Wracałam właśnie z Emmą do domu. Opowiadałam jej w drodze jaką wymówkę wymyśliłam żeby Carlos niczego się nie domyślił. Co za głupi zbieg okoliczności, totalny pech. Mój plan zemsty coraz bardziej się komplikuje. Muszę wzmocnić swoją ostrożność. Zaczyna się robić z tego niezła sieć zła. Jeszcze do niedawna myślałam, że to ja jestem pająkiem, a oni muchami zaplątanymi w pajęczynę. Teraz czuje to na odwrót, jednak nie na długo.
- Mówię ci, jak zobaczyłam Carlosa wchodzącego do firmy, od razu pomyślałam o tym co z tego wyniknie.- powiedziała Emma.
- Już nie gadajmy o tym. Mam dość Peny jak na dzisiaj.- rzuciłam się na kanapę.
- To może spędzimy ten wieczór razem? Wypożyczymy film, zrobimy popcorn…
- Emma, sorry. Idę na kolację z Jamesem.- mruknęłam. Wolałabym zostać z moją lokatorką. Zacisnąć więzi. Znamy się zaledwie dwa tygodnie. A przez tych idiotów nie mam kompletnie czasu na nic.
- Ostatnio jesteś zupełnie niedostępna. Tu już nie chodzi o to, że brakuje ci czasu dla nas, ale nie masz go również dla siebie.
- Obiecuję. Jeszcze trochę i ten koszmar się skończy.
- A ile mam czekać dokładnie?- założyła ręce.
- Tydzień? Dwa? To zależy…
- Od czego?
- Każdy musi mi wyznać miłość. Logana mam z głowy. James niedosłownie, a Kendall i Carlos są blisko.
- Chcesz ich wszystkich w sobie rozkochać, a potem porzucić?- spytała.
- Gorzej.- wyszczerzyłam się.- Podasz mi coś do picia?
- Trzymaj.- wręczyła mi szklankę z nektarem porzeczkowym, a następnie poszła do łazienki. Gdy wróciła, trzymała ze sobą wagę.- Po co ją przyniosłaś?- podniosłam się zaintrygowana.
- Coś z nią nie tak. Zepsuła się chyba…- postawiła ją na ziemi.- Ile ważysz?
- Pięćdziesiąt osiem, a co?
- Stań na wagę.- poprosiła mnie. Podniosłam tyłek i zrobiłam co kazała. Spojrzałam w okienko. Liczby zaczęły szaleć. Na ułamek sekundy pokazały liczbę pięćdziesiąt osiem, a potem zeszło do pięćdziesięciu pięciu.- Haha schudłam. Co za magia.
- Nie schudłaś. Ważyłam się wczoraj. Co? Dziś naglę ważę mniej? Jest zepsuta. Wiedziałam, że skoro jest w promocji to coś musi być z nią nie tak…- zamyśliła się.- Będę musiała ja zwrócić.
- Ej!- coś mi zabłysło w głowie. Pomysł.- Nie. Zostaw mi tą wagę. Jeszcze mi się przyda. Oddam ci za nią.- odłożyłam ją na bok.
- Mówię ci, jak zobaczyłam Carlosa wchodzącego do firmy, od razu pomyślałam o tym co z tego wyniknie.- powiedziała Emma.
- Już nie gadajmy o tym. Mam dość Peny jak na dzisiaj.- rzuciłam się na kanapę.
- To może spędzimy ten wieczór razem? Wypożyczymy film, zrobimy popcorn…
- Emma, sorry. Idę na kolację z Jamesem.- mruknęłam. Wolałabym zostać z moją lokatorką. Zacisnąć więzi. Znamy się zaledwie dwa tygodnie. A przez tych idiotów nie mam kompletnie czasu na nic.
- Ostatnio jesteś zupełnie niedostępna. Tu już nie chodzi o to, że brakuje ci czasu dla nas, ale nie masz go również dla siebie.
- Obiecuję. Jeszcze trochę i ten koszmar się skończy.
- A ile mam czekać dokładnie?- założyła ręce.
- Tydzień? Dwa? To zależy…
- Od czego?
- Każdy musi mi wyznać miłość. Logana mam z głowy. James niedosłownie, a Kendall i Carlos są blisko.
- Chcesz ich wszystkich w sobie rozkochać, a potem porzucić?- spytała.
- Gorzej.- wyszczerzyłam się.- Podasz mi coś do picia?
- Trzymaj.- wręczyła mi szklankę z nektarem porzeczkowym, a następnie poszła do łazienki. Gdy wróciła, trzymała ze sobą wagę.- Po co ją przyniosłaś?- podniosłam się zaintrygowana.
- Coś z nią nie tak. Zepsuła się chyba…- postawiła ją na ziemi.- Ile ważysz?
- Pięćdziesiąt osiem, a co?
- Stań na wagę.- poprosiła mnie. Podniosłam tyłek i zrobiłam co kazała. Spojrzałam w okienko. Liczby zaczęły szaleć. Na ułamek sekundy pokazały liczbę pięćdziesiąt osiem, a potem zeszło do pięćdziesięciu pięciu.- Haha schudłam. Co za magia.
- Nie schudłaś. Ważyłam się wczoraj. Co? Dziś naglę ważę mniej? Jest zepsuta. Wiedziałam, że skoro jest w promocji to coś musi być z nią nie tak…- zamyśliła się.- Będę musiała ja zwrócić.
- Ej!- coś mi zabłysło w głowie. Pomysł.- Nie. Zostaw mi tą wagę. Jeszcze mi się przyda. Oddam ci za nią.- odłożyłam ją na bok.
Potem szykowałam się na bóstwo. Do wyjścia zostało mi pół godziny. Prawie wszystko miałam gotowe. Emma stwierdziła, że wyglądam jak do zjedzenia, więc jest ok. Szukałam jeszcze odpowiednich dodatków kiedy ktoś zapukał do drzwi. Lokatorka podeszła i spojrzała przez wizjer.
- Nina!- przybiegła do mnie.- To James!- szepnęła.
- Co on tu robi? Miałam czekać na taksówkę!- pisnęłam.
- Co robić?- spytała.
- Chowaj się do pokoju. Bądź cicho jak mysz pod miotłą, a ja otworzę.- szybko zniknęła mi z oczu.
- Niespodzianka!- zanucił James gdy mu otworzyłam.
Zza pleców wyjął bukiet róż.
- Ojej. Jakie piękne. Dziękuję.
- Nie zaprosisz mnie do środka?- spytał. Szczerze powiedziawszy wolałabym nie, ale nie miałam innego wyjścia. Uchyliłam mu drzwi. Wstawiłam kwiaty do wazonu.- Ładnie sobie mieszkasz.- rozejrzał się.
- Dać ci coś do picia?
- Nie. Zaraz idziemy przecież. Chciałem tylko zobaczyć jak sobie tu żyje moja dziewczyna. A gdzie twoje lokatorki?
- Ehm…- podeszłam do niego.- Dwie poszły do kina, a jedna śpi. Położyła się wcześniej, bo była zmęczona.
- No szkoda. A chciałem je poznać.- westchnął.- To możemy już iść. Wsiedliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy. Może chciał dobrze, ale nie podobały mi się tego typu niespodzianki. Oby już więcej się tak nie bawił. No i co, że ja robię gorsze rzeczy? Oni też święci nie są. Gdy byliśmy już na miejscu, otworzył mi drzwi i zaprowadził do siebie. Mieszkał w nowocześnie wystrojonym apartamencie. Zaprosił mnie do urządzonego stołu. Włączył piekarnik gdzie dopiekała się już wcześniej przygotowana pieczeń. Usiedliśmy do stołu naprzeciw siebie. Piliśmy wino, w tle leciała cicha muzyka…
- Postarałeś się. Jestem zachwycona.
- Właśnie o to chciałem spytać.- uśmiechnął się. Wyciągnął telefon z kieszeni.- Wyciszę go żeby nikt nam nie przeszkadzał.- odłożył go na komodę.- Już zaraz podam danie. Mam nadzieję, że ci zasmakuje. Nie często coś przyrządzam, ale Carlos pożyczył mi wyśmienitą książkę kucharską.- jeszcze raz usłyszę dzisiaj te imię, a moja głowa eksploduje.
- Wierzę, że będzie przepyszne.
- Już pewnie się zrobiło.- podszedł do piekarnika. Gdy spróbowałam, miał rację. To rozpływało się w ustach. Zakochałam się w tym smaku.
- I jak?
- Jesteś moim mistrzem.
- Schlebiasz mi.- spojrzał w zegarek, a potem znów na mnie.- Skoczę do toalety, dobrze?- kiwnęłam głową. Dobrze, że poszedł. Mogłam przestać kontrolować się przy stole i objeść. Już opróżniałam swój talerz kiedy zauważyłam, że jego telefon się zaświecił. Zaintrygowana podeszłam sprawdzić. Dostał smsa od jakiegoś Marcosa. Zastanawiałam się chwilę czy go może przeczytać. No i ciekawość była silniejsza.
Maslow, szybko zbieraj się. Nasi inwestorzy przybyli jednak dzisiaj. Nie mają wiele czasu. Jeśli się nie zjawisz za kwadrans, będzie po interesach i po naszych pięćdziesięciu patykach.
Dopiero gdy za drugim razem to przeczytałam, zrozumiałam o co tu chodzi. Pewnie w jego klubie są teraz jacyś faceci, którzy chcą ubić z nimi jakieś interesy. Jeśli James się nie zjawi, szansa przepadnie. Weszłam szybko w menu i wybrałam opcje usuń. Po sekundzie po wiadomości nie został ślad. O jeny. Jaka ja wredna, o jaka ja zła. Będzie miał za swoje. Szybko wróciłam na miejsce gdy usłyszałam jak James otwiera drzwi. Usiadł na swoje krzesło. Przeszliśmy do jedzenia sałatki. Zauważyłam, że telefon wciąż się świecił. Marcos musiał do niego wydzwaniać, a James nie widział tego, ponieważ komoda była za nim.
- A może usiądziemy sobie na sofie i odpoczniemy wygodnie po posiłku?
- Chyba czytasz mi w myślach.- podniosłam się. Nie, nie czytał mi w myślach. Tak tylko powiedziałam.
- Tak się cieszę, że cię spotkałem.- zaczął gdy siedzieliśmy już obok siebie. Objął mnie przekładając rękę przez szyję.- Tamtego dnia miałem podły nastrój. Przyjaciele zadzwonili do mnie. Chcieli żebym się wyrwał na miasto. Po wielu błaganiach dałem się namówić. I gdy wysiadłem już z auta , zobaczyłem ciebie. Twój widok sprawił, że zupełnie zapomniałem o tym co wcześniej mnie dręczyło. Wiedziałem, że jeśli do ciebie nie zagadam to popełnię błąd. I to jest właśnie moment, którego nie będę żałował nigdy.- to się jeszcze okaże.
- Ja nie będę żałować tego, że do ciebie zadzwoniłam. A jaki jest moment, którego właśnie żałujesz?
- Czego żałuję? Nie wiem…- zamyślił się.- Chyba jest taka jedna rzecz.
- Jaka?- zaciekawiłam się.
- W liceum była taka dziewczyna. Nazywała się Nina Simons. Mówiłem ci o niej?- zaprzeczyłam ruchem głowy.- To stara historia. Z całą moją paczką nie daliśmy jej żyć. Wyglądała jak… nawet nie wiem jak to nazwać. Była po prostu szkaradna. Te włosy, te zęby, ubiór.
- Czemu ją dręczyliście?- może w końcu dowiem się tego teraz.
- Szczerze? Nie mam pojęcia, dlaczego wybraliśmy sobie taką dziewczynę na cel do zabawy. Oprzytomnieliśmy gdy już było trochę za późno. Gdybym ją spotkał, powiedziałbym jej, że niczego w życiu tak nie żałowałem jak tego co jej robiliśmy.- było mi strasznie głupio kiedy tego słuchałam. Aż odebrało mi mowę z wrażenia. Gula stanęła mi w gardle. Poczułam taki żal o to wszystko. Na chwilę przestałam czuć do nich te nienawiść, ale tylko na chwilę. W sumie to nie wiem co potem czułam. Na pewno byłam zmieszana.- Alice? Nic nie powiesz?
- Zamyśliłam się.- poprawiłam włosy.
- Nie miej mnie za to za drania. To było kiedyś.- wziął mi kosmyk za ucho.- Nie gryzę…- szepnął mi do ucha.- Kocham cię…- wtedy położył usta na moich. Rozchyliłam wargi. Jego język połączył się z moim. Przyłożył rękę do mojej twarzy, a drugą położył mi na udzie. Wędrował nią coraz wyżej i wyżej aż zniknęła pod sukienką dotykając mojej miednicy. Wiem do czego to szło, więc musiałam to przerwać.
- James…- przestałam go całować. Spojrzał mi prosto w oczy.- Nie mogę. Nie jestem jeszcze gotowa. Przykro mi.-spuściłam głowę. Nie chciałam żeby teraz na mnie patrzył. Przecież nie zrobię tego z nim. To wszystko raczej nie jest tego warte.
- Rozumiem.- odsunął się ciut.- Moja wina. Przepraszam. Byłem zbyt nachalny.
- Spoko…- nabrałam powietrza do płuc. Zrobiło się dziwnie. Atmosfera była napięta.- Wiesz… ja już będę wracać do domu.
- Odwiozę cię.- zaproponował.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.- wstałam poprawiając kreację.- W dodatku piłeś.
- Nie wygłupiaj się. Już późno. Zamówię taksówkę.- nie protestowałam już. James gdy wziął komórkę, zdziwił się.- Marcos? Osiem połączeń?- olał to w tym momencie i wezwał taksówkę. Czekaliśmy aż przyjedzie, a do tego czasu rozmowa niezbyt się kleiła. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Przez okno zauważyłam, że taxi już czeka. Gdy otworzyłam drzwi, złapał mnie za rękę.- Alice?
- Tak, James?
- Mam nadzieję, że to nie zaburzy naszych relacji.
- Nie martw się o to.- wymusiłam uśmiech, który go trochę podniósł na duchu, bo jego kąciki ust tez się podniosły odrobinę.- Jesteśmy w kontakcie. Pa.
- Dobranoc.- puścił moją rękę i pozwolił wyjść. Weszłam do auta i spojrzałam przez okno. Stał oparty o framugę drzwi. Patrzył w moją stronę. To była bardzo dziwna dla mnie sytuacja. Muszę wrócić do domu i pomyśleć co dalej. Odwróciła głowę, oparłam ją o siedzenie. Zamknęłam oczy i myślałam. Myślałam o Jamesie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
B: Powiedzcie mi jedno. Czemu rozdziały z udziałem Kendalla są akurat najpopularniejsze? Tak bardzo kochacie Kendalla? :D Najwięcej wyświetleń mam właśnie przy nim. Przypadek? :D
Mam sporo nauki, a wolny czas poświęcam właśnie na pisaniu. Chciałabym się wyrobić z tym blogiem do końca roku, ponieważ w drugim semestrze będzie tylko gorzej. I sorry za ostatni rozdział gdzie się tekst na biało pozaznaczał. Marla nie uratowała go :P Trudno to wytłumaczyć.
M: Nie trudno, tylko ci się nie chce :P Kacha, nie strzeliła. Rozdział ten jest z Jamesem, a nie Loganem. Tak mi przykro hehe :D Podajże w 11 będzie Loganek, z tego co znam z planu :P
- Nina!- przybiegła do mnie.- To James!- szepnęła.
- Co on tu robi? Miałam czekać na taksówkę!- pisnęłam.
- Co robić?- spytała.
- Chowaj się do pokoju. Bądź cicho jak mysz pod miotłą, a ja otworzę.- szybko zniknęła mi z oczu.
- Niespodzianka!- zanucił James gdy mu otworzyłam.
Zza pleców wyjął bukiet róż.
- Ojej. Jakie piękne. Dziękuję.
- Nie zaprosisz mnie do środka?- spytał. Szczerze powiedziawszy wolałabym nie, ale nie miałam innego wyjścia. Uchyliłam mu drzwi. Wstawiłam kwiaty do wazonu.- Ładnie sobie mieszkasz.- rozejrzał się.
- Dać ci coś do picia?
- Nie. Zaraz idziemy przecież. Chciałem tylko zobaczyć jak sobie tu żyje moja dziewczyna. A gdzie twoje lokatorki?
- Ehm…- podeszłam do niego.- Dwie poszły do kina, a jedna śpi. Położyła się wcześniej, bo była zmęczona.
- No szkoda. A chciałem je poznać.- westchnął.- To możemy już iść. Wsiedliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy. Może chciał dobrze, ale nie podobały mi się tego typu niespodzianki. Oby już więcej się tak nie bawił. No i co, że ja robię gorsze rzeczy? Oni też święci nie są. Gdy byliśmy już na miejscu, otworzył mi drzwi i zaprowadził do siebie. Mieszkał w nowocześnie wystrojonym apartamencie. Zaprosił mnie do urządzonego stołu. Włączył piekarnik gdzie dopiekała się już wcześniej przygotowana pieczeń. Usiedliśmy do stołu naprzeciw siebie. Piliśmy wino, w tle leciała cicha muzyka…
- Postarałeś się. Jestem zachwycona.
- Właśnie o to chciałem spytać.- uśmiechnął się. Wyciągnął telefon z kieszeni.- Wyciszę go żeby nikt nam nie przeszkadzał.- odłożył go na komodę.- Już zaraz podam danie. Mam nadzieję, że ci zasmakuje. Nie często coś przyrządzam, ale Carlos pożyczył mi wyśmienitą książkę kucharską.- jeszcze raz usłyszę dzisiaj te imię, a moja głowa eksploduje.
- Wierzę, że będzie przepyszne.
- Już pewnie się zrobiło.- podszedł do piekarnika. Gdy spróbowałam, miał rację. To rozpływało się w ustach. Zakochałam się w tym smaku.
- I jak?
- Jesteś moim mistrzem.
- Schlebiasz mi.- spojrzał w zegarek, a potem znów na mnie.- Skoczę do toalety, dobrze?- kiwnęłam głową. Dobrze, że poszedł. Mogłam przestać kontrolować się przy stole i objeść. Już opróżniałam swój talerz kiedy zauważyłam, że jego telefon się zaświecił. Zaintrygowana podeszłam sprawdzić. Dostał smsa od jakiegoś Marcosa. Zastanawiałam się chwilę czy go może przeczytać. No i ciekawość była silniejsza.
Maslow, szybko zbieraj się. Nasi inwestorzy przybyli jednak dzisiaj. Nie mają wiele czasu. Jeśli się nie zjawisz za kwadrans, będzie po interesach i po naszych pięćdziesięciu patykach.
Dopiero gdy za drugim razem to przeczytałam, zrozumiałam o co tu chodzi. Pewnie w jego klubie są teraz jacyś faceci, którzy chcą ubić z nimi jakieś interesy. Jeśli James się nie zjawi, szansa przepadnie. Weszłam szybko w menu i wybrałam opcje usuń. Po sekundzie po wiadomości nie został ślad. O jeny. Jaka ja wredna, o jaka ja zła. Będzie miał za swoje. Szybko wróciłam na miejsce gdy usłyszałam jak James otwiera drzwi. Usiadł na swoje krzesło. Przeszliśmy do jedzenia sałatki. Zauważyłam, że telefon wciąż się świecił. Marcos musiał do niego wydzwaniać, a James nie widział tego, ponieważ komoda była za nim.
- A może usiądziemy sobie na sofie i odpoczniemy wygodnie po posiłku?
- Chyba czytasz mi w myślach.- podniosłam się. Nie, nie czytał mi w myślach. Tak tylko powiedziałam.
- Tak się cieszę, że cię spotkałem.- zaczął gdy siedzieliśmy już obok siebie. Objął mnie przekładając rękę przez szyję.- Tamtego dnia miałem podły nastrój. Przyjaciele zadzwonili do mnie. Chcieli żebym się wyrwał na miasto. Po wielu błaganiach dałem się namówić. I gdy wysiadłem już z auta , zobaczyłem ciebie. Twój widok sprawił, że zupełnie zapomniałem o tym co wcześniej mnie dręczyło. Wiedziałem, że jeśli do ciebie nie zagadam to popełnię błąd. I to jest właśnie moment, którego nie będę żałował nigdy.- to się jeszcze okaże.
- Ja nie będę żałować tego, że do ciebie zadzwoniłam. A jaki jest moment, którego właśnie żałujesz?
- Czego żałuję? Nie wiem…- zamyślił się.- Chyba jest taka jedna rzecz.
- Jaka?- zaciekawiłam się.
- W liceum była taka dziewczyna. Nazywała się Nina Simons. Mówiłem ci o niej?- zaprzeczyłam ruchem głowy.- To stara historia. Z całą moją paczką nie daliśmy jej żyć. Wyglądała jak… nawet nie wiem jak to nazwać. Była po prostu szkaradna. Te włosy, te zęby, ubiór.
- Czemu ją dręczyliście?- może w końcu dowiem się tego teraz.
- Szczerze? Nie mam pojęcia, dlaczego wybraliśmy sobie taką dziewczynę na cel do zabawy. Oprzytomnieliśmy gdy już było trochę za późno. Gdybym ją spotkał, powiedziałbym jej, że niczego w życiu tak nie żałowałem jak tego co jej robiliśmy.- było mi strasznie głupio kiedy tego słuchałam. Aż odebrało mi mowę z wrażenia. Gula stanęła mi w gardle. Poczułam taki żal o to wszystko. Na chwilę przestałam czuć do nich te nienawiść, ale tylko na chwilę. W sumie to nie wiem co potem czułam. Na pewno byłam zmieszana.- Alice? Nic nie powiesz?
- Zamyśliłam się.- poprawiłam włosy.
- Nie miej mnie za to za drania. To było kiedyś.- wziął mi kosmyk za ucho.- Nie gryzę…- szepnął mi do ucha.- Kocham cię…- wtedy położył usta na moich. Rozchyliłam wargi. Jego język połączył się z moim. Przyłożył rękę do mojej twarzy, a drugą położył mi na udzie. Wędrował nią coraz wyżej i wyżej aż zniknęła pod sukienką dotykając mojej miednicy. Wiem do czego to szło, więc musiałam to przerwać.
- James…- przestałam go całować. Spojrzał mi prosto w oczy.- Nie mogę. Nie jestem jeszcze gotowa. Przykro mi.-spuściłam głowę. Nie chciałam żeby teraz na mnie patrzył. Przecież nie zrobię tego z nim. To wszystko raczej nie jest tego warte.
- Rozumiem.- odsunął się ciut.- Moja wina. Przepraszam. Byłem zbyt nachalny.
- Spoko…- nabrałam powietrza do płuc. Zrobiło się dziwnie. Atmosfera była napięta.- Wiesz… ja już będę wracać do domu.
- Odwiozę cię.- zaproponował.
- Nie trzeba. Poradzę sobie.- wstałam poprawiając kreację.- W dodatku piłeś.
- Nie wygłupiaj się. Już późno. Zamówię taksówkę.- nie protestowałam już. James gdy wziął komórkę, zdziwił się.- Marcos? Osiem połączeń?- olał to w tym momencie i wezwał taksówkę. Czekaliśmy aż przyjedzie, a do tego czasu rozmowa niezbyt się kleiła. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć. Przez okno zauważyłam, że taxi już czeka. Gdy otworzyłam drzwi, złapał mnie za rękę.- Alice?
- Tak, James?
- Mam nadzieję, że to nie zaburzy naszych relacji.
- Nie martw się o to.- wymusiłam uśmiech, który go trochę podniósł na duchu, bo jego kąciki ust tez się podniosły odrobinę.- Jesteśmy w kontakcie. Pa.
- Dobranoc.- puścił moją rękę i pozwolił wyjść. Weszłam do auta i spojrzałam przez okno. Stał oparty o framugę drzwi. Patrzył w moją stronę. To była bardzo dziwna dla mnie sytuacja. Muszę wrócić do domu i pomyśleć co dalej. Odwróciła głowę, oparłam ją o siedzenie. Zamknęłam oczy i myślałam. Myślałam o Jamesie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
B: Powiedzcie mi jedno. Czemu rozdziały z udziałem Kendalla są akurat najpopularniejsze? Tak bardzo kochacie Kendalla? :D Najwięcej wyświetleń mam właśnie przy nim. Przypadek? :D
Mam sporo nauki, a wolny czas poświęcam właśnie na pisaniu. Chciałabym się wyrobić z tym blogiem do końca roku, ponieważ w drugim semestrze będzie tylko gorzej. I sorry za ostatni rozdział gdzie się tekst na biało pozaznaczał. Marla nie uratowała go :P Trudno to wytłumaczyć.
M: Nie trudno, tylko ci się nie chce :P Kacha, nie strzeliła. Rozdział ten jest z Jamesem, a nie Loganem. Tak mi przykro hehe :D Podajże w 11 będzie Loganek, z tego co znam z planu :P