sobota, 30 sierpnia 2014

4. Figi

Nadszedł czas na sobotę, mój ulubiony dzień tygodnia. Myślałam, że po randce z Loganem będę miała koszmary, ale dawno nie spało mi się tak dobrze. Gdy wstałam, przeciągnęłam się leniwie. Spojrzałam na zegarek. Zaskakuje mnie godzina, o której wstałam. Siódma pięćdziesiąt cztery i to tak samo z siebie. Emma jeszcze spała. Postanowiłam zrobić coś dobrego na śniadanie. Wzięła mnie ochota na gotowanie. Przeszłam do kuchni. Wystarczyło pół godziny i spięcie tyłka, a przepyszna jajecznica z bekonem i szczypiorkiem wraz z pysznymi chrupkimi tostami z serem oraz ziołami zapiekanych w piekarniku… Aż powietrza brak by powiedzieć to jednym tchem.
- A co to tak ładnie pachnie?- do stołu zasiadła moja lokatorka w różowej pidżamie i wielkich białych bamboszach na stopach. Zawsze śmiałam się z tych kapci.- No przestań już. Wyglądam w nich pięknie.- wystawiła mi język.
- Przesłooodko. Bon apetit.- podałam jej śniadanie na talerzu.
- Hmm, pyszne.- powiedziała gdy wzięła kęsa.- No mega.
- Dlatego gdy się ogarnę, przygotuję coś specjalnego. Nie wiem czy wiesz, ale piekę znakomite ciasto z figami.
- Nigdy nie jadłam fig.- oznajmiła mi.
- Dziewczyno! Nie wiesz co tracisz!- spojrzałam się na nią jak na osobę nie z tego wieku.
- No może i nie…- przyjrzała mi się.- A na kogo dziś polujesz?
- Chciałam Kendalla, ale on jest nauczycielem, a dziś sobota. Nie wiem gdzie bym go znalazła. Carlosa tym bardziej.
- Ma przecież podobno jakiś sklepik z elektroniką i serwisem.- przypomniała.
- Ale nie ma go tam w weekendy. W te dni pracuje w domu, a nie wiem gdzie mieszka. A zresztą jutro spotykam się z Jamesem.

Po pysznym śniadaniu ogarnęłam się i pospacerowałam po mieście. Musiałam lepiej poznać to miasto. Emma dała mi kilka wskazówek jak dojść na targ gdzie sprzedają najlepsze w mieście produkty. Same zdrowe, świeże owoce i warzywa. Gdy doszłam do samego centrum, już zauważyłam, że nie będę umiała tam nie trafić. Wielkie sznury straganów ciągnęły się po całej ulicy, a przez nie przechodziły tłumy ludzi ze swoimi właśnie zakupionymi nabytkami. Musiały cieszyć się dobrym wzięciem, ponieważ ledwo można było wcisnąć tam głowę. Rzeczy znikały sprzed oczu. Tyle pysznych owoców… wszystko normalnie pożerałam wzrokiem. Przy prawie każdym stoisku pytałam się o figi. Ludzie odpowiadali mi, że już wyszły. Mogłam przyjść tu wcześniej. Skręciłam w trochę mniej zaludnioną alejkę. Mogłam już normalnie się poruszać. Po drodze zakupiłam ananasa. Kusił mnie swym wyglądem. I kiedy straciłam już kompletną nadzieję, zauważyłam figi. Ostatni mały koszyk dojrzałych owoców. Szybkim krokiem podeszłam do stoiska nie spuszczając z oczu koszyka. Gdy położyłam na nich rękę, w tym samym momencie ktoś zrobił to samo. Nasze ręce się zetknęły, więc zabraliśmy je.
- Ja kupuję te figi.- powiedział mężczyzna. Gdy podniosłam głowę ( miałam zaledwie metr siedemdziesiąt, a on jakieś ponad metr osiemdziesiąt ), opadła mi kopara. Sam Kendall Schmidt. Z tej całej bandy właśnie on był najgorszy. Wykazywał się najbardziej kreatywnymi pomysłami żeby mi dokuczyć. Aż we mnie zawrzało.
- Przepraszam, ale pierwsza je zauważyłam.- nie podaruje mu tego.
- Nie obchodzi mnie, że pani je pierwsza zauważyła. Ja pierwszy je dotknąłem.- ściągnął swoje gęste brwi jednak gdy mi się przyjrzał, wyraz jego twarzy troszkę złagodniał.
- O nieeee.- pokręciłam głową. Musiałam mieć te figi.- Dotknęliśmy je jednocześnie, a pan jest mężczyzną i powinien mi ustąpić.- kobieta zza lady miała z nas niezłą bekę.
- Z całym szacunkiem dla pani i wszystkich kobiet na świecie. Jak najbardziej, ale nie tym razem.- uparty był jak osioł.- Ponadto pierwszy oznajmiłem, że kupuję kiedy pani była cicho zastanawiając się nad niewiadomo czym.- wzruszył ramionami.
- Wie pan o czym myślałam?- założyłam ręce.- Myślałam o tym kto mógłby być taki chamski i gwizdnąć mi figi sprzed nosa!- patrzyłam mu prosto w te zielone ślepia. Po chwili jednak dotarło do mnie, że może bez sensu z nim o to wojuję i jeszcze zrobię tak żeby wyjść z tego dobrze. Przecież zależało mi żeby się z nim spotkać, a nie kłócić na straganie. Uspokoiłam się, a on wciąż patrzył się na mnie, ale teraz z ciekawością.- Ale jak pan chce. Proszę, droga wolna. Niech je pan kupuje. Ja tylko chciałam zrobić ciasto z figami…- odwróciłam się na pięcie i powoli odeszłam.

Zaraz sprawdzę czy dobrze zrobiłam, a on połknął haczyk. Liczę na to, że zatrzyma  mnie i odda mi te owoce. Robiłam małe kroki w wolnej częstotliwości. Jakoś nie zbierało na to żeby mój plan wypalił. Z ciekawości odwróciłam głowę, aby zobaczyć jak wygląda sytuacja. Nie było go już przy stoiku. Nie było już tej cholernej drewnianej skrzyneczki. Byłam rozczarowana. Obróciłam głowę z powrotem i podskoczyłam w miejscu ze strachu. Jakby znikąd wziął się Kendall. Trzymał zapakowane już figi...
- Czy jestem aż taki straszny?- spytał żartobliwie.



- Przepraszam za to jak postąpiłem.
- Jakoś się bez nich obejdę.- machnęłam ręką.
- Potrzebowałem je na ciasto figowe.- gdy to usłyszałam, uniosłam brwi.- A kiedy mi pani powiedziała, że też ma taki zamiar, pomyślałem, że może zaproszę panią do siebie żebyśmy mogli razem zjeść to ciasto.- Wow. Dobra, mój pomysł może nie wypalił, ale to jeszcze lepiej się nawet stało.
- Jestem mile zaskoczona.
- Może wyszedłem na totalnego buraka, ale nie jestem taki.
- Nie AŻ taki.- zażartowałam.- Jestem Diana.
 - Kendall. Więc zapraszam do siebie w ramach rekompensaty.

Opuściliśmy stragany. Okazało się, że jego mieszkanie jest pięć minut stąd. Mieszkał blisko centrum w wysokim wieżowcu na dziewiątym piętrze pod numerem pięćdziesiąt sześć. Przed drzwiami, postawił zakupy na podłodze, aby wyjąć klucze. Kiedy otworzył mi drzwi, ukazało się przede mną niezbyt przestrzenne mieszkanko, ale nawet fajnie udekorowane. Blondyn przeszedł do kuchni z torbami zakupów.
- Nie boisz się zapraszać do domu obcej dziewczyny?- spytałam.
- Życie bez ryzyka jest pozbawione uroku.- uśmiechnął się.- A tak serio to nie uważam żeby zaproszona kobieta zrobiła mi krzywdę, zabiła i poćwiartowała moje ciało chowając je potem do wora.- to wcale nie jest taki zły pomysł.
- Mogę być złodziejką.- powiedziałam rozglądając się po półce, na której stało mnóstwo zdjęć z  jego kumplami.
- Wątpię. Chcesz coś do picia?- spytał.
- Wody z lodem. Straszny upał.
- Tak to już bywa w Los Angeles.- podał mi po chwili szklankę z wodą, w której płwały dwie kostki lodu. Wypiłam połowę duszkiem. Przyjrzałam się kartce urodzinowej Dla najlepszego nauczyciela od I „c”.-
- Więc jesteś nauczycielem.- stwierdziłam. Wiedziałam to, ale może mi opowie coś więcej.
- Dopiero zaczynam. Już drugi miesiąc uczę, a uczniowie jak widać mnie zaakceptowali, choć z gimnazjalną młodzieżą to nie jest tak łatwo czasem poskromić.
- Gimbaza. Kto ją ogarnie?- zaśmiałam się.
- A ty gdzie pracujesz?
- Jestem asystentką szefa wielkiej firmy.- wolałam wiele nie zdradzać o swojej pracy, więc zmieniłam temat.- Mogę pomóc ci przy tym cieście?
- Ja cię zaprosiłem. Jesteś moim gościem…
- Oj daj spokój. Myślisz, że będę tu czekać siedząc na sofie aż zrobisz ciasto żeby mnie potem poczęstować? Zróbmy to razem, będzie szybciej.- Kendall zgodził się. Podzieliliśmy się obowiązkami i razem udało nam się zrobić to o wiele szybciej i sprawniej. Włożył je do pieca, a my mogliśmy kontynuować rozmowę na spokojnie. Gdy oparłam się wygodnie, zauważyłam, że coś leży pod stołem. Chyba zorientował się, że patrzę się w tamtą stronę, więc schylił się po to. trzymał w ręce ramkę ze zdjęciem jego z pewną blondynką. Szybko je schował do najniższej szuflady.- Kto to był na tym zdjęciu?- spytałam.
- Moja kuzynka.- odpowiedział krótko. Widziałam jak jego uśmiech rozpływa się aż w końcu zniknął.
- Z każdą kuzynką się tak tulisz i całujesz?
- A więc widziałaś…- westchnął.- To moja była. Ma na imię Rosalie. To skończona historia.
- Mogę wiedzieć o co poszło?- na te słowa uniósł głowę i przyjrzał mi się.
- Oszukiwała mnie. Oszukiwała od początku naszej znajomości. Prowadziła podwójne życie. Miała drugiego chłopaka. Nie chce się rozwijać na ten temat. Mam uraz do takich zakłamanych osób jak one. Nikt mnie tak bardzo nie skrzywdził. Zerwałem z nią dwa tygodnie temu.
- Przykro mi.- ten już wie jak to jest poczuć krzywdę na własnej skórze, a teraz ja robię mu prawie to samo. Spotęguje to u niego więc podwójnie…
- O czym myślisz?
- A o niczym. Takie tam.- odpowiedziałam.
- Wiesz co?- zaczął.- Tam na straganie gdy cię pierwszy raz zobaczyłem, kiedy się tak tobie przypatrzyłem… miałem wrażenie, że skądś cię znam. Tylko nie wiem skąd.
- To dziwne.- czułam jak robi mi się gorąco.- Przecież się nie znamy.
- No właśnie. Ludzie czasem mają dziwne odczucia.- uśmiechnął się. Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut, a później Kendall wyciągnął ciasto z piekarnika. Kiedy troszkę ostygło, wzięliśmy się za jego konsumpcję. Miałam ten dzień spędzić w domu, a teraz jestem w  jego mieszkaniu. A wszystko zaczęło się od fig…





_____________________________________________________________________________________________

B: Mam nadzieję, że rozdział może być. A jednak nadeszła kolej na Kendalla. Proszę o cierpliwość. Akcja rozkręci się gdy Nina pozna ich wszystkich. Byłoby fajnie gdybyście dali mi jakiś znak w postaci komentarza. Pewnie i tak większość to zignoruje. Mam nadzieję, że z kolejnym rozdziałem też wyrobię się do weekendu ;)

M: Ja jestem jakaś zboczona. Czytając tytuł pomyślsłam o majtkach. Proszę, niech ktoś napisze, że też. Nie chce być sama :) Miałam udostępnić posta rano, ale musiałam swoje odespać :P

sobota, 23 sierpnia 2014

3. Seksowny mól książkowy

Pierwszą randkę z Jamesem mam już za sobą. Dopiero pojutrze jesteśmy umówieni na wspólną grę tenisa. Informacje o jego kumplach, które się dowiedziałam, mam zamiar wykorzystać. Dzisiaj biorę się za podbój biblioteki miejskiej. Może to i głupie, ale zakupiłam okulary zerówki. Jestem inteligentna, a teraz będę wyglądała inteligentnie. Jezu… teraz wyszło, że na co dzień wyglądam głupio. Mniejsza o to. Warto mieć w dodatku jakąś rzecz, która rozróżni mnie od Alice. Ubrałam na siebie koszulę i spódnicę. Związałam włosy w koka, a na sam koniec założyłam okulary. Mól książkowy ze mnie…ale do tego jaki seksowny hehe. 

Stałam już przed drzwiami do biblioteki. Gdy weszłam do środka olbrzymiej sali wypełnionej literaturą każdego rodzaju, poczułam się jak na obcej ziemi. Problem polega na tym, że nie lubię czytać książek. Przyszłam tu jednak dla zemsty, a nie czytać. W swoim życiu z własnej woli przeczytałam trzy książki. I właśnie je mam zamiar wypożyczyć. Czemu akurat te? Proste. Są popularne, czyli ten łajdak pewnie też je zna, a co za tym idzie dochodzi temat do rozmów. Muszę wcielić się w jego ideał kobiety. A to już tylko kolejny klucz do sukcesu. Na samym końcu była lada. Nie było go tam. Postanowiłam znaleźć książki i potem go poszukać. Z dwoma nie miałam problemu, ale ostatniej to szukałam jakieś piętnaście minut. Kiedy skręcałam do kolejnego działu o mało na kogoś nie wpadłam. To był on, Logan Henderson. Zrobił głupią minę, jednak szybko ją opanował.


- Przepraszam.- powiedział. Uśmiechnął się niezręcznie. Na koszuli miał plakietkę bibliotekarza.
- Nic się nie stało.- poprawiłam okulary, które lekko zsunęły się z nosa.
- Muszę uważać. Już drugi raz dzisiaj wpadłem na kogoś w tym miejscu.- po tym jak mi to powiedział, uznałam go za niezdarę. Przypomniał mi się smerf ciamajda.- Czy mogę w czymś pomóc w takim razie?- spytał uprzejmie. W ogóle nie przypominał tego samego chłopaka co przed laty.
- Szukam jeszcze jednej książki.- poprawiłam dwie, które ściskałam lewą ręką przy piersi, aby zobaczył jaka jestem rozczytana. I może żeby obejrzał moje walory. Zdziwiłam się kiedy nie spojrzał mi się na biust. Ani razu. Wciąż patrzył mi ciągle w oczy.- Biegnąca z wilkami
- Clarissa Pinkola Estès…- westchnął na chwilę zamykając oczy.- Nie znajdzie jej pani na tym dziale. Proszę za mną.- przeszliśmy cztery rzędy dalej. Przeszedł wzdłuż regału z literką E palcem snując po każdej książce aż w końcu zatrzymał się na jednej w białej okładce. Wyciągnął ja dla mnie i podał do ręki. Gdy ją wzięłam do i chciałam, aby dołączyła do mojej całej grupki, przypadkiem wypuściłam ją z rąk kiedy nie patrzył.
- Jeju, przepraszam.- kucnęłam, aby podnieść książki mając nadzieję, że mi pomoże i tak się stało.- Czasami mam wrażenie, że mam dziurawe ręce.
- Nic się nie stało.- podał mi ostatnią.- Wie pani co? Czasami też mam takie wrażenie.- uśmiechnął się subtelnie, po czym nieśmiało spuścił wzrok.- Dobry wybór.
- Słucham?
- O książki chodzi.- wyjaśnił.
- Aaa, no tak. Uwielbiam czytać, a przyjaciółka poleciła mi właśnie te.- następnie razem podeszliśmy do lady.
- Ma pani kartę biblioteczną?- spytał zaglądając do monitora.
- Nie mam. Niedawno się wprowadziłam i jeszcze nie zdążyłam skorzystać z takiej okazji.
- Musi więc pani ją założyć jeśli chce wypożyczyć. To zajmie kilka chwil.
- Mam czas.- położyłam książki na ladzie. Kiedy tak grzebał coś przed komputerem, postanowiłam go pobajerować.- Zawsze myślałam, że ten zawód jest dla kobiet. Jeszcze nigdy nie widziałam bibliotekarza.
- No widzi pani, są wyjątki.
- Powinno być zdecydowanie więcej takich wyjątków.- gdy tak powiedziałam, podniósł wzrok.
- Imię i nazwisko, proszę.- uśmiechnął się. Był taki niewinny, wydawał się taki nieśmiały… Miałam wrażenie, że boi się bliższego kontaktu z kobietami.
- Jannette Mayers.- potem poprosił mnie o więcej danych osobowych i kontaktowych. Pięć minut później moja karta biblioteczna była gotowa. Skasował moje książki, a na koniec wręczył kartę do ręki.
- Miłego czytania.
- Dziękuję.- odeszłam od lady, ale szybko się wróciłam.
- Zapomniała pani czegoś?- spytał.
- Tak. Zapomniałam spytać czy dałby się pan zaprosić dziś na małą kawę?- uśmiechnęłam się i zatrzepałam wachlarzem rzęs skoro tak namiętnie mi się na nie patrzył.
- Bardzo chętnie, ale pracuję do osiemnastej niestety…- skrzywił usta. Niech szlag weźmie te jego robotę.
- A o dziewiętnastej?
- Przykro mi, ale jestem umówiony z przyjaciółmi.- drążył palcem kółka na ladzie.
- No trudno się mówi.- wzruszyłam lekko ramionami.- Może innym razem.- zdenerwował mnie, bo myślałam, że uda mi się załatwić randkę z każdym poświęcając na łebka jeden dzień.
- Przepraszam, ale muszę obsłużyć kogoś.- uśmiechnął się na koniec niezręcznie i wyminął mnie. Zdezorientowana wyszłam z biblioteki.

Wieczorem rozmawiałam z Emmą o spotkaniu z Loganem. Myślałam, że pomoże mi jakoś. Nie wiem jak przekonać do siebie tego typa. Dzwoniłam wcześniej do Jamesa i z tego wyszło, że on siedzi w pracy. Zaczęło mi coś świtać. Henderson mówił, że spotyka się z przyjaciółmi. No i James wypalił, że chciał zaprosić Logana do klubu, ale ten wolał zostać w domu. Totalnie dziwne. Skoro siedzi w mieszkaniu sam to czemu nie chciał umówić się ze mną?
- Czy to ze mną czy z nim jest coś nie tak? Weź mi to wytłumacz.- siorbnęłam łyk soku.
- Nie, no co ty. Tobie żaden by nie odmówił, pod warunkiem, że jest wolny.
- James mi mówił, że wszyscy są wolni. Każdy mieszka sam.- dodałam.
- Może nie umawia się z kobietami, które poznał dziesięć minut temu. Potrzebujesz kolejnego spotkania. A może on jest nadzwyczaj nieśmiały w stosunku do kobiet?
- Też to podejrzewałam. No nic… Jutro po pracy spróbuje znów.

Tak, cierpliwość to kolejny klucz do sukcesu. Opłaciło mi się to. Poszłam do biblioteki, podeszłam do lady i zalotnie machnęła włosami. On uniósł brwi wysoko jednocześnie zauroczony oraz zdziwiony, że jeszcze o niego zabiegam. Tak szybko się mnie nie pozbędzie. Nie ma mowy. Kiedy jego koleżanka z pracy odeszła, nachyliłam się nad biurkiem.
- Jeśli się pan ze mną nie spotka dziś przy kawie to popełnię zbrodnię na tym budynku.- zagroziłam mu szepcąc zmysłowo.
- Wyjawi pani swoje plany?- również się nachylił uśmiechając.
- Jeśli mi pan odmówi, wydrę się w niebogłosy łamiąc święte prawo biblioteczne. Chce pan zaszkodzić czytelnikom? Widzi pan tych studentów przy stoliku, którzy kują razem do sesji? Chce się pan przyczynić do tego żebym im przerwała?- spytałam.
- Chyba nie mam innego wyjścia.- jego uśmiech się poszerzył uwydatniając bardziej swoje dołeczki w policzkach.- Niedługo kończę pracę. Może za godzinę w tej kawiarni na rogu?
- Już nie mogę się doczekać.- wyprostowałam się.- Do zobaczenia.

No i bingo. To nie mogło się nie udać. Byłam z siebie zadowolona. Ubrałam się w coś zwyczajnego, a przy tym eleganckiego.
- A co ty taka szczęśliwa?-  Emma wróciła z roboty. Pracowała w tej samej firmie co ja,  tylko na innym stanowisku. Na recepcji.
-Jestem umówiona z bibliotekarzem!- klasnęłam w ręce.- Mamy się spotkać w kawiarence Cafelle.
- Hej, w tej kawiarni pracuje właśnie moja siostra Amber.- usiadła wdychając. Wyczułam,  że coś się stało.
- Wszystko gra?- podeszłam do niej.
- Nie będziesz zła jak ci coś powiem?- pokręciłam zaprzeczająco głową.- Wygadałam się siostrze o tym całym planie zemsty.
- Czemu?- przysiadłam się naprzeciwko niej.
- Sama nie wiem. Tak jakoś wyszło kiedy byłam u niej wczoraj. Ona nikomu nie powie o tym. Ufam jej. To najwspanialsza siostra na świecie. Możemy założyć takie trio. Będziesz mogła tam spotykać się z nimi wszystkimi, a ona dopilnuje żeby nie było żadnych kwasów. Uważa, że to co robisz jest ekscytujące i sama by tak chciała gdyby mogła się zemścić na swoich w jej przypadku byłych.- gdy skończyła mówić, zapadła cisza. Rozmyślałam o tym co mi powiedziała.- Przepraszam. Jesteś zła?
- Nie, nie jestem. Może to nawet dobra myśl. Przyda mi się taka pomoc. Kiedyś można to wykorzystać.
- No to wspaniale.- odetchnęła z ulgą.- Ok. To jak zaraz tam pójdziesz to daj jej tylko znać, że ty to ty żeby mogła cię poznać, ok.?
- Nie ma sprawy.- podniosłam się.- Życz mi powodzenia albo kopa w dupę na szczęście.
- Lepiej nie. Zmykaj już, bo się spóźnisz.- gestem ręki wyprosiła mnie z domu.

Otwierałam właśnie wejście do pięknej i zacisznej o tej porze kawiarenki. Bardzo mi się tu podobało. Panowała tu miła, ciepła atmosfera. Przy ladzie stała dziewczyna w blond włosach. Podeszłam do niej uśmiechając się.
- Dobry wieczór. W czym mogę służyć?- spytała.
- Nazywam się Nina Simons.- przedstawiłam się, a jej oczy rozbłysły.
- A więc to ty.- wyciągnęła do mnie rękę. Uścisnęłam ją.- A może raczej Alice Johnson.
- Dziś jestem Jannette. Naucz się imion żebyś nie popełniła gafy.
- Ok. Przystojniak czeka na ciebie przy ósmym stoliku.- poinformowała mnie. Kiwnęłam głową i ruszyłam na miejsce.Logan odstawił się w elegancką, błękitną koszulę. Gdy mnie zobaczył, podniósł się wręczając czerwoną różę. No szok. Cóż za gest. Powąchałam jak ładnie pachnie. Następnie usiedliśmy. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwałam.
- Może przejdziemy w końcu na „ty”? Janette.
- Logan.- odpowiedział.- Przepraszam, że tak może niezręcznie się czujesz, ale dawno nie byłem na randce.- uśmiechnął się niewinnie.
- Nic nie szkodzi. Cieszę się, że dałeś się namówić w końcu na to spotkanie.
- Przyznam ci się do czegoś.- westchnął wbijając wzrok w różę, którą odłożyłam na bok. Po chwili spojrzał na mnie.- Zaskoczyłaś mnie wtedy. Trochę spanikowałem… Uznasz mnie pewnie za tchórza.
- Nie, skąd.- tak, jak najbardziej. Co z ciebie za facet? Powinnam złożyć ręce parodiując skrzydełka u kuraków i zagdakać.- Rozumiem. Może nie widać, ale też jestem nieśmiała.- byłam kiedyś.- Tyle trudu włożyłam w to żeby cię zaprosić. Ale ta odwaga mi się opłaciła.- nasze spojrzenia znów się złączyły. Nie lubiłam jak mnie tak przeszywał wzrokiem. Nie wiem co on widział w nich takiego niezwykłego, ale czułam się tylko skrępowana, więc kończyło to się tak, że odwracałam na bok głowę.
- Coś się stało?- spytał.
- Nie, nic. Po prostu krępuję się gdy tak mnie dłużej przeszywasz wzrokiem.
- Najmocniej przepraszam. Ale musisz wiedzieć, że są piękne. Takie błękitne…jakbyś zamykała w nich szumiący delikatnie ocean albo odbijało się niebo w tych tęczówkach. Nigdy piękniejszych nie widziałem.- oj widziałeś. Widzę, że z tego bufona zrobił się niezły romantyk.
- Dziękuję. Onieśmielasz mnie.- zachichotałam cichutko. Potem przyszła Amber i złożyliśmy zamówienie. Ssało mnie wewnętrznie żeby zjeść już jakieś ciastko. Reszta randki minęła nawet dobrze. Muszę przyznać, że nigdy nie nasłuchałam się tyle komplementów z jego strony. Nie zmienia to faktu, że dobrze pamiętam przeszłość i żaden, nawet najpiękniejszy na świecie komplement mu nie pomoże. Nigdy mu tego nie zapomnę.




____________________________________________________________________________________________

B: I nadeszła kolej na Logana. Kto przewidział? Kto będzie następny? Dziękuję za komentarze. To bardzo motywujące :*

M: Betty, tak jak prosiłaś kombinowałam z tym zdjęciem. Było ciężko, bo to Logan. I jakość nie najlepsza. Lepszej nie było. Jednak jest. Mam nadzieję, że może być. Tak zabawnie :)

sobota, 16 sierpnia 2014

2. Cztery twarze

Kiedy zobaczyłam ich razem, te wszystkie wspomnienia odżyły. Przypomniało mi się jak trzy lata cierpiałam przez tych kretynów. Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził. Myślałam, że już ich nigdy więcej nie zobaczę. Pamiętam ten dzień doskonale, jakby to było niedawno. Zwiali po tym jak przesłali do mnie jakiegoś chłopaka, który poczęstował mnie ciastkami z orzechami. Wyglądał tak sympatycznie. Głupia dałam się podejść. Może dlatego, że mało kto do mnie podchodził i byłam szczęśliwa, że ktoś w końcu spróbował. A pytałam czy są w nich orzechy. Zaprzeczył. Kiedy miałam już zaawansowane problemy z oddychaniem, sanitariusze zabrali mnie do karetki. Widziałam z daleka ich spojrzenia. Chowali się za drzewami. I wtedy widziałam ich po raz ostatni. W ambulansie podali mi lek, a w drodze do szpitala dochodziłam do zdrowia. Zostałam na krótkiej obserwacji, a później rodzice zabrali mnie do domu.

A teraz mam idealną szansę się na nich zemścić. Muszę jeszcze tylko dokładnie obmyślić mój plan. Postaram się o to żeby dobrze zapamiętali ten dzień i gorzko go pożałowali. Będą żałowali, że zadzierali ze mną. Siedziałam z Emmą w domu. Przyglądała mi się uważnie. Nie była zachwycona z tego pomysłu. Ale ona po prostu nie umie mnie zrozumieć. Nie przeszła przez to samo. Mam teraz ochotę na zimną zemstę.
- Nina, mogę wiedzieć co ty planujesz dokładnie?
- Zniszczę życie każdemu z nich. Zacznę właśnie od Jamesa.- wyjęłam komórkę i wystukałam jego numer.- Bądź cicho. Umówię się z nim.- na te słowa wybałuszyła oczy.

Ja: Halo?- złapałam połączenie.
James: James Maslow, słucham.- powiedział lekko rozbawiony. Pewnie nadal siedział ze swoimi kumplami od siedmiu boleści.
Ja: Z tej strony Ni…Alice.- poprawiłam się szybko. Zapomniałam, że przedstawiłam mu się innym imieniem i to był dobry pomysł.- Spotkałeś mnie dzisiaj na parkingu.
James: Aaa, oczywiście. Rozpatrzyłaś może moją propozycję?- spytał.
Ja: Dlatego dzwonię, głuptasie.
James: No to się cieszę. No to może jutro, co? Osiemnasta?
Ja: Odpowiada mi jak najbardziej. A gdzie?
James: Znasz klub 2NIGHT?
Ja: Tak, wiem gdzie to jest.
James: Będę tam czekał na ciebie.- poinformował.
Ja: Ok. No to do jutra.- pożegnałam się.
James: Pa, piękna.- po jego pożegnaniu, rozłączyłam się.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?- upewniła się moja koleżanka.
- Tak i już wiem jaki jest plan. Słuchaj, spotkam się z nim. Pogadamy, pogadamy, a potem wyciągnę od niego info o jego przyjaciołach. Muszę się dowiedzieć gdzie każdy pracuje, co robi…
- Po co?
- Żebym mogła przez przypadek trafić na nich w mieście. Z każdym z nich będę potajemnie się będę spotykała.
- A jak James się pochwali, że chodzi z tobą, a na przykład Kendall wtrąci, że też chodzi z Niną Simons, a potem Logan i Carlos…
- Dlatego muszę na siebie uważać. Od teraz nie nazywam się Nina Simons, kochana.- założyłam ręce.- Dla każdego będę miała inną tożsamość. Teraz jestem Alice Johnson. Potem będzie Jannette Mayers, Diana Douborn i Sarah Parker. Zemsta ma wiele twarzy…
- Może nawet za wiele.
- Czy będę mogła liczyć na twoją pomoc jeśli będzie taka potrzeba?
- Nina, ja… nie wiem czy chcę w tym uczestniczyć. Rozumiem, że jesteś zdeterminowana, ale nie wiem czy bym umiała ci pomóc.
- Proszę. Jesteś moją najlepszą koleżanką w tym mieście. Nie ma drugiej takiej osoby, która mogłaby mi pomóc. Nie poznałam jeszcze osoby, której mogłabym tak zaufać jak tobie. Darzę cię ufnością jak przyjaciółkę.
- No dobrze, pomogę ci.- westchnęła.
- Jej! Dziękuje ci.- uścisnęłam ją.- Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne.
- Wiem. Ale co ci da chodzenie z czterema facetami naraz?
- Zobaczysz potem.- wyszczerzyłam się.
- No dobra.- podniosła się ociężale.- Idę do siostry do kawiarni pomóc jej trochę. Jej pracownica złamała nogę… Wrócę niebawem!
Od dwóch godzin się stroję blokując wejście do łazienki. Emma już się denerwowała tym faktem. Jednak muszę wyglądać na bóstwo. Piorunujący wygląd to pierwszy klucz do sukcesu. Jestem tylko zdziwiona, że nasza randka ma być w klubie. Romantykiem to on raczej nie jest. Ale czego ja się mogłam po nim spodziewać. Makijaż i fryzura były na tip top. Włożyłam moją sukienkę i szpilki. Emma podała mi torebkę, życzyła powodzenia, po czym pognała pędem do łazienki. Ma pęcherz jak wiewiórka.
Wysiadłam z auta patrząc jak wielki napis 2NIGHT świeci nad budynkiem. Nigdy tu nie byłam, a miejsce kojarzyłam z przejazdu. W drodze do fryzjera mijam te budę. W sumie nie jest aż taką budą. Podobno jest to luksusowe miejsce. Przed wejściem stał wysoki i umięśniony goryl. Gdy mnie zobaczył, zdjął przyciemniane okulary z głowy.
- Pani nazywa się Alice?- spytał.
- Tak, a jest jakiś problem?
- Nie. Ja tylko dostałem pani opis i informację, że tu przyjdzie. Do pana Jamesa?
- Tak, jestem z nim umówiona.- potwierdziłam.
- Zapraszam za mną.- wpuścił mnie za barierkę i osobiście zaprowadził do środka. Czułam się dziwnie idąc za nim. Gdy byłam już jedną stopą w środku, uderzyła we mnie salwa kolorowych świateł i głośna muzyka. Przeszliśmy bokiem po schodach gdzie było już ciszej. Zaprowadził mnie do strefy VIP. Wybałuszyłam oczy. Strefa VIP? No dobra, cofam. Postarał się. Mimo to nie czuję się jak gwiazda. Czarnoskóry goryl odszedł. James podniósł swój tyłek z siedzenia i podszedł do mnie. Miał na sobie białą koszulę z czarnym krawatem.


Zaprosił mnie do stołu.
- Podoba ci się?- spytał.
- Robi wrażenie.- rozejrzałam się po wystroju.- Nikogo tu nie ma… prócz barmana.- spojrzałam za siebie gdzie mężczyzna układał szklanki.- Chciałem, abyśmy mieli dziś to piętro tylko dla siebie. Barman też jest tylko do naszych usług. Wiesz… jeśli jest się właścicielem tej knajpy, to można wszystko.- uśmiechnął się łobuzersko.
- To dlatego mnie tu zaprosiłeś.- oprzytomniałam. Już było jasne czemu wybrał klub. Chciał mi się podlizać. Zaszpanować…
- Wybrałem to miejsce, ponieważ nie mogłem się stąd dzisiaj ruszyć. Wyszło inaczej niż myślałem.
- Nie ma problemu.- co za ściema. Skoro jest szefem, może wszystko.

James poprosił barmana do stolika i złożyliśmy zamówienie. W międzyczasie opowiedziałam mu coś o sobie. Okazało się, ze nie tylko mam inne nazwisko jak i również osobowość oraz zainteresowania, które musiałam dostosować do niego. Kolejny klucz do sukcesu to właśnie wspólne hobby co daje nam możliwość, aby  razem je robić i spędzać czas.
- Ja też uwielbiam tenisa!- zaśmiałam się dość głośno.
- To fantastycznie. Będziemy mogli razem wybrać się na kort. Odbędziemy takie małe mistrzostwa.
- Piszę się na to.
- Moi przyjaciele niezbyt lubią tenisa, ale widzę, że już mam z kim grać.- wspaniale. Tylko czekałam na odpowiedni moment aż zacznie gadać o swoich koleszkach.
- Nie lubią? Szkoda. Właśnie…kim są twoi przyjaciele?
- Od czasów liceum jesteśmy nierozłączni. Nazywają się Logan, Kendall i Carlos. Z Logana kiedyś był taki łobuz, a teraz pracuje w bibliotece.- a to, że sam był łobuzem to już się nie przyzna…- Jako pierwszy wydoroślał i spoważniał. Te książki wyprały mu mózg, jednak i tak to spoko facet. Kendalla natomiast nigdy nie widziałem jako nauczyciela, chociaż zawsze był dobry z angielskiego.- jejku… biedne dzieci. Współczuję tym, których uczy ten popapraniec.- A Carlos zbija kokosy na projektowaniu gier komputerowych. Totalny maniak, a Internet to jego jedyna dziewczyna.- nie dziwię się, że nikt go nie chciał.
- Czyli każdy z was jest singlem?- dopytałam by się upewnić.
- Tak jakoś wyszło.- machnął ręką.- Ale nie rozmawiajmy już o nich. Porozmawiajmy o nas.- uśmiechnął się pokazując szereg śnieżnobiałych zębów. Mogę go nienawidzić. Jednak nie zmienia to faktu, że jest jeszcze bardziej przystojny niż kiedyś.
- Więc co byś chciał jeszcze o mnie wiedzieć?
- Na przykład…- wyglądał jakby udawał, że się zastanawiał, ale dawno miał przygotowane to pytanie.- Co cię kręci w facetach?
- Lubię gdy facet jest silny, wysportowany. Jest pewny siebie, władczy przede wszystkim. Pokazuje każdemu, że to on jest tutaj szefem, samcem alfa.
- Czyli cały ja.- szepnął mierzwiąc włosy.
- Późno już się zrobiło.- zasugerowałam mu koniec randki.
- Faktycznie.- kiedy wstawaliśmy, spojrzał mi się w biust. Myślał, że ja tego nie zauważę?- Wiesz co?- podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę, a palce drugiej ręki pogładził mnie po policzku. Musiałam nauczyć się tego, że nasz kontakt będzie znacznie bliższy. Nauczyć się wyzbyć tego obrzydzenia na co są pewne skuteczne sposoby. Przede wszystkim nie myśleć o tym. Znieść to wiedząc, że się opłaci.- Nie musimy tak się dziś żegnać.
- Wiem.- położyłam rękę tam gdzie dotykał mojej twarzy. Poczułam ciepło jego dłoni.- Jednak muszę już iść, ale to był bardzo miły wieczór. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.- musiałam dać mu do zrozumienia, że nie jestem niedostępna, ale nie jestem łatwa.
- No dobrze.- opuścił rękę.- Chciałbym cię zabrać w przyszłym tygodniu na tenisa.
- Z miłą chęcią.- zeszliśmy na dół.
- Odwieźć cię do domu?- spytał gdy już wyszliśmy na zewnątrz.
- Piłeś.- przypomniałam mu.
- Mój pracownik by cię zabrał. Ty też piłaś.
- Ale tylko troszkę. Obiecuję, dojadę w jednym kawałku. Mieszkam niedaleko.- uspokoiłam go.
- W takim razie do zobaczenia, Alice.- odeszłam, a on mi pomachał. Odprowadził wzrokiem do auta. Gdy siedziałam już w środku, widziałam jak przegryza wargę. Miał na mnie wielką ochotę, ale przykro się mówi. Na swoje musi poczekać. I wkrótce nadejdzie, ale nie będzie to wyglądało tak jak on to sobie wymarzył…




_____________________________________________________________________________________________

B: Już drugi rozdział za nami. Mam nadzieję, że się podobał. Będzie coraz ciekawiej. Marla pomogła mi z nazwą klubu Jamesa, więc dziękować ci Marlo <3
Dziękuję za 4 komentarze pod ostatnim postem. Dla mnie to serio dużo znaczy. Myślałam, że dostanę max 2, a tu taka miła niespodzianka. Całuski dla każdego komentatora :***

M: Taaak. Jestem taka kreatywna huehue :D Zajęło mi to minutę. Polecam się na przyszłość każdemu ;)

niedziela, 10 sierpnia 2014

1. Koszmar z przeszłości

- Czyli mówisz, że zostałaś sama?- dopytał się mężczyzna poprawiając okulary na nosie.
- Tak, ale pogodziłam się już dawno ze śmiercią rodziców. Minęły trzy lata od tej katastrofy lotniczej. Pierwsze miesiące były tragiczne. Jednak teraz żyję  z myślą, że trzeba iść do przodu. Nie zatrzymywać się.- oparłam się jeszcze raz wygodnie o oparcie kozetki.
- Miałaś wtedy osiemnaście lat. Jak sobie z tym sama poradziłaś? Nikt nie zaproponował ci pomocy? Ktoś z rodziny?
- Nie byłam przecież małą dziewczynką. Odmawiałam pomocy innych. Przez to stałam się samodzielna, niezależna, odważna… Stałam się zupełnie inną osobą niż byłam wcześniej.
- No właśnie. Porozmawiajmy o tej przemianie wewnętrznej.- przygotował sobie kolejną stronę w notatniku.- Wiem, że nie tylko przez to tak bardzo się zmieniłaś. Śmierć rodziców to był jeden powód. A drugi chyba bardziej na tym przeważył.
- Nie chcę o nich rozmawiać.- burknęłam. To był taki temat, że za każdym razem jak o nim myślę, wzrasta mi ciśnienie.
- Nina, jestem twoim terapeutą. Powinnaś mi mówić wszystko. Jeśli tego nie zrobisz, to spotkanie mija się z celem. A przecież już tyle spotkań mamy za sobą. Nie marnuj tego.- przewróciłam oczami, a następnie przyjrzałam się jego dyplomowi na ścianie. Był dość daleko, a nie miałam sokolego wzroku. Doczytałam tylko Panu Richardowi Stevensowi za
- No dobrze, już dobrze.- wypuściłam powietrze z płuc.- Tak, to głównie przez nich się tak zmieniłam. Oni zamienili moje życie w piekło.
- Może zacznij od początku…- zaproponował.
- No dobrze.- zebrałam się do tego monologu.- To było za czasów kiedy chodziłam do liceum. Nie wyglądałam wtedy tak jak teraz, o nie. Byłam strasznie brzydka. Miałam wielką wadę wzroku, więc nosiłam okulary ze szkła o grubości pół denka od słoika. Moje zęby też nie wyglądały pięknie. Krzywe, dwie łopaty do przodu. Założono mi aparat. Moja cera była pełna niedoskonałości, a włosy jak siano, mysiego koloru. Mój styl można było porównać do mieszanki bibliotekarki, mola książkowego, kujona i starej moherki spod kościoła.
- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić widząc cię teraz.- wtrącił.
- Każdy tak mówi.- wyciągnęłam komórkę i pokazałam mu zdjęcie na dowód. On zszokowany uniósł brwi wysoko do góry, a następnie bacznie mi się przyjrzał.
- Nigdy bym nie pomyślał, że to ty.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.- Wracając do przeszłości… Przez mój wygląd i skromną osobowość nie byłam lubiana w mojej szkole. Nakleili na mnie plakietkę dziwoląga. Zawsze sama w ławce czy na stołówce. Nie miałam przyjaciół. Byłam taką szarą myszką. Jednak przez niektórych byłam więcej niż nie lubiana czy nietolerowana. Oni zmienili moje życie szkolne w piekło. Było ich czterech. Kendall, Logan, James i Carlos. Jeden gorszy od poprzedniego.- wzdrygnęłam się na samą ich myśl. 
- Co ci robili?- spytał.
- Gdybym miała wymienić wszystko, to chyba nie będzie mnie na pana stać. Tego nie zapomina. Byli panami szkoły, laski się w nich bujały… Tylko nie wiem czemu tak bardzo przyczepili się do mnie. Pewnie dla rozrywki. Lubili mnie dręczyć, a ich dziewczyny miały z tego ubaw. Stałam się kozłem ofiarnym. Często kradli mi plecak. Znajdowałam go na drzewie, dlatego woźny nigdy nie chował drabiny. W mojej szafce znajdowałam różneniespodzianki. Najgorsza była chyba stara metrowa ryba czy też wylane skisłe mleko na moje rzeczy. Na korytarzach zaczepiali mnie wyzwiskami lub rzucali jakieś kreatywne wierszyki na mój temat. No dużo tego było… Naprawdę nie wyobraża sobie pan tego. O! Przypomniało mi się. Stworzyli mi nawet stronę w sieci. Taka hejterownia Niny Simons.- powiedziałam z ironią w głosie.
- Nie szukałaś pomocy u nauczycieli?
- Wiele razy chciałam. Bałam się. Bałam się, że się zemszczą, bo pewnie byli do tego zdolni. Nie miałam odwagi się przeciwstawić. Musiałam się z tym męczyć. Były takie sytuacje kiedy naprawdę mnie wykruszyli. Skradli mój pamiętnik i czytali go na głos swojej grupie. Pamiętam jak płakałam. Albo przegrzebali moją kartę pacjenta i dowiedzieli się, że mam uczulenie na orzechy. Moja twarz wyglądała jak u potwora, swędziała mnie. Nie wiedziałam z czego się śmieją. Każdy przechodził i patrzył się na mnie jak na potwora.
- A kiedy ten twój koszmar się skończył?
- Właśnie do tego dążę.- wyjaśniłam.- Kiedy przechodziłam przez korytarz i ci debile się ze mnie naśmiewali, zauważyłam swoją twarz w gablotce. Byłam przerażona. twarz mi spuchła. Miałam czerwone plamy nawet na szyi i dekolcie. Łzy kapały mi z oczu. A potem było tylko gorzej. Zaczęłam się dusić. Nie mogłam złapać powietrza. Pierwszy, że coś się ze mną działo, zauważył Logan. Szturchnął kolegów. Przestali się śmiać. Spanikowali uciekając. Ktoś wezwał pomoc. Przyszła moja nauczycielka z pielęgniarką. W szkole nie było takich leków, więc zabrani mnie do szpitala.- Mogli cię zabić.- podsumował.- Tak, wiem. Jednak od tego wypadku, widziałam ich po raz ostatni. Powiedziałam wszystko rodzicom. Przepisali mnie do innej szkoły, a to był już ostatni rok. Nie mieli odwagi po tym wszystkim mnie za to osobiście przeprosić, więc napisali do mnie na chacie grupowym. Spodziewałam się, że chcą mnie przeprosić, ale nie tolerowałam takich przeprosin. W sumie cokolwiek by zrobili w tej sprawie to bym im nie wybaczyła. Nie po tym wszystkim. Więc kazałam im spierdalać na drzewo. Kilka dni później, już poi maturze, zginęli moi rodzice. Świat zawalił mi się na głowę. I wtedy coś we mnie pękło. To wszystko co mnie spotkało skumulowało się i wybuchło. Zmieniłam się. Zmieniłam wewnętrznie jak i zewnętrznie. Zaczęłam nowe życie. Rodzice pewnie by tego chcieli.
- Uważasz, że teraz jesteś lepszą Niną Simons?
- Zdecydowanie.
- Szkoda, że to nasze ostatnie spotkanie.- powiedział.- Ale jak widać, nie potrzebujesz już mnie.- Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście i twoje życie poukłada się tak jak sobie wymarzysz.- podniósł się z fotela, a ja z kozetki.-
- Dziś przeprowadzam się do Los Angeles, więc już się więcej nie spotkamy. Dziękuję panu za wszystko.
- Taka już moja praca.- uśmiechnął się.- Do widzenia.
- Do widzenia, panie Stevens.- zabrałam swoją torebkę i opuściłam gabinet.Tak, przeprowadzam się do Los Angeles. Sprzedałam w końcu wielką posiadłość po rodzicach, a za część wynajęłam piękny apartament. Nie tylko z powodu nowej pracy się przeprowadzam ( będę pracować jako asystentka prezesa dużej firmy ), ale chcę też zmienić swoje życie na lepsze.

Tydzień później ustabilizowałam się na dobre w nowym mieście. Pracuje mi się wyśmienicie. Szef to zabawny człowiek. Poznałam wspaniałą koleżankę. Nazywa się Emma Wright. Szukała mieszkania, więc zaoferowałam jej swoją pomoc. Teraz jesteśmy lokatorkami w moim apartamencie. Sorry, już naszym. Dobrze się nawet złożyło. Nie jest tu tak cicho i pusto gdy wracam do domu, chociaż tyle jest tu metrów kwadratowych, że nawet we dwie czujemy się tu swobodnie.
Gdy miałyśmy wolne, wybrałyśmy się na zakupy do centrum. Byłam nastawiona na wielkie łowy. Oczy lśniły mi jak diamenty na samą myśl. Zaparkowałyśmy na parkingu. Gdy weszłyśmy do sklepu, przypomniało mi się, że nie zabrałam portfela z półki. Musiałam zapłacić za postój z góry, więc nie wsadziła go z powrotem do torebki.
- Emma, zapomniałam portfela z auta. Zacznij beze mnie. Dołączę do ciebie wkrótce.
- Ok. Będę buszować w tej sieciówce.- wskazała palcem, a ja kiwnęłam głową.
Wyszłam z centrum handlowego. Gdy podeszłam do samochodu, obok mnie zaparkowało jakieś auto. Nie przyglądałam mu się.
- Halo? Tak, zaraz będę na miejscu. Nie spinaj dupy.- powiedział chłopak kiedy wysiadł z auta. Mimowolnie odkręciłam głowę, aby go zobaczyć. Rozmawiał przez telefon. Schował go do kieszeni. Przypatrzyłam się jego twarzy. No nie! Ja chyba śnię! To nie może być on! Ale wszędzie bym poznała te twarz… to jeden z tych palantów. James Maslow… Stałam jak wryta nabierając powietrza do płuc. Nagle nasze spojrzenia  zetknęły się ze sobą. Czułam jak dziwny prąd przelatuje przez moje ciało. Na mój widok zatrzymał się i uśmiechnął.- Witam, piękna.- wyszczerzył się.- Znamy się?
- A nie znasz mnie?- spytałam niepewnie.
- Przecież gdybym znał taką piękność to bym o niej nie zapomniał, prawda? A bardzo chciałbym poznać…- nie wierzę. Nie rozpoznał mnie. I do tego teraz mnie bajeruje? Obudź się z tego koszmaru, Nina!
- Jak masz na imię?
- Alice.- wiem, wiem. Nie powinnam kłamać, ale tak jakoś wyszło.
- Piękne imię. Ja jestem James.- przedstawił się. Chciałam mu wygarnąć Wiem doskonale jak się nazywasz, tępy skurwysynu! Jednak postanowiłam zachowywać się naturalnie, jak najbardziej się da.- Też idziesz do środka?- kiwnęłam głową.- Wiesz… jestem umówiony już z przyjaciółmi, ale może spotkamy się jeszcze, co?- przyjaciółmi? Czyżby nimi?- Masz tu mój numer, dzwoń kiedy chcesz.- wręczył mi wizytówkę.- Pa.- pomachał mi i pobiegł.
- Pa?- odpowiedziałam zdezorientowana kiedy już go nie było. Zgniotłam karteczkę w dłoni. Nie jestem śmieciarą, więc włożyłam go do kieszeni mówiąc, że potem wyrzucę.

Odnalazłam Emmę rozglądając się po drodze czy może Maslow mnie nie zauważył. Emma stała już przy kasie. Gdy zobaczyła mój przerażony z pewnością wyraz twarzy, zapłaciła szybko i zabrała mnie przed sklep. A ja nadal jak wariatka rozglądałam się w poszukiwaniu tego kretyna.
- Nina, co się stało?- spytała. W tej chwili cała ich czwórka weszła do baru z koktajlami, a mi serce podskoczyło do gardła.
- Oni się stali!- wskazałam jej szybko palcem. Spojrzała w to miejsce, które wskazywałam palcem. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Noo…fajni są.
- Nie!- potrząsnęłam nią.- To jest mój koszmar z przeszłości! To właśnie o nich ci mówiłam! To ci sami! Oni zamienili moje życie w piekło!
- Oni?- jeszcze raz spojrzała na nich niedowierzając.- Nie wyglądają na takich…
- Może teraz nie, ale kiedyś jak najbardziej. Co oni tu robią?
- No wiesz…- odpowiedziała nadal zaskoczona tym co jej wyznałam.- Widziałam ich kilka razy, zawsze razem. Pewnie tu mieszkają.
- No nie!- złapałam się za głowę.- Oni? Tu? W Los Angeles. Po co?
- Skąd mam wiedzieć? Nie znam ich.- wzruszyła ramionami.
- Może to się stało po coś…- uspokoiłam się po chwili wciąż gapiąc się w ich stronę. Siedzieli przy samej szybie sącząc koktajle.
- O czym ty myślisz?- zapadła cisza.- Nina, no weź mi odpowiedz.- zniecierpliwiła się.
- To coś w rodzaju przeznaczenia. Jakaś siła przyciągnęła mnie do tego miasta. On mnie nie poznał, a to znaczy, że reszta tez mnie nie pozna.- wyciągnęłam wymiętoloną wizytówkę i rozwinęłam ją. Przyszedł mi do głowy genialny plan.- Teraz czas na zamianę ról.
- A co to znaczy?
- To znaczy, że Nina Simons się na nich zemści…



 ____________________________________________________________________________________________

B: Pierwszy rozdział za nami. Mam nadzieję, że wam się podobał. Jeśli przeczytaliście i się spodobało to polećcie znajomym. Jeszcze nie znam uczucia jak to jest dostać komy, więc czy mogę na nie liczyć? Choć na jeden szczery komentarz?

M: W ten sposób właśnie dopisuję się do rozdziału. Betty ma rację. Musi dostać zachęte do dalszej pracy ;)






sobota, 9 sierpnia 2014

Betty i Marla witają :-)

Hej. Jestem Be Betty, ale wystarczy Betty. To mój pierwszy blog i prowadzę go z Marlą S. Może niektórzy z was ją znają. Dziękuję jej, że zgodziła się mi pomóc. Dzięki niej powstał ten blog, ponieważ moje miejsce zamieszkania ( totalna wiocha za miastem ), odmawiający posłuszeństwa tablet i Internet, który płata mi figle nie pozwolił mi tego zrobić. Nie wiem czy sobie wyobrażacie tworzenie bloga na tablecie z mulącym netem. Poprosiłam ją o to, więc wzięła na siebie powstanie bloga. Przyłożyła się też do jego wyglądu. Czyż nie wygląda pięknie? :-) 
Z tego powodu, że czasem mam problemy z nawiązaniem kontaktu ze światem mogę odpowiadać na komentarze niezalogowana co irytuje mnie za każdym razem. 

Skąd pomysł na bloga? Może to się wydać dziwne, ale przyśnił mi się sen. Byłam tam ja i trzech innych chłopaków. Zastąpiłam siebie twarzą jednej z gwiazd, którą lubię ( Lucy Hale) i dodałam do opowiadania jeszcze jednego bohatera tak żeby była ich czwórka i tu pomysł, aby wciągnąć w to chłopaków z Big Time Rush, bo jak mi Marla napisała: " jeśli nie będzie btru, nie piszę się na to " :-) 
A mnie to nawet się spodobało, ponieważ polubiłam ich.

Mój jest pomysł i treść. Zajmuje się też wybieraniem obrazków. Marla zaprojektowała bloga oraz dodaje zmiękczenia do rozdziałów przed ich publikacją, ponieważ piszę je na tablecie i jest to dla mnie uciążliwe. Poprawia też ewentualne błędy, a następnie puszcza to w świat. I na tym polega nasza współpraca. Takie tam dwie adminki :-) 

Strona z bohaterami jest już gotowa. Opis bloga jest widoczny pod tytułem bloga, więc pewnie zauważyliście o czym będzie. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jest to blog tak zwany " sezonowy". Mój sen nie trwa wiecznie :-)  Liczę na to, że będziecie chętnie czytać i komentować. Pierwszy rozdział już jutro w niedziele!

W imieniu moim i Marli zapraszamy :-)