to nie zaburzy naszych relacji.
- Nie martw się o to.- wymusiłam uśmiech, który go trochę podniósł na duchu, bo jego kąciki ust tez się podniosły odrobinę.- Jesteśmy w kontakcie. Pa.
- Dobranoc.- puścił moją rękę i pozwolił wyjść. Weszłam do auta i spojrzałam przez okno. Stał oparty o framugę drzwi. Patrzył w moją stronę. To była bardzo dziwna dla mnie sytuacja. Muszę wrócić do domu i pomyśleć co dalej. Odwróciła głowę, oparłam ją o siedzenie. Zamknęłam oczy i myślałam. Myślałam o Jamesie.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Powiedzcie mi jedno. Czemu rozdziały z udziałem Kendalla są akurat najpopularniejsze? Tak bardzo kochacie Kendalla? :D Najwięcej wyświetleń mam właśnie przy nim. Przypadek? :D
Mam sporo nauki, a wolny czas poświęcam właśnie na pisaniu. Chciałabym się wyrobić z tym blogiem do końca roku, ponieważ w drugim semestrze będzie tylko gorzej. I sorry za ostatni rozdział gdzie się tekst na biało pozaznaczał. Marla nie uratowała go :P Trudno to wytłumaczyć.

M: Nie trudno, tylko ci się nie chce :P Kacha, nie strzeliła. Rozdział ten jest z Jamesem, a nie Loganem. Tak mi przykro hehe :D Podajże w 11 będzie Loganek, z tego co znam z planu :P

sobota, 20 września 2014

8. Na zastępstwie

Carlos opowiadał mi właśnie śmieszne historie ze swojego życia. Oczywiście po drodze wtrąciłam, że mi się też coś podobnego przytrafiło, więc nie obyło się bez słowa przeznaczenie w jego ustach. Ma zrytą banię tym przeznaczeniem. Siedziałam u niego w domu. Wokół był nieporządek. Wytłumaczył, że nie ma czasu na sprzątanie. Nie było to takie przerażające jak kolekcjonerskie gadżety z Gwiezdnych Wojen, które okupowały półki w salonie. Ja bym się tam tym nie szczyciła na jego miejscu. Nie dziwię się czemu nie ma dziewczyny. To miejsce odstrasza…
- A najgorsze jest to, że Jamesowi tydzień temu przydarzyło się to samo.- zaśmiał się kończąc swoją opowieść. Może było śmieszne, ale do rozpuku mnie nie rozwaliło.
- Mieliście pecha. Szkoda, że nasze spotkanie musi się wkrótce skończyć.
- Też bym nie chciał, ale taka jest już praca. Mimo to cieszę się, że tu jesteś ze mną. Dawno nie czułem się tak dobrze. Taki kochany…
- Oj przesadzasz.-machnęłam ręką.
- Wcale nie. Przy tobie znów czuje się jak nastolatek.- uśmiechnął się.- Znamy się tak krótko, a mam wrażenie jakbym znał cię dłużej.- dobrze czujesz.- Zależy mi na tobie. Chciałbym, aby to co jest między nami pogłębiało się, a potem trwało wiecznie. W życiu nie spotkałem lepszej dziewczyny od ciebie.
- To miłe co mówisz.- odpowiedziałam, a on złapał mnie za rękę.
- Chciałbym żebyś poznała moich przyjaciół. Będzie fajnie. Oni mówili, że też sobie kogoś znaleźli.
- Serio?
- Tak. James poznał w końcu jakąś inteligentną dziewczynę i może na dłużej, bo te z którymi był to szybko z nimi kończył. Kendall zachwyca się swoją jaka to ona jest wyjątkowa i takie tam, a Logan jest tajemniczy i mało mówi. Myślę, że fajnie byłoby gdybyśmy się w ósemkę spotkali w miłej atmosferze i się poznali w końcu.
- Bardzo chętnie chciałabym poznać twoich przyjaciół i ich dziewczyny, ale wiesz jak jest z moją pracą. Ja ledwo znajduję czas na spotkania z tobą. A muszę pracować więcej, bo mówiłam ci… mam kredyt do spłacenia.- kolejna ściema. Przecież nie mogę się z nimi spotkać. To byłaby mega wtopa. Wpadka na skalę przemysłową!
- Chcesz to pożyczę ci pieniądze.- zaproponował.
- Nie, nie! Carlos, to miłe z twojej strony, że chcesz mi pomóc, ale nie wezmę od ciebie pieniędzy. Duma mi nie pozwala. Jeśli mam to zrobić to tylko sama.
- Rozumiem. Chociaż jest mi przykro, że nie mam ci jak pomóc skoro ją odrzucasz.- posmutniał. Nie no tylko nie to…
- Hej.- położyłam rękę na jego ramieniu.- Wystarczy, że pomagasz mi tym, że ze mną jesteś. Jestem ci przeznaczona.- pocałowaliśmy się. Trwało to dłużej niż zwykle. No skoro tego właśnie potrzebował to musiałam mu to dać.- Już lepiej?
- Zdecydowanie.- rozpromienił się.
- To dobrze.- podniosłam się.- Ja też będę już się zmywać.
- Może podwieźć cię do kawiarni.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. Muszę zajść w jeszcze jedno miejsce.

Pożegnałam się i wyszłam do pracy. Szef wysłał mi sms, że mnie potrzebuje. Mam się stawić w przeciągu pół godziny. Do firmy dotarłam na pieszo. Emma podniosła się z krzesła i podała mi dokumenty. Polazłam z nimi na górę. Mój przełożony, Jack Finnigan już na mnie czekał.
- Dobrze, że już jesteś.- powiedział.
- Stało się coś?
- Tak. Zmiana planów. Odwiedzi nas przedstawiciel. Dzwonił rano, że jednak chce podjąć współpracę i kupi od nas towar. Niestety coś mi wypadło ważnego i nie mogę tego odłożyć, więc zajmiesz się nim, ok? Dostaniesz telefon z recepcji jak się zjawi.
- Nie ma problemu.
- Tu masz teczkę. Pokaż mu to i skłoń go do podpisania umowy. Jeśli zdążę wrócić to dołączę do was.- wziął swój neseser i wyszedł z gabinetu. Po chwili zadzwonił do mnie James.

James: Mam propozycję nie do odrzucenia…
Ja: Nie mogę teraz rozmawiać. Jestem w pracy i czekam na pewnego gościa.- wyjaśniłam.
James: No dobrze, moja dyrektorko. Chciałem tylko zaprosić cię na wykwintną kolację.
Ja: Brzmi interesująco…
James: Dziś u mnie o 20. Co ty na to?- spytał. Zastanowiłam się najpierw czy nie jestem już umówiona z resztą.  Powinnam założyć dla nich jakiś kalendarz.
Ja: Bardzo chętnie. Przyjdę na pewno.
James: To super. Zamówię dla ciebie taksówkę. A teraz lecę, kochanie. Pa!- rozłączył się.

Po tym jak włożyłam komórkę z powrotem do kieszeni, zadzwonił telefon biurowy. Ani chwili spokoju nie mam. Jednak takie już życie i trzeba się z tym pogodzić. To była Emma.

Emma: Masz wielki problem, kochana!- ostrzegła mnie z przerażeniem z głosie.
Ja: Czemu? Co się stało?- ściągnęłam brwi i usiadłam na fotelu.
Emma: Carlos tu jest.
Ja: CO?! Spław go! Mam za chwilę spotkanie! Nie może mnie tu zobaczyć!
Emma: Ale to właśnie z nim masz spotkanie. Otworzyłaś chociaż teczkę żeby sprawdzić…
Ja: Nie pouczaj mnie teraz, dobra?- przerwałam jej.- Nie wpuszczaj go tu.
Emma: Zwariowałaś?! To wasz przyszły klient. Nie mogę tego zrobić. Zresztą jest za późno. Poszedł na górę. Będzie za chwilę.
Ja: Zajebiście!- rozłączyłam się.

Rozejrzałam się gorączkowo po biurku. Nie wiedziałam co zrobić. Wzięłam moją plakietkę z imieniem i nazwiskiem, a następnie włożyłam ją do szafki. Coś wymyślę. Myśl Nina, Myśl!  Niestety nie było na to wiele czasu. Zapukał już do drzwi. Dałam znać, że można wejść. Zrobił to dość szybko. Może dlatego, że rozpoznał mój głos. Kiedy mnie zobaczył, podniósł brwi.
- Sarah? Co ty tutaj robisz?
- Wiem. Głupio to wygląda.- w głowie już układałam wymówkę.
- Co tu jest grane? Dlaczego jesteś tutaj, a nie w kawiarni i gdzie jest Finnigan?- zdenerwował się. Pierwszy raz widziałam go poważnego.
- Miałeś rację. Dziewczyny z tym imieniem są tajemnicze.- westchnęłam udając, że nic się tak naprawdę nie stało.- Mogłam ci to powiedzieć. Nie wiem czemu tego nie zrobiłam. Może nie uważałam za ważne…
- Co takiego?
- Zastępuję panią Ninę. Jest na urlopie. Tak jak ty mam dwie pracę. Ale nie powinniśmy o tym rozmawiać. Przyszedłeś tu w sprawie współpracy.
- Ja mam mętlik w głowie.
- To może usiądziesz?- zaproponowałam.- Kawy?
- Nie, dzięki.- mruknął, ale usiadł.
- Pan Finnigan przeprasza. Coś ważnego mu wypadło. Jestem w jego imieniu.
- Czemu mnie oszukałaś?- nie pozwalał mi o tym zapomnieć.



- Kochanie, nie oszukałam cię. Chciałam ci powiedzieć. Nie było okazji, a chciałam! Ty musiałeś iść, ja musiała iść… No zrozum mnie. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy…
- No dobrze. Wybaczę ci to, bo mam dobre serce.- jeszcze mi co. Pierdoli głupoty.
- Dziękuję ci bardzo.- ucałowałam go w policzek.- A teraz umowa…- wyjęłam dokumenty z teczki.

Rozmowa na temat współpracy zajęła jakieś ponad dwadzieścia minut. Pena zgodził się na wszystkie warunki. Podałam mu długopis i patrzyłam jak składa swój podpis na papierze. Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że szef będzie ze mnie zadowolony.
- No to skoro jesteśmy już po sprawach biznesowych  to może pogadajmy o czymś przyjemniejszym.- oparł się o oparcie nie spuszczając ze mnie wzroku.
- O czym tylko byś chciał.- szczerze to już miałam jak na dziś dość jego towarzystwa. Marzyłam, aby opuścił to miejsce jak najszybciej. Miałam ochotę zostać tu sama i patrzeć się na panoramę miasta z wielkiego okna na całą ścianę i pić sobie latte machiato.
- Mam wolny wieczór.- o nie, tylko nie to.- Może byśmy się spotkali. Może kino?- o Boże. Może jeszcze frytki do tego? Niedobrze mi się wspomina kino po tym co odstawił Kendall.
- Bardzo bym chciała, ale nie mogę. Obiecałam mamie pomóc trochę, ponieważ złamała rękę, a taty teraz nie ma domu…
- No cóż. No trudno. Innym razem.- zamyślił się na moment.- A może w końcu poznam twoich rodziców?- kiedy zadał mi to pytanie, wybałuszyłam oczy. Jeszcze tego by brakowało.
- Carlos? Nie myślisz, że to trochę za wcześnie?
- Chciałbym poznać rodziców swojej dziewczyny. Czy to źle?- tak, bardzo. Tym bardziej, że nie żyją od trzech lat. Dlaczego wpadłam akurat na taką głupią wymówkę? Tylko sobie tym zaszkodziłam.
- Mama odpoczywa i się denerwuje, bo nie może normalnie funkcjonować przez tą rękę, a taty nie będzie w domu jeszcze dwa tygodnie.
- Gdzie pracuje?
- W wojsku.- odpowiedziałam.
- Ile ma lat?- jak mnie denerwuje to, że zadaje tyle niepotrzebnych pytań.
- Czterdzieści osiem.
- Nie jest za stary na wojsko?
- A byłeś tam, że wiesz czy nie za stary? Nie jest.
- No dobrze. Tylko się tak nie naburmuszaj.- w tym momencie dostałam wiadomość od szefa, że będzie za piętnaście minut.
- Carlos, idź już. Ja muszę pracować.
- Tak nagle zacząłem ci przeszkadzać?- jak on mnie zaczyna serio wnerwiać.
- Nie, ale już za długą przerwę sobie zrobiłam. Idź już, proszę. Jeszcze ktoś się zorientuje, że tu sobie z tobą paplam.- musiałam się go pozbyć zanim przyjdzie tu Finnigan i przypadkiem się wyda moja fałszywa tożsamość.
- No ok. Kumam.- podniósł się.
- Dzięki za podpisanie z nami umowy.
- Nie ma sprawy.- zatrzymał się przy drzwiach żeby jeszcze mnie cmoknąć.- Zadzwonię.
- Okaaay.- wymusiłam uśmiech. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, oparłam się o nie plecami i odetchnęłam z ulgą. Jakie ja miałam szczęście…




-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Udało mi się go napisać, choć było ciężko :( Nie wiem. Napiszcie czy wam się to podoba. Tak informacyjnie chcę was powiadomić. Już tysiąc wyświetleń za nami! Pewnie niektórzy z was pomyślą, że to śmieszna liczba, a dla mnie to ważne. Dziękować!!!

M: Ten rozdział był już poprawiony  dawno, ale dopiero teraz wstawiam. Jestem zuaaa. Dziś obie świętujemy swoje wyświetlenia. Hurraa! A co rozdziału to coraz więcej się dzieje ;) Ja znam już tak ogólnie całą historię. Zostałam wtajemniczona. Też pomogłam w kreowaniu dalszych przygód. Warto czytać ;)






niedziela, 14 września 2014

7. Siara w kinie

To już trwa zaledwie tydzień, a jest to męczące dwa razy bardziej niż moja praca. Jeśli kończę rozmowę z Kendallem, dzwoni James. Jeżeli Carlos chce się spotkać to jeszcze potem Logan. Każdy swój wolny czas po pracy poświęcam czterem typom, z którymi w ogóle wolałabym nie mieć nic wspólnego. Jednak w każdej chwili słabości, powtarzam sobie, że moje trudy zostaną wynagrodzone. Pierwszy etap akcji mam za sobą. Poznałam wszystkich i przynajmniej raz się spotkałam. Polubili mnie. Teraz czas na druga część akcji. Czyli potajemne wyniszczanie. Leżałam właśnie na łóżku. Zamknęłam oczy. Przypomniała mi się scena z ostatniego spotkania z Loganem.
-A no wiesz… tak jakoś się złożyło.- odpowiedział gdy zapytałam się ile już tak czeka na mnie, choć dobrze o tym wiedziałam.
- To może skoro już tak siedzisz i czekasz na mnie od dłuższego czasu to zgłodniałeś. Jadłeś tu może torcik czekoladowy?
- Wiesz co?- spojrzał na mnie z wyrzutem.- Ja bardzo chętnie bym zjadł, ale nie mogę.
- Czemu? Nie jesteś głodny? Nie możesz jeść czekolady?- spytałam z udawaną troską.-
- Mogę jak najbardziej, ale teraz mi nie wypada. Staram się o wejście do drużyny futbolowej, ale niestety warunek jest jeden z tego co mi powiedział facet. Muszę schudnąć do końca miesiąca pięć kilo.
- Aż takie mają wymogi?- zdziwiłam się.- Przecież nie jesteś gruby.
- No trochę brzuszka mam.- uśmiechnął się niewinnie.- Bardzo mi zależy, aby się tam dostać. Jeśli nie to będę załamany.
- Mam nadzieję, że ci się uda.- marzę o tym żeby mu się nie udało i nie chcieli go nawet kijem dotknąć.- Jeśli ty będziesz szczęśliwy to ja też.

Potem pamiętam wyszliśmy na zewnątrz. Spacerowaliśmy po cichych i spokojnych uliczkach. Chodziliśmy po kamiennym bruku, obok stały jasne domu z pięknymi balkonami. Miały ciemne balustrady, a gdzieniegdzie ozdabiały je przeróżne kwiaty. Niebo było już pomarańczowe, na horyzoncie widziałam tylko połowę słońca. Logan za każdym razem gdy spojrzał na mnie, uśmiechał się.
- Czemu się tak ciągle uśmiechasz?- spytałam ukrawając swoje rozdrażnienie.
- Bo jestem szczęśliwy to się uśmiecham.- zwolnił krok.
- A czemu jesteś szczęśliwy?- gdy o to zapytałam, wtedy zatrzymał się. Stanął przede mną i złapał za rękę.- Wyznam ci coś tylko obiecaj, że nie uciekniesz.
- Obiecuję.- spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ja się chyba w tobie zakochałem.- powiedział cichutko jakby bał się mojej reakcji. Może wyglądał uroczo, ale na mnie to nie działało. 
- Dlaczego myślałeś, że mogłabym uciec? Może czas, abyś otworzył bardziej swoje serce.- i wtedy przejęłam kontrolę nad wszystkim. Nasz pierwszy pocałunek był taki subtelny, delikatny.- Jesteś taki wrażliwy… Zawsze taki byłeś?
- Oj nie zawsze. Każdy się zmienia. A to co robiłem w liceum to ma za sobą i nigdy nie wróci. Gdybym mógł cofnąć czas…
- To co byś zrobił?- poprawiłam okulary na nosie.
- Była taka Nina Simons. Gdybym ją spotkał, chciał ją za wszystko przeprosić. Niepotrzebnie uległem woli grupy. Tak w głębi nie chciałem jej dręczyć, ale nie umiałem się przeciwstawić, a nie chciałem wyjść na mięczaka. To było takie głupie…
- Myślisz, że by ci wybaczyła?- zabiło mi szybciej serce.
- Szczerze? Wątpie. Mogło jej się stać przez nas wielka krzywda, ale nie rozmawiajmy o tym. To było tak dawno. Wszyscy o tym chcemy zapomnieć.- nie pozwolę żeby zmarnowane moje trzy lata życia, najgorszy okres, uszedł w ich niepamięć.
- Jak chcesz, kochany.

Otworzyłam oczy i podniosłam się z łóżka. Nie chciałam już tego dłużej wspominać. Musze się ogarnąć, ponieważ jestem umówiona z Kendallem do kina. Nawet nie wiem na co. Jak to ja się wyraziłam wtedy? Wybierz coś za mnie. Zrób mi niespodziankę. Ubrałam się w czarną spódnicę i kremową bluzkę. Zdążyłam szybko wyprostować włosy. Gdy zakładałam buty, Emma przyszła do domu. Pod pachą dźwigała wielkie pudło.
- Co kupiłaś?- zaciekawiłam się.
- Wagę.- położyła ją na podłodze.
- Po co?
- A po co jest w domu waga? Żeby się ważyć. Wiedzieć ile się waży. Chcę bardziej zadbać o swoje ciało. Będzie stać w łazience przy oknie.
- Jak chcesz. Ja wychodzę do kina.
- Z Carlosem?
- Nie, z Kendallem. Carlos jest jutro.
- Już się gubię w tych twoich facetach.- zażartowała.- Baw się dobrze.
- Tsa tsa.- wyszłam zanim bardziej popsuje mi humor. Kendall czekał już w samochodzie na parkingu z rozsuniętą szybą . Wystawił łokieć i głowę oparł lekko o okiennice. Przywitaliśmy się ze sobą już w drodze. Usiadłam od strony pasażera i zapięłam pasy. Zauważyłam, że na półce przede mną leży kilka kartek. Miały na sobie krateczki do zaznaczania prawidłowych odpowiedzi.
- Co to? Testy dla twoich uczniów?- spytałam.
- Blisko, ale niezupełnie. To dla mnie.
- Dla ciebie?- zdziwiłam się.- Tak. Muszę otrzymać dyplom, który potwierdzi moje umiejętności. Na razie pracuje bez niego, ponieważ dyrektor potrzebował nauczyciela na natychmiast. Powiedziałem, że dopiero się do niego przygotowuje i niedługo go mam, więc doniosę.
- Aż tyle?
- A niee. Poprosiłem jakąś kobietę żeby mi podała, a ona całą garść mi tego wcisnęła.- zaśmiał się.- Wytłumaczyła, że przyda się. Odpowiedzi nie mogą być poprawiane, więc jak się pomylę to już jest marnotrawstwo. Muszę być pewny co zaznaczam.
- Rozumiem.- Jesteśmy już na miejscu tyle, że nie ma  gdzie zaparkować.- rozejrzał się.- Szlag by to. O, tam jest jakiś płatny parking. Zostawię cię na chwilę. Sprawdzę tamto miejsce.- przytaknęłam, a on poszedł do gościa, który stał przy parkometrze. Patrzyłam się na te arkusze. Coś mnie podkusiło i wzięłam jeden. Wpadłam na pomysł. Złożyłam kartkę na pół i wsadziłam do torebki. Po chwili blondyn wrócił.- Dobra wiadomość. Parkujemy tam.

Komedia romantyczna może by mi się podobała gdyby nie cudowny Kendall. W kinie jest naprawdę irytujący. Gdy jadł popcorn, nie mógł opanować się od mlaskania. A jego śmiech czasem był nie do wytrzymania. Ludzie wokół oglądali się na nas, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Kendall chyba zapomniał, że nie jest sam w domu.
- Słuchaj teraz tego.- powiedział.-Nawet gdybym wiedział, że to twoja matka, to i tak nie odmówiłbym jej wspólnego numerku.- wyrecytował słowo w słowo to co aktor powiedział dwie sekundy później. Nie raz wyprzedzał ich kwestie.
- Jeśli już oglądałeś ten film to po co mnie na niego zaprosiłeś?
- Bo jest śmieszny.- zaśmiał się.- I nie oglądałem go z tobą.
- Okaaay…
- O! O! Patrz teraz co zrobi Ryan. Przekomiczne kiedy…
- Ciszej.- jakiś facet się odwrócił na chwilę upiminając się, na co Kendall w ogóle się nie przejął. Wprost przeciwnie. Zrobił głupią minę za jego plecami.


Parsknęłam śmiechem, a potem dalej zaczął nawijać.
- Echem…- ktoś inny z rzędu niżej zwrócił mu uwagę.- Czy może się pan uciszyć? Tu jeszcze inni ludzie oglądają?
- A co ja takiego zrobiłem?- uniósł się.- Zapłaciłem za bilet, więc mam prawo robić to na co mam ochotę. I nie z panem rozmawiam o filmie tylko z… dziewczyną.- o wow. Uznał mnie już za dziewczynę. Nie zmienia to faktu, że nie chciałam tu teraz być, bo ludzie zaczęli się patrzeć i na mnie.
- Przeszkadza pan innym. Zaraz wezwę jakiegoś pracownika, który pana stąd wyrzuci.- pogroził mężczyzna.
- Nie trzeba!- wstał łapiąc mnie za rękę. Automatycznie pociągnął za sobą mnie całą. Wyprostowałam się.- Chodź, Diana. Zabiorę cię w o wiele lepsze miejsce niż to.- a jednak mogłam dziękować Bogu, że mnie stąd zabiera. Kendall chyba nie chciał tak tego zostawić, bo wiem, że łatwo go zdenerwować. On chyba często kłóci się z ludźmi. Przypomniały mi się te figi. Chłopak gdy już stał z boku zrobił coś co było kompletnym chamstwem.- Na końcu filmu Ryan rzuca Amy, bo woli być z matką Jeremiasza!- zaśmiał się perfidnie. Szybko uciekliśmy, bo ludzie zabijali nas samym spojrzeniem. A fala narzekań już zdążyła dojść do moich uszu.
- Kendall…- westchnęłam bezsilna gdy wyszliśmy z kina.
- Wiem. Przepraszam, że tak wyszło.
- Myślałam, że się tam spalę ze wstydu! Czasem jesteś nieznośny! Musisz panować nad sobą.
- Wiem, tak wiem. Ale i tak na przestrzeni lat zrobiłem postępy.
- To dobrze, że nie przekonałam się te kilka lat wcześniej jaki byłeś straszny…- tak, znowu kłamię. Ostatnio często mi się zdarza.
- Dobra. Jakoś naprawię ten wieczór. Jeszcze będzie romantyczny.- tym romantycznym miejscem okazał się jego balkon. Brzmi śmiesznie, ale balkon był przytulny i do tego piękny. Rozłożyliśmy się na leżakach pijąc wino. Na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Wybrnął z tego incydentu co nie zmienia faktu, że już się tam z nim więcej nie pokażę. Patrzyliśmy tak w górę w krótkiej ciszy.
- Pięknie się zrobiło.- powiedziałam.
- No fakt.- spoważniał.- W kinie powiedziałem temu gościowi, że jesteś moją dziewczyną.
- I co w związku z tym?- siorbnęłam wina.
- Czyli, że nie masz nic przeciwko?- odwrócił głowę w bok żeby się na mnie spojrzeć.
- Oczywiście, że nie, chłopaku.- uśmiechnęłam się swoim sztucznym a jakże prawdziwie wyglądającym uśmiechem. Złapał mnie za rękę i również się uśmiechnął.
- To bardzo się cieszę.





------------------------------------------------------------------------------------------------------------

B: Macie tu już siódmy rozdział z Kendallem w roli głównej. Chciałam, aby jakaś randka poszła śmiesznie. Nie wiem czy mi wyszło. Może kogoś rozbawię. Liczę na wasze komentarze, bo to naprawdę motywuje. Im więcej komentarzy tym szybciej się coś napiszę. Ostatnio jest mały spadek, ale mam nadzieję, że to minie ;) Trzymajcie się.

M: Kendall w kinie to prawie taka sama sytuacja jak ze mną. Komentuje i mówi cytaty. Ja też jak się zdenerwuję to powiem jak się kończy jeśli ktoś nie oglądał. No ja się śmiałam, bo widziałam w tym siebie :D
Tytuł znów jest mój. Wszystkie tytuły teraz wymyślam ja, huehuehue :P

No i jeszcze jedno... WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO LOGAN ♥ 25 lat już chodzi po świecie taka zajebistość jak Logan Henderson :D Standardowe życzenia ślę + WIĘKSZEGO ROZGŁOSU, bo się mało odzywasz, a chcemy Cię więcej, SUPER FIGURY żeby już inne Rushers nie śmiały się, że w ciąży jesteś i NIECH HAJS SIĘ ZGADZA :D Najlepszego :***** L-l-l-love U!






wtorek, 9 września 2014

6. Gwiezdne Wojny

Zjawiłam się wcześniej z Amber, aby omówić szczegóły. Podałam jej kartkę z informacjami jakim imieniem może się do mnie zwracać w zależności z kim przyjdę. Powiedziała mi, że stolik ósmy będzie pod stałą specjalną rezerwacją dla mnie na wypadek gdybym chciała z niego skorzystać. Znajdował się w najlepszym miejscu. Na samym końcu przy ścianie, nie przy oknie. Po prostu fantastycznie.Usiadłam na krzesełku oczekując na tego ciołka. Gdy wybiła godzina spotkania, nie zjawił się. Wzięłam głęboki wdech. Poczekam kilka minut. Może się spóźni, choć to niestosowne spóźniać się na pierwsze spotkanie. Musiałam w międzyczasie zamówić sobie kawę, ponieważ nie mogłam już wytrzymać. Nie było go już pięć minut po czasie, dziesięć, piętnaście… Amber spojrzała w moją stronę, a ja wzruszyłam ramionami. W końcu wejście do kawiarni otworzyło się, a mały dzwonek nad nimi zadzwonił. Pena rozejrzał się zagonionym spojrzeniem. Kiedy trafił wzrokiem na mnie, odetchnął z ulgą.
- Przepraszam!- usiadł zadyszany.- Najmocniej cię przepraszam!- odkleił kołnierzyk koszuli od szyi przewracając głową na różne strony, a ja spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Nie widział tego. Jak podniósł wzrok, szybko się uśmiechnęłam.
- A miałam już sobie pójść. Myślałam, że nie przyjdziesz.
- Nie spodziewałem się tego, ale coś mi wyskoczyło. Tak to jest jak się ma dwie prace.
- Czy mogę przyjąć zamówienie, Sarah?- spytała Amber gdy podeszła. Złożyliśmy je, a kiedy odeszła, Carlos nachylił się.
- Znacie się?- zadał mi pytanie.
- Wiesz… pracuję tutaj.- różnorodność ta była mi potrzebna. Miałam już dość wymyślania na jakim stanowisku w mojej firmie mogłabym pracować. James myśli, że jestem dyrektorką działu. Kendallowi powiedziałam prawdę, a Loganowi powiedziałam, że jestem sekretarką.- Ale mam teraz wolne specjalnie dla ciebie. Powiedz mi coś o sobie.
- Moje życie to głównie praca. Ciągle za czymś gonię. W tygodniu pracuję w serwisie, a w weekendy w domu. Projektuję gry przeróżnego rodzaju. Sam uwielbiam również w nie grać. Jestem takim maniakiem jak i kolekcjonerem.
- Kolekcjonujesz gry?- pokręcone na maksa.
- Nie tylko.- nachylił się i spojrzał mi prosto w oczy jakby chciał mi zdradzić sekret.- Mam jeszcze kolekcje figurek z Gwiezdnych Wojen.- w tym momencie nie wiedziałam jak się zachować. Próbowałam przyjąć zupełnie normalny wyraz twarzy jaby to było coś zwyczajnego.



Kurwa… No przecież on ma prawie dwadzieścia dwa lata i kolekcjonuje figurki z Gwiezdnych Wojen? O tym wiem tylko tyle, że to jakiś film sci-fi. Chyba… zupełnie obca ziemia dla mnie.
- O jaa! Serio? To fascynujące. Uwielbiam Gwiezdne Wojny. A kiedy jadę do kuzyna to często opiekuję się nim i gramy w gry.- nawet nie chciałam mowić jakich, bo rzadnej nie znałam.
- W końcu jakaś dziewczyna, która lubi Gwiezdne Wojny.- ożywił się.- Jesteśmy więc sobie przeznaczeni. Możemy pogadać jak to…
- Możemy, ale może nie teraz.- przerwałam mu. Nie chciałam wyjść na idiotkę. Obiecuję, że gdy wróce do domu, przegrzebie na wylot Internet żeby się dowiedzieć o co tam biega.
- Może w następnym tygodniu urządzimy sobie taki maraton.- zaproponował. Już nie podoba mi się ten pomysł.- Dobra, może rzeczywiście poznajmy się bliżej. Co lubisz robić? Gdzie się uczyłaś? Masz psa albo kota? Jaki jest twój ulubiony kolor? Jesteś na coś uczulona? Czy wierzysz w przeznaczenie?- oparł głowę na łokciu, a mnie zatkało na chwilę. Zalał mnie jak lawina.
- Uhh… lubisz zadawać dużo pytań.
- No jestem trochę ciekawski.- puścił mi oczko.- Ale tylko troszeczkę.- zwinął palce w gest jakby trzymał szczyptę soli.
- Ehm no dobra. To po kolei jeśli pamiętam. Lubię sobie właśnie pooglądać filmy, serfować po Internecie. Lubię robić zdjęcia… Wychowałam się w Los Angeles, więc tu też poszłam do szkoły. Nic ciekawego. Nie mam żadnego zwierzaka. Mój ulubiony kolor to fiolet.
- Hej, mój też! To przeznaczenie.- wyszczerzył się.
- Tak… i wierzę w przeznaczenie.
- Zapomniałaś jednego pytania.- wtrącił.
- Jakiego? Tyle ich było…
- Czy jesteś uczulona na coś? Ja na sierść, dlatego spytałem o te zwierzaki. Nie toleruje kotów.
- Aha… Ja jestem uczulona na orzechy.- odpowiedziałam. Musiałam mu powiedzieć. Nie chcę powtórki.
- Znałem tylko jedną osobę, która była uczulona na orzechy.- zamyślił się. Wstrzymałam z nerwów powietrze.- Nazywała się Nina… Nina S…- próbował sobie przypomnieć.- Simson.- Simons idioto! Nazywam się Nina Simons!!!-Długa historia.
- Ja jestem bardzo jej ciekawa.- w tym momencie zadzwonił do mnie telefon. To był Logan.- Przepraszam, ale muszę to odebrać.- odeszłam na bok.

Logan: Hej, Jannette.- przywitał się niepewnie.
Ja: No cześć. Co tam słychać?
Logan: Jestem już wolny, więc pomyślałem, że może się spotkamy. Stęskniłem się.- był taki nieśmiały gdy wypowiadał ostatnie zdanie.
Ja: Aww..ja też się stęskniłam.- zrobiłam odruch wymiotny.- Bardzo chętnie. Chwilowo jestem zajęta, ale może potem?
Logan: Nie ma problemu. Idę i tak teraz na miasto. Za godzinę tam gdzie wcześniej.
Ja: Za półtorej.
Logan: Wedle życzenia. To pa!
Ja: Papulki.- cmoknęłam i rozłączyłam się.

- To o czym tam rozmawialiśmy?- wróciłam do stolika.
- A już nawet nie pamiętam.- zaśmiał się, a ja udałam, że śmieję się razem z nim.Dokończyliśmy jeść swoje ciasta. Kawę też już dopiliśmy. Carlos gadał jak najęty. Paszcza mu się nie zamykała. Już miałam po dziurki w nosie słuchania jego żartów. Niektóre faktycznie były śmieszne, jednak niektóre były tak suche, że kawa stawała mi w gardle, bo nie mogła przepłynąć. Mimo to śmiałam się z każdego. To go zadowoli. Oczywiście nie obyło się bez litanii pytań konkretnych i mniej konkretnych.Po kilku minutach usłyszałam dzwonek przy wejściu do kawiarni. Ja pierdole! Do środka wszedł Logan! Carlos nie widział go gdyż siedział tyłem. Nawiązałam z Amber kontakt wzrokowy.
- Carlos, kochany…- przerwałam jego brednie.- Będziemy już kończyć. Moje wolne dobiega końca. Amber woła mnie na stanowisko.- skoczyła we mnie adrenalina. Blondynka grała na zwłokę zatrzymując bruneta przy ladzie. Nie miałam wiele czasu. Nie wiem jak ja to zrobię! Jak teraz wyjść z tego syfu?!
- No trudno. Ale odezwiesz się?- spytał.
- Tak.
- Zaraz…- podniósł się.- Nie masz mojego telefonu. Dam ci go.
- Proszę, nie mam czasu. Idź do domu. Wiem gdzie pracujesz. Przyjdę jutro po pracy.
- Dobra, tylko pójdę do lady zapłacić…
- Nie, nie, nie…- zatrzymałam go. Logan nie może zobaczyć mnie w towarzystwie Carlosa i na odwrót.- Na koszt firmy.
- Ale ja…- no teraz to się zdenerwowałam. Pocałowałam go. Gdy się od niego odkleiłam, uśmiechnął się totalnie zauroczony. Coś tam wymruczał, wybełkotał. Kiwnął głową i poszedł jakby po jakiś środkach odurzających. Ja schowałam się za wielkim drzewem., a potem wprost do damskiej toalety. Wychyliłam głowę zza drzwi. Rozmawiali.
- Logan?- podszedł do niego Carlos.- A co ty tu robisz?
- Jestem tu umówiony z pewną dziewczyną. Mówiłem ci o Jannette. Spotkanie dopiero za godzinę, ale wziąłem laptopa żeby załatwić kilka rzeczy. Pomyślałem, że zrobię to tu. Dobrze mi się tu myśli. A ty?
- Właśnie skończyłem randkę z fantastyczną dziewczyną. Ma na imię Sarah i pracuje tutaj. Może ją poznasz. Zaraz powinna tu być.
- Przepraszam, że się wtrącę…- powiedziała Amber.- Sarah pracuje na kuchni, więc nie przyjdzie. Ma sporo zaległości.- ja ozłocę tę dziewczynę jeśli mnie z tego wyciągnie.
- No cóż. To może innym razem spotkamy się wszyscy i może lepiej poznamy. Siema.- Carlos wyszedł, a mi spadł kamień z serca. Jeszcze tylko niepostrzeżenie muszę przejść do wejścia dla personelu. Zrobiłam to kiedy Logan zasiadł do stolika.
- Psst…- dałam znak Amber, że jestem już w środku. Poszła ze mną na zaplecze.
- Ale akcja, co nie?
- Mało brakowało.- pozwoliłam sobie nalać wody do szklanki.- Nie spodziewałam się, że przyjdzie tu tak wcześnie. Jeden nieuważny ruch i po mnie. Dzięki ci za pomoc.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- uśmiechnęła się.
- Wypuścisz mnie od tylnego wejścia, ok? Uff, muszę unormować bicie serca, bo zaraz mi wyskoczy.
- Bycie z czterema facetami w tajemnicy na raz nie jest łatwe.- stwierdziła gdy oparła się o ścianę.
- Oj Amber. Nawet nie wiesz jak bardzo...




_____________________________________________________________________________________________

B: Kolejny rozdział za nami. Możliwe, że postaram się pisać je trochę szybciej. Uroczyście oświadczam, że rozdział nazwała Marla i teraz jej przysługuje ten mały obowiązek. Nawet nie wiecie jak ona to lubi, a mi się podobają jej pomysły :) Do następnego wkrótce!

M: Ostatnio tak mnie wzięło na sci fi, że już się nie wypowiem. I nie ma to jak poprawiać rozdział w drodze do pracy. Możliwe, że coś mi umknęło huehue :D





wtorek, 2 września 2014

5. Zepsuty laptop

Czy mówiłam jak bardzo nienawidzę niedziel? Nie? To mówię to teraz. Nienawidzę niedziel. Nudzę się w te dni jak mops z świadomością, że jutro zaczynam kolejny pracowity tydzień. Nie, że nie lubię swojej pracy. Nie narzekam, dobrze mi płacą. Jednak lubię sobie poleniuchować. Dzisiaj nie będę marnować dnia na kanapie przed laptopem. Ubrałam się w top i spodenki. James nalegał, że zabierze mnie ze sobą. Wie gdzie mieszkam. Powiedziałam mu. Zresztą tak jak każdemu. Dodałam, że zamiast jednej, mam trzy lokatorki. Wygląda więc na to, że Alice mieszka z Jannette, Dianą i Sarah pod jednym dachem. Czasami wpadam na dziwne pomysły. Jednak zanim się ktoś zorientuje, będzie już po wszystkim.

James czekał już pod domem. Wsiadłam do jego auta. Oczywiście nie mogłam zapominać o szczerym uśmiechu nawet jeśli nie chciałam się do niego uśmiechać. Tak samo jak do reszty. Jestem w ogóle z siebie taka dumna. Nie podejrzewałam, że jestem tak cierpliwa i wytrwała w stosunku do tych durni. Należy mi się Oskar.
- Korty tenisowe są otwarte w niedziele?- nie byłam pewna.
- Normalnie nie, ale ja mogę wszystko. Ciągle chyba zapominasz.- wyszczerzył się.- Mój znajomy udostępnił osobisty kort tylko dla nas. I tak był mi winien przysługę.
- Wszechmogący James Maslow.- zapięłam pas gdy byliśmy w drodze.
- Oho…- nagle zadzwonił jego telefon. Wolałabym żeby nie odbierał ich kiedy ja jestem w samochodzie, ale było za późno.- No co tam Carlos? … Nie, mówiłem ci. … A co teraz robisz? Siedzisz przy tym? … A no to może dołączysz do nas w tenisa?- no on chyba sobie żartował. Jeśli Carlos też tam będzie to ja się tam nie pokażę! Wszystko by szlag trafiło!- No szkoda. … Wiesz, i tak niczego innego się po tobie nie spodziewałem. … Tak, niech zgniją ci oczy przed tym komputerem. Cześć.
- Twój przyjaciel?
- Carlos czasem mnie denerwuje. Zamiast gdzieś wyjść to on gnije przed komputerem. Kiedyś będzie nosił okulary jak denka od słoika.- zaśmiał się. Przełknęłam ślinę. Przypomniały mi się moje.
- Też noszę okulary… do czytania.- to prawda. Denka nie do końca poprawiły mój wzrok, ale mam przynajmniej teraz normalne do czytania.
- Przepraszam wszystkich okularników.- odpowiedział żartobliwie patrząc na drogę.- Jesteśmy już prawie na miejscu.

Prywatny kort tenisowy wyglądał cudownie. Nawet ogrodzenie było stylowe. Z zewnątrz kort obrastały drzewa, palmy i kwieciste krzewy. Zamknęliśmy się w środku. Nawierzchnia była taka jaka powinna, siatka przygotowana, sprzęt był na miejscu. Ograł mnie w pierwszy secie, jednak gdy zobaczył moje zdenerwowanie, podkładał się. Mówiłam mu żeby tego nie robił, ale udawał, że o niczym nie wie. No trudno. Nie mój problem.
- Ja już mam dość.- wysapał James, a następnie otarł sobie czoło ręką.
- Napiłabym się wody.- usiadłam na ziemi.
- Nie brudź takiego pięknego tyłeczka.- uśmiechnął się. Wyciągnął rękę w moją stronę. Pomógł mi wstać.- Bo od czego mamy koc?- zaprowadził mnie na drugi koniec kortu gdzie czekał na nas w cieniu koc, a na nim koszyk ze smakołykami.
- Zrobiłeś piknik? Jesteś taki kochany.- należy pamiętać,  że faceta trzeba doceniać. Gdy zrobi pożytek, daj pochwałę.
- A może dostanę za to nagrodę?- zrobił dziubek.
- Dostaniesz w swoim czasie.- trochę się z nim podroczyłam. Przegryzł wargę. W jego oczach było widać, że tylko czai się na moje usta. Ogólnie czai się na mnie od samego początku…Zjedliśmy sałatkę owocową i napiliśmy się wyśmienitych soków. Podobno sam je przygotował. Rozmawialiśmy o głupotach leżąc na pomarańczowym kocu. Lekki podmuch wiatru łaskotał nasze twarze powodując orzeźwienie.
- Podobam ci się?- spytał patrząc mi w oczy.
- Co za pytanie, głuptasie. Przecież nie byłabym tu teraz z tobą…- czułam się dziwnie mówiąc te słowa.
- To pocałuj mnie w końcu.- szepnął. Wiedziałam, że gdy będę chciała się do nich zbliżyć w końcu dopadnie mnie taki moment zbliżenia. Przewidywałam to i wiele razy próbowałam się przekonywać. Patrzyłam na niego zbierając się do pocałunku. Musiałam. To przecież tylko pocałunek. Nic nie znaczący, zwykłe poświęcenie dla mojego planu. Mogę sobie przecież wyobrazić, że to nie on. Po prostu gdy to będę robić nie będę myśleć kim jest ten człowiek. I tego się trzymajmy.- Alice?
- Csii…- uciszyłam go przykładając palec do ust. Uniosłam lekko głowę. Położyłam wargi na jego ciepłych ustach, a potem samo jakoś się potoczyło. James świetnie całował, niestety muszę to przyznać. Nasze języki połączyły się ze sobą i wtedy mnie objął. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Jeszcze trochę a bym na nim leżała. Odkleiłam się w końcu. Spoczęliśmy żeby złapać powietrza. James rozpromieniony spojrzał w niebo łapiąc mnie za rękę. No i w ten sposób zostaliśmy chyba parą...

W poniedziałek gdy chciałam skorzystać z laptopa, coś mi się w nim pochrzaniło. Odmawiał mi posłuszeństwa. Podejrzane. Przecież jeszcze wczoraj działał bez problemu. Nie raz się psuł, ale tym razem nie wiedziałam o co kaman. Po prostu chciałam usunąć zdjęcie profilowe z konta, tak na wszelki wypadek. Gdy to zrobiłam, zaczął się psuć.
- Tylko spokojnie, bo go rozwalisz.- Emma przeszła obok mnie z kubkiem kawy.
- Jasna cholera by go wzięła!- walnęłam w niego.
- Mam pomysł. Idź do sklepu z elektroniką. Tam mają też serwis.
- No może i tak… Zaraz!- ożywiłam się.- Czy to nie jest przypadkiem sklep Carlosa?
- Jak najbardziej.- uśmiechnęła się i podała mi kartkę papieru.- To jest adres. Życzę powodzenia.
- Tylko muszę coś ze sobą zrobić…
- A co masz na myśli?- odstawiła kubek na stół.
- Na Jamesa raczej nic nie szykowałam. Kiedy byłam z Loganem miałam okulary na nosie. Gdy spotkałam Kendalla akurat miałam wyprostowane. A Carlos?
- Rozumiem, że takie szczegóły są ważne gdy będą rozmawiać o tobie, ale może nie musisz kombinować. Noś związane włosy. Nie wysilaj się.
- No ok.- podniosłam się zabierając laptopa.- Zobaczymy co z tego spotkania wyjdzie.

Spakowałam sprzęt i wsiadłam z nim do samochodu. W drodze zastanawiałam się co dokładnie mu powiedzieć oraz jakim sposobem wyciągnąć go na spotkanie. Na parkingu ledwo znalazłam miejsce. Jednak moje szczęście mi pomogło. Ostatnie wolne miejsce. Wysiadłam z auta i udałam się do środka. Skręciłam w prawo, a on tam był. Zawsze był niski. Zawsze śmiał się z byle czego. Spamował na facebooku swoimi foteczkami z przeróżnymi minami.



Nic się nie zmieniło. Tylko nie uśmiechał się teraz. Ze skupieniem czytał coś na monitorze. Nawet nie zauważył, że weszłam, więc podeszłam bliżej. Gdy mnie zobaczył, zrzedła mu mina. Zrobił krok do tyłu.
- Wiem kim jesteś.- powiedział. Teraz to mi opadła kopara. Rozpoznał mnie. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że mi się uda… Wszystko szlag trafił. Ale jak? Czym się zdradziłam? Stałam jak ten patyk kiedy czekał na moją reakcję, ale się nie doczekał. - Słuchaj Nina, ja wiem jak było, ale nie powinnaś tu przychodzić.
- Ale ja…
- Już mi powiedzieli, że przyjedziesz z Retrospektive. Ale ja dzwoniłem do nich i odrzuciłem zamówienie.
- Słucham?- ściągnęłam brwi. Nie wiedziałam o czym on do mnie mówi. I podał nazwę mojej firmy. Może to o nim wczoraj wspomniał szef. Tylko nie dostałam wielu informacji.- Nie wiem co jest grane? O czym ty mówisz?
- Ty jesteś Nina? Przedstawiasz firmę Retrospektive?- pytał się już jakby sam nie był pewien. Czyli jeszcze nie wszystko stracone. Uff… Co za zbieg okoliczności.
- Nie. Jestem Sarah Parker. Przyszłam, bo mam problem z laptopem.- podniosła torbę żeby mu pokazać. On po chwili klepnął się w czoło.
- Przepraszam najmocniej. Po prostu mam spięcie z niektórymi ludźmi, którym nie mogę przemówić do rozsądku. Tacy natrętni…- westchnął.- Zresztą. Nieważne.- machnął reką.- Proszę podac laptopa. Sprawdzę w czym tkwi problem.
- Proszę bardzo.- podałam mu go. Otworzył i poszperał w nim kilka minut. Opisałam mu na czym polega problem. Mimo to zadawał dużo skomplikowanych pytań, na które nie zawsze znałam odpowiedź lub nie wiedziałam o co chodzi.
- Twój laptop jest zainfekowany. Ma wirusa. Program antywirusowy wygasł.
- To dziwne.- podrapałam się po głowie.- Myślałam, że jeszcze będzie jakiś czas mi służył.
- Pozbędę się go w kilka minut i zainstaluje nowy. Ten jest przestarzały.
- Proszę robić to co słuszne.- uśmiechnęłam się.- Ważne by działał.
- Przepraszam. Bo mi się właśnie przypomniało, że do pani od razu na „ty” wyskoczyłem.
- Nic nie szkodzi. Ja też nie zwróciłam uwagi przez to wszystko.- Carlos… fajne imię.- spojrzałam na plakietkę udając, że teraz poznałam jego imię.
- Sarah zawsze wydawało mi się takie tajemnicze.- wtrącił.
- Czemu?
- Nie wiem. Według mnie nazywają się tak dziewczyny, które skrywają mnóstwo tajemnic.- odpowiedział.- Gotowe. Laptop wyleczony.
- Ile jestem winna?- spytałam chowając sprzęt z powrotem do torby.
- Nic nie trzeba. Niech to będzie rekompensata za ten bezpodstawny naskok.- uśmiechnął się szczerze.
- Ah tak.- kiwnęłam głową.- Wolałabym inną rekompensatę. Skoro już mi się chcesz odwdzięczać to może mała kawa po pracy?
- Powiedz tylko gdzie i o której dokładnie.
- Kawiarnia Cafelle, godzina siedemnasta.- cieszyłam się, że gładko poszło.
- Wiem gdzie to jest.- kiwnął.- Przyjdę na pewno.
- No to do zobaczenia.- gdy wychodziłam, zatrzymałam się przed drzwiami i mu pomachałam na pożegnanie. Odmachał mi szczęśliwy. Gdy tylko wyszłam, odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że po tym incydencie coś pójdzie nie tak. Ostatecznie wszystko się ułożyło. Mam nadzieję, że już więcej nie będzie takich niespodzianek.




_____________________________________________________________________________________________

B: Rozdział pojawił się wcześniej. Suprajs! Ostatni rozdział miał najwięcej wyświetleń co dało mi kopa do dalszego pisania. Ten może być. Dupy nie urywa, ale jest ok :) Dziękuję za komentarze :*

M: Ja jestem tak padnięta po dzisiejszym dniu w pracy, że ledwo co poprawiłam ten rozdział. Wiem, że nie muszę tego robić na natychmiast, jednak wolałam to zrobić teraz. Jutro może nie byłoby na to czasu. A ja myślałam już serio, że Carlito ją rozpoznał. Mały zawał ;)